Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Robota to nie głupota! Dominik, Adam i Tomasz wiedzą o tym dobrze

Anna Czerny-Marecka
Anna Czerny-Marecka
Kiedy wiele lat temu synek Zofii Stodoły zginął w wypadku, nie pytała „Dlaczego?”, tylko „Po co?”. Z pomocą męża i przyjaciół podniosła się z dna rozpaczy z przekonaniem, że musi czynić dobro. Ratować innych. Tych, którzy sami sobie w życiu nie poradzą. I tak powstała najpierw fundacja, a potem Przedsiębiorstwo Społeczne Przystań.

Budynek przy ul. Gdyńskiej w Słupsku. Pracownie, biura, sala do rehabilitacji, kuchnia, pokój socjalny. Jasne kolory, czysto, ładne meble, nowoczesny sprzęt. Za oknem widok na zieleń i teren, na który już są nowe pomysły.

Jeszcze kilka lat temu była tu rudera. To remont, a w zasadzie budowa na ruinach, przeprowadzona własnymi siłami i z nieprawdopodobną wręcz pomocą obcych wtedy ludzi, darczyńców, stała się mitem założycielskim firmy, która zatrudnia 25 osób z niepełnosprawnościami intelektualnymi. Drugie tyle czeka w kolejce. Bo to jedyne miejsce w powiatowym mieście, w którym znajdą pracę. Nie zasiłek, doraźną pomoc, tylko pracę z wynagrodzeniem. Własne pieniądze. Poczucie niezależności. Godność.

Dowartościowani

Dominik, lat 28, Adam (21) i Tomasz (38) właśnie skończyli zmianę. Chociaż mogliby już iść do domu, siadają w pokoju socjalnym i chętnie odpowiadają na pytania.

- Od czterech lat tu pracuję, praktycznie od początku Przystani. Remontowałem to miejsce - mówi Dominik. - Obecnie dla Markosa rurki wycinam albo dociskam trójniki, te rzeczy do łodzi idą. Najpierw myślałem, że to trudne będzie, ale okazało się łatwe do ogarnięcia. Wcześniej nie pracowałem, do ośrodka specjalnego chodziłem, uczyłem się. Chciałem bardzo pracować, a nie w domu siedzieć i się nudzić. Wśród ludzi pracować. Choruję na przewlekłą chorobę, leki biorę rano i wieczorem, muszę mieć poczucie bezpieczeństwa, ciężko byłoby mi pracować w normalnej firmie. Tutaj się bezpiecznie czuję, jest spokojnie. Zarobki? Dokładam się rodzicom na opłaty, odkładam na to, co chcę kupić, dowartościowany się czuję.

- W 2022 roku na początku lutego przyszedłem tutaj - teraz kolej Adama. - Obecnie podobne rzeczy co kolega robię, a przeważnie to pianki dla Markosa - do wzmacniania konstrukcji łodzi. Pianki wycinamy z szablonów, są różne kształty, a potem szlifujemy. To ciekawa praca. Do katolickiej szkoły chodziłem, gimnazjum i liceum. Trochę się wstydzę mówić, co mi jest. Zespół Aspergera. Zastanawiałem się nad pracą w zwykłej firmie, ale jest ciężko. Raczej by się nie udało. Za dużo nie wydaję, oszczędny jestem. Z oszczędności kupiłem motocykl, dosyć nowy. Mam prawo jazdy.

- Ja zacząłem tutaj dzięki pani Zosi - mówi Tomasz, u którego zdiagnozowano lekki stopień niepełnosprawności intelektualnej. - Chodziłem do ośrodka szkolno-wychowawczego, brałem udział w projekcie pani Zosi, działając w klubie wolontariusza. Tutaj w 2019 roku przyszedłem z pierwszymi osobami. Remontowałem siedzibę. Pieniądze oszczędzam, aby rodzinie pomóc.

Miejsce, w którym chce się być

Mateusz Zarzycki, z zawodu terapeuta zajęciowy, jest w Przystani osobistym asystentem osoby niepełnosprawnej. Opiekuje się warsztatem montaż-demontaż. Czyli czym?

- Konfekcjonowanie, składanie pudełek, pakowanie, etykietowanie, foliowanie, oklejanie, montaż, proste prace fizyczne - wymienia pan Mateusz. - Rozdzielam pracę, zarządzam nią, kontaktuję się z kontrahentami. Wiem, jakie nasi pracownicy mają możliwości i tak organizuję pracę, żeby wszystko było zrobione jak należy. Firmy nas chwalą. Bo nasi podopieczni są dokładni, muszą tylko mieć zapewnione odpowiednie warunki i szkolenia, kiedy wchodzi nowe zadanie. Rozwijają się dzięki tej pracy, widzę to na co dzień.

Wcześniej Mateusz Zarzycki pracował między innymi w świecie korpo, zarządzał kilkudziesięcioosobowymi zespołami. Pieniądze nieporównywalne. Dlaczego zrezygnował na rzecz pracy z niepełnosprawnymi?

- Moje wysiłki szły donikąd, nie widziałem sensu tego, co robię. A chciałem widzieć efekty, mieć poczucie, że ktoś z mojej pracy skorzystał, że pomagam mu budować poczucie własnej wartości i zapewniam bezpieczeństwo. No i Przystań to dla mnie takie miejsce, w którym chce się być.

Elżbieta Wróbel, wiceprezes fundacji Przystań, lubi tu przychodzić, bo wtedy czuje się szczęśliwą matką. Wystarczy, że spojrzy na syna Michała zajętego robotą albo rozmową z Alą.

- To, co widzę w jego rozwoju, jest niesamowite - mówi pani Elżbieta. - Kiedy mieli urlop, był bardzo zaniepokojony, nie rozumiał, co się dzieje, jak można nie iść do pracy! No i znalazł tutaj swoją miłość. Ala jeździ na wózku, ma problemy z mową, ale świetnie się ze sobą komunikują, troszczą się o siebie, chodzą na kawę… Teraz zależy mu, żeby być eleganckim, dojrzał.

Pani Ela też znalazła dla siebie miejsce w Przystani.

- Rozwinęłam swój talent, jestem gliniarą - śmieje się. - Mam zacięcie i pasję, odkładam wszystko, żeby tu z pracownikami tworzyć różne cudeńka w pracowni rękodzieła.

Piękne wyroby rękodzielnicze można kupić w sklepie charytatywnym Przystani przy ul. Wojska Polskiego 50. Jest tam też odzież, obuwie, torebki. Bo Przystań musi zarabiać, żeby zarabiać mogli jej pracownicy. Dlatego piszą projekty na pieniądze z Unii Europejskiej, zabiegają o kontrakty z firmami na usługi warsztatu montażu, szukają zleceń dla agencji reklamy, no i chętnych na kupno wyrobów rękodzielniczych. To firma jak inne, bez subwencji, nawet na terapeutów. Pomaga tylko PFRON, dokładając się do pensji niepełnosprawnych pracowników. Nie są to duże pieniądze.

Anioły wokół, przeszkody na zewnątrz

- Oni nie mają nawet pokoju nauczycielskiego, rzeczy w biureczkach w pracowniach trzymają - Zofia Stodoła „ukochuje” (tak często mówi) chociaż dobrym słowem swoich współpracowników. Pokazuje zdjęcia, zabawnie każdego charakteryzując.

- Czy pani sobie wyobraża, że oni dobrowolnie poprosili o zmniejszenie im pensji, żebyśmy mogli robić swoje w oczekiwaniu na nowe rozdanie unijnych pieniędzy! - pani Zosia aż zawiesza głos, żeby zaznaczyć, że to ze strony jej pełnosprawnych instruktorów, opiekunów, terapeutów duże poświęcenie. Nie zarabiają przecież w Przystani kokosów.

A skoro już mowa o pieniądzach, to często spędzają sen z powiek pani Zofii. Nie tylko te, które musi zdobyć na Przystań. Także te, które z racji zatrudnienia, za najniższą krajową, tracą jej podopieczni.

- Nasza prawniczka prowadzi cztery sprawy dotyczące zabrania rent - opowiada ze wzburzeniem. - Nie dość, że muszą co jakiś czas stawać przed komisją, chociaż z ich niepełnosprawności nikt ich nie wyleczy, to jeszcze orzecznicy uważają, że nie mogą pobierać renty, bo są zatrudnieni. Nie patrzą, że praca u nas nie oznacza „zdolności do pracy”, że mają pół etatu i jest to bardziej rehabilitacja, aktywizacja społeczna niż zarobkowanie. Autystyk czystej wody usłyszał na przykład, że jak u nas za mało zarabia, żeby przeżyć bez renty, to niech zmieni pracę. Jak?! W zwykłym zakładzie żaden z podopiecznych Przystani sobie nie poradzi! Sprawdzałam. Lata temu załatwiałam absolwentom ośrodka specjalnego w Słupsku, gdzie pracowałam, zatrudnienie w różnych firmach. Zrozumiałam wtedy, że otwarty rynek pracy to koniec drogi usamodzielnienia się osób niepełnosprawnych intelektualnie, nie początek. Musiałam szukać nowych ścieżek.

Bo pani tak lubi się przytulać

Tą ścieżką, drogą, a może nawet autostradą, jest właśnie Przystań. Odpowiedź Zofii Stodoły na lęki rodziców, które najtrafniej oddaje tytuł książki Jacka Hołuba „Żeby umarło przede mną. Opowieści matek niepełnosprawnych dzieci”.

„Moim największym bagażem było poczucie zniweczenia efektów wieloletniej pracy pedagogicznej i poczucie odpowiedzialności za tych młodych ludzi, którzy kończyli szkołę, a potem wpadali w czarną dziurę osamotnienia. Pamiętam wiele spotkań z absolwentami i ich rodzicami, pamiętam bezradność w poszukiwaniu odpowiedzi na pytania: co ja teraz zrobię? Co my teraz mamy zrobić, przecież nikt nas nie chce? Bardzo mi to ciążyło” - napisała założycielka Przystani w artykule, który znajdziemy na stronie fundacji.

- My ich nie tylko zatrudniamy - wylicza pani Zofia. - Organizujemy warsztaty gotowania, sprzątania, rehabilitację, chodzimy do kina i teatru, wyjeżdżamy na wycieczki. Jak oni się wtedy cieszą, jak dbają o siebie nawzajem! W Krakowie w pubie na głównym rynku słuchali muzyki, tańczyli. Tak rozkręcili towarzystwo, że właściciel zamknął lokal na jeden wieczór specjalnie dla nas. Wyobraża sobie pani! Zamknąć pub dla nieznanej grupy ze Słupska. Przecież stracił na tym niezły zarobek.

Kolejne zdjęcia. Chłopak z szerokim spektrum autyzmu, nieznoszący dotyku, któremu każdy szmer przeszkadza, tuli się do Zofii Stodoły. Tak samo jego równie autystyczna koleżanka. - Bo pani tak lubi się przytulać - stwierdził Przemek.

Głowa pełna marzeń

Właśnie precyzuje się projekt budowy mieszkań wspomaganych. Musi poczekać na unijne pieniądze. To kolejny krok zdobywania życiowej niezależności przez podopiecznych Przystani.

Ma też powstać ogród społeczny. Taki dla nich i dla sąsiadów. Już teraz odbywa się wspólne z mieszkańcami pobliskich domów kolędowanie, jasełka, spotkania. Jeden z nich zaoferował, że urządzi w ogrodzie ptaszarnię. - Takie marzenia chodzą mi po głowie - uśmiecha się Zofia Stodoła.

Tobie, Panie, zaufałam

Kiedy jest ciężko, kiedy wydaje się, że już tylko ściana, podwija rękawy, a w zasadzie jeden rękaw, i patrzy na swój tatuaż: Te speravi, Domine (Tobie, Panie, zaufałam).

- Kiedy był ten generalny remont i wszystko się sypało, aż płakałam z bezradności, przyszła mi do głowy taka myśl: jak jest na to boży plan, to się uda. I zadziałało. A ponad miesiąc temu zrobiłam sobie ten tatuaż, żeby się Bogu przypomnieć - tłumaczy pani Zofia i uśmiecha się nieco szelmowsko.

Po to więc to było, dla ludzi, którzy: - Mają w sobie więcej miłości, empatii, szacunku dla siebie nawzajem niż wielu zdrowych ludzi, niż świat, który ich często odrzuca - konkluduje Zofia Stodoła.

Ps. Można wspomóc Przystań, wpłacając 1,5 proc. podatku - nr KRS 0000801289.

od 7 lat
Wideo

Precz z Zielonym Ładem! - protest rolników w Warszawie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Robota to nie głupota! Dominik, Adam i Tomasz wiedzą o tym dobrze - Głos Szczeciński

Wróć na gp24.pl Głos Pomorza