Proces Marcina W. zaczął się przed Wielkanocą. Trwał tylko dwa dni.
Wczoraj słupski Sąd Okręgowy skazał na trzy lata więzienia 34-letniego słupszczanina za próbę zabójstwa w warunkach obrony koniecznej, ale z przekroczeniem jej granic. Marcin W. wysłuchał wyroku i uzasadnienia prawie ze łzami w oczach. Pokrzywdzony Radosław S. nie przyszedł do sądu.
To już druga sprawa Marcina W. We wrześniu ubiegłego roku Sąd Okręgowy, ale w innym składzie, uniewinnił go, uznając, że oskarżony działał w obronie własnej i miał prawo odeprzeć bezpośredni i bezprawny atak Radosława S. Jednak po apelacji prokuratury tamten wyrok został uchylony.
Po tym procesie prokurator Krzysztof Młynarczyk żądał kary nadzwyczajnie złagodzonej - sześciu lat więzienia. Obrońca oskarżonego Anna Bogucka-Skowrońska - uniewinnienia lub odstąpienia od wymierzenia kary.
Poszło o trzysta złotych, które Marcin W. był winien Radosławowi S. 11 lipca 2007 roku wierzyciel przyszedł po pieniądze do mieszkania, które wynajmował dłużnik przy ul. Jana Kazimierza w Słupsku. U gospodarza było pięcioro gości. Marcin W. uznał, że nie wpuści do środka Radosława S., ale w końcu otworzył drzwi i już na klatce schodowej doszło do rękoczynów. S. zażądał zwrotu pieniędzy. Wtargnął do mieszkania i przewrócił Marcina W. na wersalkę. Miał przewagę. Bił go, uderzył głową w szczękę. W pewnym momencie zaatakowany oswobodził się i poszedł do kuchni.
- Nie będziesz mnie bił w moim domu - krzyknął. Wrócił z nożem i gdy Radosław S. podnosił się z wersalki, Marcin W. zadał mu silny cios. Trafił blisko serca.
Radosław S. przyłożył koszulkę do krwawiącej rany i wybiegł z mieszkania, za nim jeden z gości. Pokrzywdzony wsiadł do samochodu, zdążył zadzwonić do żony. Sam zgłosił się po pomoc do szpitala. Lekarzom udało się uratować mu życie.
- Spadać stąd, bo zaraz tu może być policja - wyprosił znajomych Marcin W. Wkrótce na trzy miesiące trafił do aresztu. Przed słupskim sądem cały czas odpowiadał z wolnej stopy.
Tym razem usłyszał, że pójdzie do więzienia, a pokrzywdzonemu ma zapłacić pięć tysięcy złotych.
- To prawda, że Radosław S. naruszył mir domowy. Jednak oskarżony musi ponieść karę, bo zadał cios, gdy napastnik zaprzestał już ataku - uzasadnił sędzia Jacek Żółć złagodzony wyrok za przekroczenie granic obrony koniecznej.
- To zły, bezczelny człowiek - powiedział nam Marcin W. o pokrzywdzonym, swoim dawnym koledze. - Dzisiaj nie rozmawiamy ze sobą. Ja go przepraszałem. Napisałem z aresztu list, ale przecież on napadł mnie w moim domu. Sytuacja była dynamiczna. Kiedy broniłem się, nie zastanawiałem się, czy jego atak już ustał, czy nie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?