Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

17 grudnia 1970 r. w Gdyni otwarto ogień do stoczniowców, którzy przyszli do pracy. Zgięło 16 bezbronnych ludzi

OPRAC.:
Lidia Lemaniak
Lidia Lemaniak
Demonstracje Grudnia 1970 w Gdyni: Ciało Zbyszka Godlewskiego niesione przez demonstrantów
Demonstracje Grudnia 1970 w Gdyni: Ciało Zbyszka Godlewskiego niesione przez demonstrantów Autorstwa Edmund Pelpliński - Andrzej Wajda (1981-07-10). "Uzupełniam swój życiorys". Tygodnik Solidarność (2): 11., Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=12221682
17 grudnia 1970 roku około godz. 6:00 w okolicach przystanku kolejowego Gdynia Stocznia, wojsko i milicja otworzyły ogień do zdążających do zakładu pracy stoczniowców. Posłuchali oni wicepremiera PRL Stanisława Kociołka, który apelował, aby wrócić do pracy. Zastrzelono wówczas 16 bezbronnych osób.

Jedno z najbardziej symbolicznych wydarzeń rządów komunistycznych w Polsce po 1945 r.

– Jeszcze raz ponawiam, stoczniowcy, adresowane do was wezwanie: przystąpcie do normalnej pracy. Są do tego wszystkie warunki – mówił Kociołek w lokalnej telewizji i radiu, niespełna 10 godzin wcześniej, 16 grudnia wieczorem.

– Ci ludzie, robotnicy, stoczniowcy, oni nie uczestniczyli w manifestacji, w demonstracji, nie przyszli tu z zamiarem przeciwstawienia się czemukolwiek. Oni po prostu szli wykonać swoje codzienne zadanie, zarobić na chleb dla swoich najbliższych. I zginęli. To jedno z najbardziej symbolicznych wydarzeń całego okresu rządów komunistycznych w Polsce po 1945 r. – powiedział w Gdyni podczas obchodów 50. rocznicy masakry robotników Wybrzeża prezydent Andrzej Duda.

Stanisław Kociołek, który nakłaniał w telewizyjnym wystąpieniu strajkujących do podjęcia pracy, wiedział, że stocznia ma zostać zablokowana przez wojsko już następnego dnia rano. Po wydarzeniach grudniowych stracił wprawdzie miejsce w Biurze Politycznym KC PZPR – „za karę” został wieloletnim ambasadorem PRL m.in. w Moskwie, Tunezji i Luksemburgu. W latach 1980-1982 był I sekretarzem Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Warszawie. Za swe działania nigdy nie poniósł odpowiedzialności karnej. Ukarany został jedynie moralnie – jako „kat Trójmiasta” został wymieniony z imienia i nazwiska m.in. w „Balladzie o Janku Wiśniewskim” autorstwa Krzysztofa Dowgiałło (muzyka Mieczysław Cholewa) oraz w powieści „Turbot” noblisty Güntera Grassa.

Tragiczny symbol Grudnia '70

Tragicznym symbolem Grudnia '70 stało się zdjęcie pochodu niosącego na drzwiach ciało zastrzelonego młodego człowieka i pokrwawioną biało-czerwoną flagę – zamordowanym był osiemnastoletni Zbigniew Godlewski, pracownik Stoczni Gdyńskiej im. Komuny Paryskiej.

Godlewskiego uważa się za pierwowzór bohatera piosenki „Janek Wiśniewski padł”, choć podobnych tragedii wydarzyło się wówczas więcej.

Zbigniew Godlewski, podobnie jak inne ofiary gdyńskiej masakry, został pochowany potajemnie, pod osłoną nocy na cmentarzu w Gdańsku-Oliwie. Rok później rodzina zdołała doprowadzić do ekshumacji i przeniesienia szczątków do rodzinnego Elbląga. Obecnie jedna z ulic w tym mieście nosi imię zabitego młodego stoczniowca. Ulica Godlewskiego jest też w Zielonej Górze, gdzie się urodził. Z kolei Gdynia uczciła nie człowieka, lecz legendę. Patronem ulicy, na której 17 grudnia 1970 r. zamordowano idących do pracy stoczniowców został Janek Wiśniewski.

W bestialski sposób „pobity przez nieustalonych funkcjonariuszy MO” został siedemnastoletni uczeń szkoły zawodowej Wiesław Kasprzycki – doznał obrażeń kręgosłupa, nerek, urazu głowy ze wstrząśnieniem mózgu, co spowodowało u niego ciężką, nieuleczalną chorobę.

17 grudnia Kasprzycki szedł aleją Czołgistów do matki pracującej jako pielęgniarka w szpitalu. Został zatrzymany przez milicyjny patrol. – Znalazłem się na posadzce. Dopadło mnie trzech, zaczęli kopać. Nie straciłem wtedy przytomności, to było tylko takie przywitanie" – wspominał. "Zaczęli nas strzyc takimi myśliwskimi nożami. Ja nie miałem długich włosów, to bardziej cierpiałem. Równocześnie przynieśli drewniany fotel. Wybierali niektórych, kazali przekładać się przez ten fotel i bili (…) na oślep, na odlew, gdzie popadło. Cofaliśmy się pod jedną ścianę, pod drugą. Skóra po uderzeniach zaczęła pękać, krwawić, na podłodze zrobiła się maź z krwi i włosów – opisywał po latach.

Relację Kasprzyckiego – przywołującą obrazy okrucieństw i zbrodni gestapo, NKWD czy stalinowskiej bezpieki – zapisał prof. Jerzy Eisler w publikacji „Grudzień 1970”.

„Kasprzycki był jeszcze bity pałkami różnej długości przez funkcjonariuszy ustawionych w szpaler. W końcu wylądował wśród zwłok leżących na dole w gmachu Prezydium. Tam nagiego wśród trupów znalazł go komandor dr Kunert, który zauważył, że jest jeszcze ciepły, zadzwonił po pogotowie i w stanie śmierci klinicznej odwieziono Kasprzyckiego do Szpitala Miejskiego” – napisał – napisał prof. Eisler.

Po długotrwałym leczeniu, Kasprzycki, który zapadł na padaczkę pourazową, został młodym rencistą, „osiemnastoletnim wojennym inwalidą w czasach pokoju” – podsumował prof. Jery Eisler. Wiesław Kasprzycki zmarł 23 kwietnia 2019 roku mając 65 lat. Jego postać przywołał Antoni Krauze w zrealizowanym w 2010 roku filmie fabularnym „Czarny czwartek”.

Drzwi, na których niesiono zabitego Zbigniewa Godlewskiego

Drzwi, na których niesiono zabitego Zbigniewa Godlewskiego, odnalazła w 1981 roku w męskiej ubikacji gdańskiej dyrekcji Polskich Kolei Państwowych ówczesna reporterka „Tygodnika Solidarność” Małgorzata Niezabitowska. – Byłam pewna, że one zaginęły. Były dokładnie takie jak w czasach PRL-u: niepomalowane, brudne, z odłażącą farbą – opisywała w 2010 roku. Uczestnicy pamiętnego pochodu opowiedzieli jej, jak to się stało. – Jak nieśli je, jak te drzwi się znalazły pod prezydium, gdzie mieszkał jeden z pracowników. Zobaczył na drugi dzień te drzwi, bo porzucono je w pewnym momencie podczas walk z milicją. Przywieźli je na drugi dzień i mówią: no musieliśmy to przywieźć, bo w tym czasie nie można było korzystać z ubikacji – mówiła Niezabitowska, wspominając okoliczności, w jakich zbierała informacje do reportażu o drzwiach – jednego z symboli masakry na Wybrzeżu.

Obecnie historyczne drzwi są w kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa w Gdyni, utworzonej przez ks. Hilarego Jastaka kaplicy Stoczniowców, Portowców i Ludzi Morza. Przechowywana jest tam również zakrwawiona polska flaga niesiona w pochodzie.

„17 grudnia, w »czarny czwartek« ksiądz prałat odprawił pierwszą w Polsce mszę św. w intencji zamordowanych na ulicach Gdyni. Natychmiast zorganizował wszechstronną pomoc poszkodowanym i potrzebującym, a zwłaszcza rodzinom ofiar. Po grudniowej tragedii ksiądz Hilary Jastak gromadził informacje o zabitych i represjonowanych, chcąc stworzyć prawdziwy obraz wydarzeń, przygotowywał memoriały. 17 stycznia 1971 r. ks. Hilary Jastak wysłał list do prymasa Stefana Wyszyńskiego, w którym opisał przebieg wydarzeń” – przypomniano na stronie „Gdyński Panteon”.

„Dlaczego w Gdyni Stoczni w czwartek, 17 grudnia 1970 r. urządzono pułapkę, do której zagoniono ludzi i otwarto do nich ogień z broni maszynowej? Odpowiedź jest aż nieludzko prosta: właśnie po to, by do nich strzelać. Trzy dni wcześniej upokarzani od lat ludzie zbuntowali się, gdy tuż przed świętami Bożego Narodzenia wprowadzona została drastyczna podwyżka cen żywności. Wyszli na ulice najpierw w Gdańsku, następnego dnia w Gdyni. Masakra gdyńska była zemstą: miała robotników nauczyć rozumu, pokazać, że »kto podnosi rękę na władzę ludową, temu władza tę rękę utnie» – jak to w 1956 r. sformułował Józef Cyrankiewicz – napisał Paweł Kukla na stronie Gdynia.pl 15 grudnia 2020 r.

Źródło:

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: 17 grudnia 1970 r. w Gdyni otwarto ogień do stoczniowców, którzy przyszli do pracy. Zgięło 16 bezbronnych ludzi - Portal i.pl

Wróć na gp24.pl Głos Pomorza