W tym przypadku czas nie leczy ran.
- Jestem wrakiem człowieka. Mąż też. Do pokoju Krystiana wciąż nie mogę wejść... Niemal codziennie jestem na cmentarzu - pani Joanna, mama chłopca, jeszcze przed rozprawą ma oczy pełne łez. Pan Leon - ojciec Krystiana, mocno ściska ją za rękę. Ich żałoba nie skończyła się po roku. Nigdy się nie skończy.
Minął rok od katastrofy szybowca, a wciąż nie jest znana przyczyna
4 lata temu...
17-letni Krystian chciał spełniać swoje marzenia o lataniu. Lotnictwo było jego pasją, dlatego zapisał się na kurs szybowcowy w Aeroklubie Słupskim. Teorię zdał perfekcyjnie. 3 lipca 2018 roku zaczęły się zajęcia praktyczne. Pierwsze loty z instruktorem. Kursanci wsiadali jeden za drugim. Instruktor latał bez przerwy. To był dziewiąty lot Krystiana w tym dniu, a 31. instruktora . Ostatni. Szybowiec runął na ziemię. Chłopak z poważnymi obrażeniami ciała został odwieziony do szpitala. Niestety, tam zmarł. Przeżył instruktor Andrzej R., który jest oskarżony m.in. o spowodowanie wypadku, ale także o wyłudzenie zaświadczeń lekarskich. W latach 2015-2018 miał trzykrotnie podstępem wyłudzić korzystne dla niego orzeczenia od lekarza orzecznika z Dolnośląskiego Centrum Medycznego. Jak twierdzi prokurator Marek Buchwald, zataił we wniosku o wydanie orzeczenia fakt przyjmowania leków w związku z chorobą cukrzycową typu II, która wyklucza go z pełnienia jakichkolwiek czynności lotniczych.
- Opinia biegłego potwierdziła, że stan zdrowia Andrzeja R. już od 2013 r. nie pozwalał mu na wykonywanie lotów jako pilot, a tym samym na pełnienie funkcji instruktora szybowcowego. Zgodnie z ustaleniami w śledztwie, szybowiec był sprawny a do wypadku przyczyniły się błędy w pilotażu, w tym wykonanie dodatkowych okrążeń i tzw. esowania oraz stan zdrowia instruktora - mówi prokurator.
Proces
Proces w Sądzie Rejonowym w Słupsku rozpoczął się dopiero w sierpniu 2021 roku. Po roku zbliża się do końca. W piątek, 30 września, sędzia Ryszard Błencki, wysłuchał mów końcowych prokuratora, oskarżyciel posiłkowej i obrońcy. Wyrok ma zapaść w październiku.
Prokurator Marek Buchwald z Prokuratury Okręgowej w Słupsku uzasadniał, że oskarżony Andrzej R. naruszył zasady bezpieczeństwa w ruchu powietrznym.
- Jako dowódca załogi, pilot-instruktor, będąc niesprawnym do wykonywania funkcji pilota, a tym samym instruktora, z powodu choroby cukrzycowej typu II, wykonał manewry niezgodne z zasadami metodyki szkolenia podstawowego. Pozwala to stwierdzić, że w wyniku błędów w pilotażu doszło do tragedii - mówi prokurator Buchwald.
Oskarżony do zarzutów się nie przyznaje. Twierdzi, że dnia wypadku nie pamięta.
Zdaniem prokuratora wyklucza to wcześniejsze zeznania, z których wynika, że po wypadku Andrzej R. był świadomy i przytomny. Już po rozbiciu się szybowca, wydawał polecenia służbom medycznym, aby w pierwszej kolejności zajęli się kursantem.
- Oskarżony nie wykazał skruchy i w szczery sposób nie przeprosił rodziców za to, co się wydarzyło. Podczas całego procesu próbuje przekonać, że nie ma w tym żadnej jego winy - mówił prokurator i wnioskował łącznie o 3 lata pozbawienia wolności, zakaz prowadzenia statków powietrznych na 10 lat i zadośćuczynienie dla rodziców wysokości 30 tys. zł. oskarżyciel posiłkowy rodziców Magdalena Jach wni0skowała o maksymalny wymiar kary i po 50 tys. zł zadośćuczynienia dla każdego z rodziców.
Obrońca Magdalena Zawadzka przekonywała, że Andrzej R. jest niewinny. - Nie został przesłuchany lekarz orzecznik, który nie rozwiał wątpliwości, na jakiej podstawie wydał zaświadczenie o dopuszczeniu do latania. Przekonywała, że Andrzej R. nie choruje na cukrzycę insulinozależną i nie musi przyjmować insuliny.
Twierdzi, że przechodził on badania kliniczne, na podstawie których orzecznik nie miał wątpliwości co do stanu zdrowia instruktora.
- Nie było umyślnego przekroczenia zasad bezpieczeństwa. Oskarżony nie popadł w śpiączkę z tytułu hipoglikemii. Po wypadku udzielił rzeczowej informacji i wskazał miejsce wypadku. Gdyby był w hipoglikemii, nie wybudziłby się samoczynnie, jak wskazał biegły diabetolog. Nie było objawów niedocukrzenia zaraz po wypadku. - Biegły neurolog wskazał, że mogły powstać mikroudary, które ostatecznie doprowadziły do udaru niedokrwiennego mózgu. Mikroudary mają to do siebie, że występują nagle. Oskarżony nie miał możliwości przewidzenia, że coś się wydarzy i nie mógł temu zapobiec. Oskarżony nie pamięta, co działo się w tym dniu. To jeden z symptomów mikroudaru mózgu. Żaden z raportów nie wskazał, że instruktor popełnił jakikolwiek błąd - przekonywała mecenas.
Podkreśliła, że wypadek zrujnował życie nie tylko rodziny chłopaka, który zginął, ale także Andrzeja R., który po wypadku został kaleką i do dziś ma niedowład części ciała.
Wyniki II tury wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?