Na pomysł, słuszny zresztą, wpadły ówczesne władze gminy - partyjne, samorządowe i oświatowe, organizując co roku w innym miejscu miejsko-gminne rozpoczęcia roku szkolnego. Chciano w ten sposób zaktywizować lokalne społeczności, nie tylko oświatowe. W 1987 roku wybór padł na Słosinko. W związku z tym już wcześniej przeprowadzono w tamtejszej szkole kapitalny remont, polegający między innymi na wymianie sieci grzewczej i odnowieniu sal lekcyjnych. W pracach tych aktynie uczestniczyli pracownicy miejscowego zakładu rolnego z kierownikiem Edmundem Niemczykiem na czele oraz rada sołecka z sołtysem Zawadzkim i komitet rodzicielski. W przygotowania do inauguracji włączyła się też młodzież spod znaku Związku Młodzieży Wiejskiej, która za zadanie miała rozebranie starego budynku i uprzątnięcie placu przy szkole.
Przed inauguracją słosinecka szkoła nie miała własnego placu apelowego z prawdziwego zdarzenia. Trzeba było więc taki plac - boisko sportowe zbudować. Pegeerowskie ciągniki woziły ziemię, usypując plac przy szkole. Maszyny plac plantowały i utwardzały, a sołtys Zawadzki osobiście siał trawę i potem kosił.
Jak wyglądała taka "komunistyczna" inauguracja? Uchylmy trochę rąbka tajemnicy. Na uroczystość zostali zaproszeni przedstawiciele władz wojewódzkich - do niedawna wojewoda słupski Jan Stępień, wtedy przewodniczący Zarządu Wojewódzkiego Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej oraz jego małżonka Helena Stępień, przewodnicząca Zarządu Wojewódzkiego Ligi Kobiet Polskich. Dzień przed uroczystością dyrektor szkoły musiał napisać przemówienie i dostarczyć je do komitetu miejsko-gminnego PZPR. Po weryfikacji i drobnych poprawkach mogło być odczytane. Natomiast na godzinę przed rozpoczęciem inauguracji zadzwonił telefon z ZW TPPR ze Słupska. - Towarzysz Jan pyta, czy w Słosinku są grzyby? - zabrzmiał głos sekretarki. - Są, oczywiście - powiedział dyrektor, nie mając pojęcia, czy aktualnie te grzyby w okolicznych lasach rosną.
Na pół godziny przez uroczystością doszło do weryfikacji listy gości zaproszonych. Początkowo władze partyjne z Miastka były na pierwszym miejscu. Po przyjeździe kierownika Rejonowego Ośrodka Pracy Partyjnej i obejrzeniu listy, kolejność nazwisk się zmieniła, bo ROPP swym zasięgiem działania obejmował większy teren niż jedną gminę. Kierownik ROPP uznał, że jest ważniejszy od sekretarza komitetu miejsko-gminnego. To samo było z kierownictwem Rejonowego Ośrodka Działania Polskiego Stronnictwa Ludowego. Do tego doszły jeszcze nazwiska Heleny i Jana Stępniów oraz sekretarza ZW TPPR-u, który również przyjechał ze Słupska. W ten sposób lokalne władze partyjne i samorządowe przy powitaniu znalazły się na dalszych miejscach. Dyrektorowi szkoły oberwało się potem za zmianę kolejności nazwisk na liście, wcześniej już zatwierdzonej w Miastku.
Sama uroczystość w niczym nie odbiegała od teraźniejszych. Hymn Polski, szkoły, przywitanie, przemówienia gości i gospodarzy gminy, podziękowania i dyplomy, ślubowanie klasy pierwszej, prezenty dla szkoły od placówek oświatowych gminy, występy artystyczne slosineckich uczniów i młodych artystów z Miastka, a także wręczenie bukietów kwiatów gościom. Mieszkańcy Słosinka, ci bardziej dociekliwi, zauważyli, że niektórzy z gości, przyzwyczajeni do goździków i róż, nie wzięli ogrodowo-polnych kwiatów ze sobą.
Po uroczystości na boisku odbyło się zwiedzanie szkoły po remoncie, oglądanie okolicznościowych wystaw, kronik szkolnych, sukcesów. Osobnym ważnym punktem była sesja popularno-naukowa "70 lat pod znakiem Wielkiego Października" (młodsi czytelnicy mogą nie wiedzieć, że chodzi o Rewolucję Październikową w Rosji). Potem kawa, ciasto, w tym słynne słosineckie "fale Dunaju", upieczone przez panie z komitetu rodzicielskiego.
- A co z grzybami? - zapytają czytelnicy. Otóż po zakończeniu uroczystości, kiedy już prawie wszyscy goście w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku, rozjechali się do domów, w Słosinku postali jeszcze goście ze Słupska. Wojewoda Stępień i jego żona szybko przebrali się w stroje robocze i zwrócili się do dyrektora jednym słowem: - Dyrektorze, prowadź na grzyby! Niestety okazało się, że w lesie grzybów prawie nie było (mimo usilnych starań dyrektora, który kluczył i zaglądał pod każdą choinkę w poszukiwaniu prawdziwków i podgrzybków). Efekt grzybobrania był mierny. Dyrektor wówczas wpadł na pomysł, by podarować gościom torebkę suszonych grzybów, które miał przygotowane na okres zimowy. - No, dyrektorze, będą z was ludzie! - pochwalił wówczas autora tej publikacji niezapomniany Jan Stępień.
Uczestnikom tamtejszej uroczystości zapewne do głowy nie przyszło, że już za kilka lat zmieni się ustrój, nikt z komitetu nie zadzwoni w sprawie listy obecności i przemówienia, Wielki Październik odejdzie w zapomnienie, a zajęty inauguracją dyrektor szkoły nie będzie musiał szukać grzybów pod każdym krzaczkiem....
Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?