Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

41 lat temu z krzyża przed kościołem Mariackim zaczęła wypływać ciecz. Wierni uznali, że to krew Chrystusa

Magdalena Olechnowicz
Magdalena Olechnowicz
Był 12 marca 1982 roku, kiedy z krzyża przed kościołem Mariackim w Słupsku, zaczęła wypływać ciecz, która wyglądała jak krew. Wierni nie mieli wątpliwości, że to krew Chrystusa. Nie potwierdziły jednak tej tezy badania zlecone przez ówczesne komunistyczne władze. Podkreślmy, że trzy miesiące wcześniej wprowadzono stan wojenny. Cud był nie do zaakceptowania.
Był 12 marca 1982 roku, kiedy z krzyża przed kościołem Mariackim w Słupsku, zaczęła wypływać ciecz, która wyglądała jak krew. Wierni nie mieli wątpliwości, że to krew Chrystusa. Nie potwierdziły jednak tej tezy badania zlecone przez ówczesne komunistyczne władze. Podkreślmy, że trzy miesiące wcześniej wprowadzono stan wojenny. Cud był nie do zaakceptowania. Fot. Jan Maziejuk/Centrum Edukacji Regionalnej Słupsk
Był 12 marca 1982 roku, kiedy z krzyża przed kościołem Mariackim w Słupsku, zaczęła wypływać ciecz, która wyglądała jak krew. Wierni nie mieli wątpliwości, że to krew Chrystusa. Nie potwierdziły jednak tej tezy badania zlecone przez ówczesne komunistyczne władze. Podkreślmy, że trzy miesiące wcześniej wprowadzono stan wojenny. Cud był nie do zaakceptowania.

Świadkiem tych wydarzeń był m.in. ksiądz Ryszard Król, który ciesz zobaczył jako pierwszy.

- W dniu 12 marca 1982 roku, w  drugi piątek Wielkiego Postu o godz. 11.00, idąc do kościoła na dyżur spowiedzi , spoglądając na Krzyż Misyjny zauważyłem wypływającą ciecz z Krzyża. Kiedy podszedłem bliżej pod Krzyż, wypływająca strumieniami ciecz koloru czerwono-brunatnego, zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Dotknąłem cieczy palcem i po skosztowaniu  odczułem smak słodko-słony, smak krwi - tak wspominał to wydarzenie nieżyjący już ksiądz Ryszard Król, ówczesny proboszcz Parafii Najświętszej Marii Panny w Słupsku.

Swoje wspomnienia spisał, a teraz są opublikowane na stronie internetowej parafii.

- Poczułem dreszcz i serce zaczęło mi bić mocniej. Udałem się do kościoła i poprosiłem z konfesjonału księdza Edwarda Matyśniaka, którego miałem zmienić w dyżurze spowiedzi, oświadczając mu, że na naszym Krzyżu Misyjnym jest jakiś dziwny znak – wypływająca ciecz. Ks. Edward oświadczył, że jest to znak dany jako przestroga – pisze ksiądz. - Nikt z nas księży nie wątpił, że jest to coś nadzwyczajnego.

W tym dniu temperatura wynosiła od +1 do +5 stopni Celsjusza. Dzień 12 marca, jak i poprzednie dni, był pogodny, bez opadów. Drewno krzyża liczyło wówczas 31 lat, było wysuszone, a nawet w części spróchniałe.

Ludzie uznali, że to cud – krew Chrystusa.

W ciągu dnia gromadzili się wierni i do godz. 21.45 modlili się, śpiewali pieśni religijne, składali kwiaty, zapalali świece i znicze, podchodzili do Krzyża, całowali go, dotykali cieczy. Spływała tylko po drzewie, nie spływała na przylegający postument betonowy.

- Przybywali ludzie z różnych stron Polski. Modlili się pod tym krzyżem, poważni i skupieni. Ciecz płynąca z Krzyża budzi głęboką refleksję, zdziwienie, ciekawość, a dla innych niepokój – pisał ksiądz.

Znakiem tym zainteresowały się władze miejskie, dziennikarze, reporterzy radia i telewizji.

- Władze, usiłując całą sprawę wyciszyć, proponowały przeniesienie krzyża do kościoła lub przynajmniej zgodę na zmywanie płynącej cieczy. W piśmie wojewody słupskiego z 16 marca 1982 roku, skierowanym do biskupa diecezjalnego Ignacego Jeża, czytamy, że „...przy krzyżu gromadzą się coraz większe tłumy. Samorzutnie odprawiane są modły i śpiewanie pieśni. Może dojść do nieprzewidzianych skutków zakłócenia porządku publicznego, (…) uprzejmie proszę Jego Ekscelencje o wydanie duchownym parafii zaleceń udzielania gromadzący przy krzyżu ludziom stanowczych wyjaśnień. Kolejnym krokiem, który trzeba uczynić, to usunąć nacieki na krzyżu. Sugestie zmycia nacieków potkały się ze zdecydowaną odmową ks. prałata R. Króla, który na początku kwietnia 1982 nałożył na krzyż zabezpieczenie ochronne z pleksi – opisywał to wydarzenie Eugeniusz Wiązowski w „Gościu Niedzielnym” .

Ciecz była oczywiście badana.

- Pobierane były próbki cieczy z Krzyża komisyjnie i prywatnie. Władze świeckie podają do publicznej wiadomości hipotezy wytłumaczenia zjawiska, które trudno przyjąć za naukowe: płacz dębu, rozrost grzybni i glonów oraz hipoteza bez komentarza – komentował ksiądz.

Wierni wierzyli, że zdarzył się cud.

- Od dnia 12 marca 1982 roku prowadzę kronikę naszego Krzyża Misyjnego. Jest wiele cudownych nawróceń w konfesjonałach, ludzi, którzy od lat nie byli u spowiedzi. Wiele z tych nawróceń dokonało się w czasie rekolekcji, które odbyły się w dniach 21-26 marca 1982 roku, dokonują się również i obecnie. Ten znak na Krzyżu jest bardzo wymowny. Nie tylko ja ale i Księża i wielu ludzi stawia sobie pytanie:  dlaczego wypływa ta ciecz, która tak łudząco przypomina krew; czy stwierdzono w tej cieczy erytrocyty, obecność krwinek? Jak wygląda ta ciecz pod mikroskopem? Dlaczego ta ciecz wypłynęła w piątek w okresie Wielkiego Postu? Dlaczego w Słupsku? Dla nas wierzących nie trzeba nadzwyczajnego znaku. Ale może jest to znak dany dla utwierdzenia naszej wiary, dla innych znak nawrócenia i opamiętania? A może jest to znak apokaliptyczny? Trudno dociec i przewidzieć. Krzyż ten i znak na nim nie budzi we mnie niepokoju. Krzyż zawsze miłuję i jest mi bliski. Znak ten na Krzyżu nie tylko mnie, ale i wielu innym, którzy pod nim często stoją, dodaje sił i odwagi. To są moje osobiste i szczere zeznania.

Gromadzę liczne dokumenty, przyjmuję zeznania innych osób na temat znaku na naszym Krzyżu Misyjnym. Niechętnie już wyrażam zgodę na pobieranie próbek cieczy do badania. Dla mnie i dla wielu znak ten jest oczywistym znakiem nadzwyczajnym, obojętnie jakie są składniki tej cieczy. Nie można dokonywać badań Postaci Chleba i Wina po Przeistoczeniu w czasie Mszy św. Tu konieczna jest wiara – pisał ksiądz Ryszard Król.

W pośpiechu zlecono ekspertyzę

Zjawisko widoczne na krzyżu przed kościołem Mariackim w Słupsku i sytuacja z nim związana szybko dotarły do Warszawy. Tam również wywołało to niepokój władz do tego stopnia, że zdecydowano się na pobranie próbki cieczy sączącej się z krzyża.
Przekazano je do Zakładu Medycyny Sądowej w Gdańsku. W oficjalnym komunikacie o wynikach badań wykluczono obecność elementów przypominających skład krwi. Podano natomiast hipotezę, że takie zjawisko znane jest w nauce jako płacz czerwonego dębu. Nie wykluczono również obecności glonów i mikroorganizmów.

Ekspertyzę zleciła także Diecezja Koszalińsko-Kołobrzeska. Wyniki były zupełnie odmienne od tych, które opublikowały władze. Wskazywały, że ciecz przypomina ludzką krew.

Krzyż pod obserwacją

Zarówno krzyż, jak i gromadzący się pod nim wierni stali się celem ciągłej obserwacji Służby Bezpieczeństwa. Było to dla niej dodatkowe obciążenie, bo konieczne było oddelegowanie wywiadowców i trzymanie w odwodzie jakichś sił prewencyjnych, gdyby doszło do antyrządowych protestów. A przecież SB już miała pełne ręce roboty. W pierwszych miesiącach stanu wojennego zajęta była przede wszystkim tropieniem i zatrzymywaniem działaczy Solidarności i rozbijaniem środowisk opozycyjnych.

Tymczasem 2 kwietnia 1982 roku, z inicjatywy strony kościelnej, na krzyż nałożono ochronne zabezpieczenia z pleksi. Z jednej strony była to ochrona przed nadgorliwością wiernych, którzy chcieli dotknąć cieknącej cieczy. Z drugiej strony obawiano się, że władze będą chciały spowodować jakieś działania, aby krzyż w końcu „przestał krwawić”. Władze wojewódzkie poprosiły nawet stronę kościelną, aby krzyż przenieść do kościoła i usunąć zacieki. Kościół odmówił.

Pojawiły się wtedy obawy, że krzyż może zostać usunięty sprzed kościoła bez wiedzy parafii i diecezji. Dlatego okoliczni mieszkańcy zaczęli nocną obserwację krzyża z okien swoich mieszkań.

Obawy okazały się słuszne. Pod koniec czerwca 1982 roku „nieznani sprawcy” usiłowali nocą zmyć nacieki na krzyżu, co zauważyli okoliczni mieszkańcy. Sprawcy zbiegli.

Co było później?

Ciecz przypominająca krew wypływała z krzyża do 30 marca 1986 r. Dziewięć lat później krzyż przeniesiono do południowej kruchty kościoła Mariackiego. Nadal jest przedmiotem kultu wiernych. Natomiast przed kościołem postawiono nowy krzyż.

Skąd wziął się krzyż pod kościołem Mariackim?

Krzyż misyjny przy kościele parafialnym  pod wezwaniem NMP Królowej Różańca Świętego w Słupsku, stojący od strony południowej przy bocznych drzwiach, został postawiony na pamiątkę Misji Świętych w dniach 16.09. - 21.09.1951 r.. Został wykonany z drzewa dębowego. Na krzyżu umieszczone są także daty następnych Misji św. odbywających się w parafii. Krzyż stoi na podwyższeniu, obmurowany jest bezpośrednio betonem. Wiosną 1981 roku poprzeczne ramię krzyża zostało wymienione ze względu na jego spróchnienie. Nowe ramię zostało wykonane z drzewa dębowego. W tym samym czasie krzyż został pomalowany farbą olejną koloru jasnego orzechu.

od 7 lat
Wideo

21 kwietnia II tura wyborów. Ciekawe pojedynki

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza