Afera podsłuchowa. Co o niej sądzą parlamentarzyści ze Słupska?

Rozmowa z Jolantą Szczypińską, słupską posłanką PiS

- Ostatni weekend przyniósł kolejne taśmy z podsłuchanymi rozmowami członków rządu. Czego według pani możemy się spodziewać w sytuacji, gdy narasta napięcie polityczne?

- Co się wydarzy, to się okaże. Teraz zbliżamy się do momentu, kiedy przyjdzie czas sprawdzenia deklaracji partii opozycyjnych.

- W tym waszej?

- My od dawna chcemy zmiany władzy w naszym kraju, a inne partie opozycyjne teoretycznie to głoszą, ale praktycznie zachowują się. Teraz mają szanse pokazać, na czym naprawdę im zależy.

Czytaj też: Zachodnie media o polskiej aferze. Sikorski w ogniu krytyki

- Razem możecie doprowadzić do samorozwiązania Sejmu?

- Nie. Takie rozwiązanie jest niemożliwe, bo za samorozwiązaniem musiałoby zagłosować przeszło 50 posłów Platformy Obywatelskiej. Oni jednak tego nie zrobią

- Dlaczego?

- Ponieważ wielu posłów PO zdaje sobie sprawę, że może się już nie dostać do nowego Sejmu. Poza tym wiele osób z tego środowiska boi się odpowiedzialności prawnej, a rozmowy, które ujawniˆ tygodnik "Wprost", są nie tylko dowodem kompromitacji, ale w niektórych wypadkach mogą być podstawą do działania organów sprawiedliwości. Dlatego jesteśmy za konstruktywnym wotum nieufności i wyborem rządu technicznego.

- Czemu on ma służyć?

- Ma przygotować nowe wybory, bo ujawnione przez "Wprost" rozmowy pokazują, że nie można już ufać obecnemu rządowi, bo on straciˆł caˆłą swoją wiarygodność. To jest sitwa, która nie gwarantuje przeprowadzenia uczciwych wyborów.

- Czy już trwają rozmowy z pozostałymi partiami opozycyjnymi?

- Tak, bo chcemy doprowadzi† do jak najszybszych wyborów.

- Czy oni was poprą? Przecież SLD mówi, że z PiS-em nie jest mu po drodze.

- Myślę, że teraz mają taki sam interes jak my. Jeśli rzeczywiście chcą odejścia rządu Donalda Tuska i nowych wyborów, to muszą nas poprzeć. To jest test na wiarygodność. Inne rozwiązanie nie jest możliwe.

Rozmowa ze Zbigniewem Konwiński, słupskim posłem PO

Ostatni weekend przyniósłˆ nową odsłonę taśm z podsłuchanymi rozmowami członków rządu, które ujawnia tygodnik "Wprost". Czy zawarte w nich rewelacje mogą doprowadzić do przedterminowych wyborów?

- Jeśli rząd utraciłby większość w parlamencie, to byłyby konieczne przedterminowe wybory.

- A rząd może utracić większość?

- Nie wydaje mi się. Mnie raczej niepokoją inne sprawy.

- Jakie?

- Przede wszystkim to, że ktoś się tu nieźle bawi.

- Kto?

- Głównie redakcja tygodnika "Wprost", która najpierw mówi, że nie ma już innych nagrań, a potem jednak się okazuje, że je ma. Na dodatek najpierw upublicznia fragmenty nagrań, a potem większe całości, które też są pewnym wyborem. Stąd znaczenie wypowiedzi polityków bez pewnego kontekstu mogą być
zmanipulowane. To się dzieje w sytuacji, gdy takie nagrywanie ludzi jest w Polsce nielegalne, bo przecież uprawnienia do tego ma tylko kilka instytucji.

- Ale najważniejsze jest to, że te podsłuchane rozmowy wydają się kompromitujące i robią na ludziach wrażenie?

- Zawsze będą robić, bo w sytuacjach prywatnych rozmawia się inaczej niż oficjalnie, w ˜świetle kamer.

- Sądząc jednak po wyrażanych przez ludzi komentarzach, napięcie roś˜nie. Sytuacja dla rządu staje się trudna.

- To na pewno jest dla nas trudny okres. Chyba najtrudniejszy w historii Platformy Obywatelskiej.

- Ale rząd przetrwa?

- Nie chodzi o trwanie. Miotanie się od ściany do ściany. Jeśli ta sytuacja miałˆaby jednak paraliżować prace rządu, to nie wykluczyˆbym przedterminowych wyborów. Dziwię się, że PiS upiera się przy konstruktywnym wotum nieufności.

- Dlaczego?

- Przypomnę, że w 2007 roku poszliśmy na wybory z rządem PiS. Co prawda cała kampania nam się czkawką odbiła, ale wybory wygraliśmy.

Rozmawiał Zbigniew Marecki