Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Aleksander Jacek oskarża byłego prezydenta Macieja Kobylińskiego (zdjęcia, wideo)

Bogumiła Rzeczkowska
Oskarżyciel prywatny Aleksander Jacek (stoi na pierwszym planie) na wniosek oskarżonego Macieja Kobylińskiego (siedzi po lewej) składał zeznania pod przyrzeczeniem.
Oskarżyciel prywatny Aleksander Jacek (stoi na pierwszym planie) na wniosek oskarżonego Macieja Kobylińskiego (siedzi po lewej) składał zeznania pod przyrzeczeniem. Krzysztof Piotrkowski
W czasie zeznań Aleksander Jacek mówił, że Maciej Kobyliński ma chyba kłopoty z pamięcią. Maciej Kobyliński pytał, czy Aleksander Jacek ma problemy ze słuchem i podnosił w sądzie głos.
Rozprawa przeciw Maciejowi Kobylińskiemu Rozprawa przeciw Maciejowi Kobylińskiemu

Rozprawa przeciw Maciejowi Kobylińskiemu

We wtorek przed słupskim sądem rejonowym odbyła się kolejna rozprawa przeciw byłemu prezydentowi Słupska Maciejowi Kobylińskiemu, którego oskarża Aleksander Jacek. Nie zabrakło uszczypliwości i wzajemnej ironii. Nie ma mowy o zgodzie między przeciwnikami.

Aleksander Jacek oskarżył Macieja Kobylińskiego o znieważenie i pomówienie podczas konferencji prasowej, która odbyła się w maju ubiegłego roku. Spotkanie z dziennikarzami ratusz zorganizował, gdy głośno było o sprawie podpalenia samochodów Aleksandra Jacka. Wtedy wyszło na jaw, że ratusz umorzył dług matce Czesława i Jurija M., braci podejrzanych w sprawie podpalenia.

- Oświadczam, że pan Aleksander Jacek jest oszustem i malwersantem finansowym. Zarzuty te będą mu udowodnione zarówno przed prokuraturą, jak i przed sądem. Próby wplątania mnie w porachunki gangsterskie polegające na podpalaniu samochodów są żałosną, ale i jednocześnie przestępczą działalnością pana Aleksandra Jacka - oświadczył Maciej Kobyliński, wtedy jeszcze prezydent Słupska.
Po tym Aleksander Jacek napisał prywatny akt oskarżenia przeciwko Kobylińskiemu o pomówienie w środkach masowego przekazu.

Uzasadnił go tym, że zarzut oszustw podatkowych naraża go na poniżenie w opinii publicznej i utratę zaufania w związku z działalnością zawodową i społeczną.

W listopadzie ubiegłego roku przewodnicząca składu sędziowskiego sędzia Joanna Hetnarowicz-Sikora wyznaczyła posiedzenie pojednawcze. Jednak nie udało się doprowadzić do zgody. Do sądu przyszedł Maciej Kobyliński, Aleksander Jacek natomiast nie pojawił się na posiedzeniu. Nikt nie miał ochoty jednać się ze stroną przeciwną. Maciej Kobyliński twierdził, że Aleksander Jacek wykorzystuje instytucję oskarżenia prywatnego i bezczelnie oskarża o rzeczy, których nie zrobił. Natomiast w przedstawionym dziennikarzom oświadczeniu wskazał między innymi sygnatury dwóch spraw prokuratorskich (z 2006 i 2014 roku) i postępowania przygotowawczego w sprawie karnej skarbowej. Dodał też, że Jacek nie przeprosił go pomimo prawomocnego wyroku sądowego w sprawie z 2013 roku.

Z kolei Aleksander Jacek stwierdził, że ofertę pojednania złożył Maciejowi Kobylińskiemu w dniu konferencji i dał mu kilka dni na to, by publicznie wycofał się z oskarżeń naruszających jego wizerunek i dobra osobiste jako działacza społecznego i przedsiębiorcy. Jednak - mówił Jacek - nie raczył on odpowiedzieć na pismo i wytacza bzdurne argumenty oraz wywleka historie, które nie mają związku ze sprawą.

Wczorajsza rozprawa była dowodem na to, że między stronami nic się nie zmieniło. Obaj panowie przyszli z osobami zaufania. Maciej Kobyliński - z synem Marcinem, a Aleksander Jacek z Antonim Góreckim. Oskarżyciel prywatny również ze swoim pełnomocnikiem, radcą prawnym Markiem Kobyłeckim.
Aleksander Jacek złożył wniosek, by sprawa toczyła się jawnie.

- Jestem temu przeciwny, ponieważ media zostały wybrane przez Aleksandra Jacka - stwierdził Maciej Kobyliński. - Z "Głosem Pomorza" mam proces, a Kanał 6 prowadzi przeciwko mnie nieustanną nagonkę. Sędzia jednak uznała, że wypowiedź w czasie konferencji była jawna i w interesie społecznym jest wyjaśnienie jej charakteru. Obaj panowie zgodzili się też na ujawnienie swojego wizerunku w mediach.

Były prezydent Słupska złożył wniosek o przesłuchanie Leszka Pińkowskiego i Małgorzaty Zieńczuk, którzy mieliby zeznać, że Aleksander Jacek utrudniał kontrole urzędnikom ratusza i nie odbierał wezwań, a także zachowywał się wobec nich w sposób urągający godności urzędników i obrażał.

Sąd jednak najpierw przesłuchał Aleksandra Jacka, który, zeznając pod przyrzeczeniem, stwierdził, że nigdy nie spotkał ani nie rozmawiał z Leszkiem Pińkowskim. Zeznał też, że gdy urzędnicy zajęli samochód należący do spółki, Aleksander Jacek nie był już jej prezesem. Dodał, że była to egzekucja z asystą straży miejskiej i jedyne w historii Słupska zajęcie ruchomości w dniu wydania decyzji.

- W mieście, w którym władze na każdym kroku podkreślały, że są przychylne przedsiębiorcom - zauważył Jacek. - Ale nie oszustom - wtrącił Kobyliński i nie wycofał się z tego zarzutu, a nawet powtórzył go kilka razy, bo Jacek "od lat nie płacił podatków, czyli oszukiwał", a on to udowadnia.

- Była to wyraźna pokazówka i próba zastraszenia - kontynuował Jacek. Sąd najpierw przesłucha pracowników z referatu egzekucji, a później zdecyduje, czy wezwie świadków Macieja Kobylińskiego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza