Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Alfabet napastnika. Zygmunt Gilewski pozostał w pamięci Zbigniewowi Bońkowi

Krzysztof Niekrasz
Zygmunt Gilewski podczas 15. Zjazdu Absolwentów MKS Cieśliki Słupsk w Ustce
Zygmunt Gilewski podczas 15. Zjazdu Absolwentów MKS Cieśliki Słupsk w Ustce Fot. Jarosław Stencel
Zygmunt Gilewski (rocznik 1950) urodził się w pięknym Wilnie (stolica Litwy). We wczesnej młodości interesował się wieloma dyscyplinami sportowymi. Mimo szerokiej oferty postawił na piłkę nożną.

Popularny „Zyga” lub „Gilu” (takie miał ksywki) jest wychowankiem Międzyszkolnego Klubu Sportowego Cieśliki Słupsk. Ten napastnik grał w Gryfie Słupsk. Reprezentował w latach świetności drugoligową Gwardię Koszalin.

W tym czasie stanowił groźny duet snajperski z Lechem Pałką. Za jego kadencji w gwardyjskim klubie grali między innymi: bramkarze - śp. Tadeusz Małecki i Andrzej Szygenda oraz zawodnicy w polu - Andrzej Rudnicki, Zbigniew Szpakowski (przyszedł z Gryfa do Koszalina razem z Gilewskim w 1972 roku - dop. K. N.), Roman Klasa, Stefan Mila, Piotr Rzepka, Mirosław Okoński. Jego osobą interesował się słynny Górnik Zabrze. Przywdziewał też koszulkę Czarnych Słupsk. Po zakończeniu kariery zawodniczej został trenerem. Wychował trzech młodych reprezentantów Polski. Obecnie mieszka w Koszalinie. Jeden z niewielu, który ma stuprocentową obecność w cyklicznych zjazdach Cieślików (było już ich piętnaście). Przedstawiamy alfabet Zygmunta Gilewskiego.

A - jak atak. To formacja, w której występowałem od początku kariery piłkarskiej. Od najmłodszych lat jako napastnik wyróżniałem się dynamiką i szybkością. Szybko przyswajałem umiejętności techniczne. Byłem zawodnikiem obunożnym i dzięki temu miałem więcej możliwości zdobywania bramek niż moi koledzy z drużyn, w których grałem.

B - jak Boratyński Marian. To człowiek, któremu wielu zawdzięcza wiele. Wśród nich jestem ja. Bez tej osoby Słupsk byłby uboższy w aspektach sportowych i kulturalnych. Był założycielem Międzyszkolnego Klubu Sportowego Cieśliki i jego trenerem. Z jego osobą kojarzone są piękne czasy, medale i sukcesy bokserskie Czarnych Słupsk. To również zasłużony, znakomity i wieloletni prezes Towarzystwa Przyjaciół Wilna i Grodna. Uważam, że jego zasługi sportowe i kulturalne są godne przyznania jemu Honorowego Obywatela Słupska.

C - jak Cieśliki Słupsk. To klub, którego jestem wychowankiem. W latach sześćdziesiątych XX wieku to jeden z lepszych klubów piłkarskich w kraju w kategorii juniorów. Do dziś istnieje w sferze towarzyskiej, czego dowodem są zjazdy. Jest to wspaniały przykład tworzony przez grupę przyjaciół pod wodzą Mariana Boratyńskiego. Cieśliki wychowały świetnych piłkarzy, w tym czterech reprezentantów Polski seniorów oraz kilkunastu zawodników ligowych. Jestem dumny, że w latach 1966-1968 byłem częścią tworzenia historii klubu, dodatkowo będąc kapitanem zespołu. Zostałem piłkarzem sezonów 1966 i 1968, w których łącznie zdobyłem 92 bramki.

D - jak drużyna. To zespół ludzi, którzy stawiają przed sobą wspólny cel i zmierzają w określonym kierunku, aby go realizować. Byłem członkiem następujących klubów, które tworzyli wtedy wspaniali ludzie i fanatycy futbolu. To: MKS Cieśliki Słupsk, Zjednoczony Gwardyjski Klub Sportowy Gryf Słupsk (III liga), Klub Sportowy Gwardia Koszalin (II liga) i Międzyzakładowy Związkowy Klub Sportowy Czarni Słupsk (III liga).

E - jak jak Elżbieta. Moja żona. Poznaliśmy się jadąc do Karpacza na obóz. Ja piłkarski z Cieślikami, ona taneczny. Był to 1967 rok i miłość od pierwszego wejrzenia, która trwa do dziś. Mogę stwierdzić, że jesteśmy cieślikowskim małżeństwem. W tym roku obchodziliśmy już ‘”Złote gody” (przyłączam się z najlepszymi życzeniami z tej okazji i życzę dużo, bardzo dużo zdrowia i wytrwałości w tym związku - dop. K.N.).

F - jak frajda. Tym była dla mnie gra w piłkę nożną. Dzięki niej zanotowałem wiele wrażeń, miałem sporo satysfakcji i przyjemności. Warto to było przeżyć na boisku.

G - jak Gwardia Koszalin. To klub, który w 1972 roku zaproponował mi dołączenie do ich zespołu seniorów i umożliwił mi rozwój piłkarski, któremu oddałem najlepsze lata swojej kariery. Przeżyłem wiele wspaniałych chwil, niezapomnianych meczów, cudownych momentów. W Koszalinie tworzyliśmy znakomity zespół, który wygrywał z najlepszymi w Polsce między innymi z Górnikiem Zabrze. Te chwile trwały do 1979 roku.

H - jak hipopotam. Podróżowanie jest wielką moją i mojej rodziny pasją. Zwiedziłem prawie cały świat, poznałem wiele ciekawych, egzotycznych kultur. Zafascynowałem się światem zwierząt. Spełniając swoje marzenia zawędrowałem wraz z rodziną do Republiki Południowej Afryki, gdzie spotkałem swoich ulubieńców, czyli „Wielką Piątkę”. Niestety, życie pisze swoje scenariusze. Pomimo wielu miesięcy spędzonych w tropikach hipopotama nie spotkałem. Mam jeszcze zamiar to nadrobić.

I - jak instynkt piłkarski. Albo się go ma, albo nie. Daje on łatwość stwarzania sytuacji na boisku. Ja się z nim urodziłem, co dawało mi ogromną przewagę nad moimi konkurentami do grania w podstawowej jedenastce.

J - jak jubileusz. Swoje pięćdziesiąte urodziny zaliczyłem na boisku wraz z przyjaciółmi podczas meczu zorganizowanego na moją cześć. Gościem honorowym był Marian Boratyński. Dwa świetne zespoły Gwardia 70 kontra Dream Team. To była okazja spotkania wielu kolegów z boiska. W tym gronie byli zawodnicy słupskich Cieślików, reprezentanci Polski: Czesław Boguszewicz (też wywodzi się z cieślikowskiej rodziny) i Janusz Kupcewicz oraz gwardziści z lat siedemdziesiątych. Bilety wykupione w ilości 952 sztuki dały fundusze na rozwój młodzieżowej piłki nożnej w Koszalinie. Po meczu Player’ s Party na bankiecie zapadła decyzja, o tym że, będą cykliczne zjazdy Cieślików.

K - jak kontuzje. To zmora wszystkich sportowców. W swojej karierze doznałem ich kilka. Dwie poważne, które mogły wpłynąć na przedwczesne zakończenie mojej kariery, ale dzięki pomocy wspaniałych ludzi: M. Boratyńskiego, śp. lekarza-chirurga Zbigniewa Nergi oraz mojej cudownej żony Elżbiety, tak się jednak nie stało. Dzisiaj mogę śmiało stwierdzić, że jestem im bardzo wdzięczny za okazane serce, bo wyszedłem z tego i nadal mogłem kontynuować swoją przygodę piłkarską na wyczynowym poziomie.

L - jak Lubański Włodzimierz. Według mnie najlepszy piłkarz w historii polskiego futbolu. Świetna technika, szybkość, idealny strzał , a przy tym przegląd na boisku i co cechuje wielkich piłkarzy - inteligencja, nie tylko piłkarska. Włodka spotkałem w 1975 roku w Zabrzu. Wówczas dostałem propozycję grania w Górniku Zabrze, który na ówczesne czasy był czołowym zespołem Europy. Był to moment, w którym Włodek odchodził już do belgijskiego Lokeren, mimo to udało nam się wymienić parę podań na boisku. W zabrzańskim klubie spotkałem wtedy również Jerzego Gorgonia, Zygfryda Szołtysika, Andrzeja Szarmacha, Jana Banasia i wielu innych czołowych piłkarzy, z którymi na równi walczyłem na boisku. Górnik był zainteresowany pozyskaniem mojej osoby. W Zabrzu spędziłem trzy miesiące, trenując i poznając zespół. Podczas pobytu w tak utytułowanym klubie z Górnego Śląska zaliczyłem w górniczych barwach mecz towarzyski w Ostrawie, gdzie pokonaliśmy tamtejszego Banika 1:0, a ja okazałem się tym szczęśliwcem, który wpisał się na listę strzelców. Jednak Gwardia nie chcąc stracić swojego czołowego napastnika, to zaproponowała mi lepsze warunki niż Górnik. Wróciłem więc do Koszalina. Z Włodkiem, który był moim piłkarskim wzorcem, spotkałem się w późniejszych latach w Brukseli, gdzie spędziliśmy kilka godzin na wspólnej rozmowie.

Ł - jak łut szczęścia. Jest koniecznym warunkiem powodzenia. To bardzo przydatna i ważna rzecz. W swoim życiu prywatnym jak i na drodze zawodowej, w tym również karierze sportowej, odczułem łut szczęścia wielokrotnie.

M - jak mecze zwycięskie. Te, które będę pamiętał do końca życia to: Cieśliki - Sparta Praga (wtedy mistrz Czechosłowacji) 2:1 (to spotkanie w kategorii juniorów, moim udziałem była bramka zdobyta po minięciu dwóch obrońców i przelobowaniu bramkarza); Hansa Rostock - Gwardia Koszalin 1:3 (zanotowałem hat-trick, w tym jeden gol był z rzutu karnego, wtedy w niemieckiej drużynie występowali między innymi medaliści olimpijscy - Gerd Kische (później zdobył złoto w Montrealu - 1976) i Joachim Streich (brązowy krążek wywalczył w Monachium - 1972); Gwardia Koszalin - Annokah Phenian (mistrz Korei Północnej) 2:1 (zdobyłem jedną bramkę); Zawisza Bydgoszcz - Gwardia Koszalin 2:3 (mecz o wysoką stawkę, bo wówczas bydgoszczanie walczyli o awans do pierwszej ligi, dwa moje gole i asysta przy trzecim stanęły na drodze Zawiszy do najwyższej klasy rozgrywek. Nie pomogło zaangażowanie Zbigniewa Bońka, który grał świetnie i zdobył bramkę dla bydgoskiego zespołu).

N - jak notatki prasowe. Lubiłem je zbierać. Mam z nich skompletowane bardzo duże i ciekawe archiwum. Często przeglądam te już archiwalne notatki prasowe, czytam je i wtedy przypominają się mi wspaniałe przeżycia futbolowe. Niekiedy z łezką w oku wracam do tamtych pięknych chwil piłkarskich.

O - jak osoby. Osobą, którą bardzo podziwiałem, podziwiam i nadal będę podziwiał jest śp. Jan Paweł II. W moim życiu piłkarskim spotkałem wielu znanych polskich trenerów i zawodników (oczywiście poza tymi wcześniej wspomnianymi). Oto niektórzy z nich: śp. Kazimierz Górski, śp. Gerard Cieślik, śp. Henryk Szczepański, bramkarz Jan Tomaszewski, Antoni Szymanowski, Mirosław Bulzacki, Henryk Kasperczak, Robert Gadocha, śp. Adam Musiał, Adam Nawałka, Lesław Ćmikiewicz, Kazimierz Kmiecik, Stefan Majewski, Władysław Żmuda, Marek Kusto, Zdzisław Kapka, śp. Zbigniew Rudy, śp. Zdzisław Kostrzewa (bramkarz).

P - jak plebiscyt. Gwardyjscy kibice w podziękowaniu za moją efektowną i skuteczną grę w 2011 roku w plebiscycie „Głosu Koszalińskiego”, ku mojej wielkiej radości, przyznali mi tytuł „Piłkarza 65-lecia Gwardii Koszalin”. W tym klubie rozegrałem prawie 170 spotkań, strzelając 85 bramek.

R - jak rodzina. Gdy myślę o mojej rodzinie rozpiera mnie duma. Zawsze mogę na nią liczyć. Mój Dream Team tworzą: żona Elżbieta, córki Agnieszka i Joanna, zięć Robert, wnuki - Criuse, Tarryn, Miłosz, pies Timi.

S - jak striptiz. Na boisku też się to zdarzyło. W meczu Gwardia - Zawisza będąc przy piłce, zostałem zaatakowany przez bydgoskiego obrońcę, który nie mógł mnie zatrzymać w przepisowy sposób, złapał mnie za spodenki, a te mi spadły i zostałem bez nich. Zanim się zorientowałem i założyłem nowe, to 17 - tysięczna publiczność zgromadzona na koszalińskim stadionie miała świetny ubaw, podobnie jak prasa, która dzień później barwnie to opisała.

T - jak trener. W życiu każdego zawodnika, to właśnie trener odgrywa ważną rolę, więc i ja postanowiłem spróbować swoich sił. Po zakończeniu zawodowej kariery, zrobiłem papiery i zostałem trenerem. Prowadziłem trzecioligową Gwardię Koszalin oraz zespoły juniorów młodszych Koszalińskiego Klubu Piłki Nożnej Bałtyk. Podczas mojej pracy szkoleniowej wychowałem trzech reprezentantów Polski: Mateusza Kaźmierczaka i Radosława Felińskiego (zagrali na mistrzostwach Europy juniorów) oraz Dominik Husejko. Bycie trenerem to bardzo ciężki kawałek chleba. Laikom odradzam.

U - jak uwagi. Gdy grało się w złotych latach polskiego futbolu, to wiele się widziało i wiele przeżyło. Dziś trudno coś dobrego powiedzieć o polskiej piłce nożnej: bo kluby słabiutkie i odpadają szybko z europejskich pucharów, reprezentacja Polski bez znaczących sukcesów i sprawiła zawód na Euro 2021, poziom ekstraklasowych meczów jest na niskim poziomie, a zagraniczni gracze występujący na najwyższym szczeblu polskich rozgrywek prezentują przeciętne umiejętności. Futbolem rządzi pieniądz. Stadiony mamy piękne, ale frekwencja pozostawia wiele do życzenia i nie można jej usprawiedliwiać pandemią.

W - jak występy. Jestem szczęśliwy, że jako piłkarz mogłem grać w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku. Wtedy na boiskach występowało wielu wspaniałych piłkarzy (ich imiona i nazwiska mógłbym wymieniać bez końca). Przecież były medale igrzysk olimpijskich: złoty - 1972 rok (Monachium), srebrny - 1976 r. (Montreal). Polska miała brązowe krążki mistrzostw świata w 1974 roku (Niemcy) i 1982 r. (Hiszpania). Polskie kluby z powodzeniem występowały w Pucharach Europy.

Z - jak Zibi, czyli Zbigniew Boniek. To był gracz wielkiego formatu. Został umieszczony na liście stu najlepszych piłkarzy w historii światowej piłki nożnej według FIFA. Parę razy grałem przeciwko niemu. Miałem z tego wielką dumę, a szczególnie z 1975 roku, kiedy to zagrałem życiówkę. O tym meczu wspomniałem wcześniej pod literą M. Ze Zbigniewem Bońkiem spotkałem się po trzydziestu ośmiu latach w listopadzie 2013 roku na pogrzebie Gerarda Cieślika w Chorzowie. Z prezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej miałem okazję wymienić kilka zdań. Jak się okazało pamiętał mnie z tamtego wydarzenia piłkarskiego. To dla mnie było bardzo miłe i sympatyczne.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza