Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Awantura o tablicę na bytowskim zamku. Czy donosiciele to niewinne ofiary?

Andrzej Gurba
Zamek w Bytowie.
Zamek w Bytowie. Fot. wrotapomorza.pl
Gerard Czaja, były SLD-owski senator, krytykuje treść napisu na tablicy, która ma uczcić pamięć o ofiarach obozu przejściowego na zamku, zorganizowanego przez Sowietów w 1945 roku.

Przeczytaj więcej w Regiopedii

Przeczytaj więcej w Regiopedii

Bytów. Dzieje wojenne zamku

Odsłonięcie tablicy planowane jest na 8 marca. Inskrypcja brzmi: "W tym miejscu w okresie od marca do czerwca 1945 roku mieścił się obóz przejściowy NKWD dla mieszkańców Ziemi Bytowskiej. Niewinnym ofiarom, które straciły życie na skutek wycieńczenia, głodu i terroru sowieckiego". Według Gerarda Czai nie powinno znaleźć się tam słowo "niewinnym".

- Dla jasności od razu powiem, że jestem za tablicą. Jak wszyscy jednak wiedzą, mało jest danych na temat tego przejściowego obozu. Nie ma żadnych dokumentów, a o tym, że był obóz wiemy z późniejszych relacji świadków. I właśnie dlatego trudno ocenić, kto trafił do tego obozu. Mogły też tam znaleźć się osoby, które trudno byłoby określić jako niewinne. Mam na myśli choćby różnej maści donosicieli - oznajmia Czaja.

Ryszard Sylka, burmistrz Bytowa, zżyma się na takie słowa. - Gdyby do tego obozu przejściowego trafił niemiecki zbrodniarz i zwykły Kaszub i obaj by zginęli, to oczywiste jest, że czcimy pamięć o tym drugim, bo to jest niewinna ofiara. W drugim przypadku o niewinności nie ma mowy. To kwestie językowe. Nie wiem więc tak naprawdę, o co chodzi krytykom - mówi Sylka. Dodaje, że przedwczoraj znajomy opowiedział mu historię swojego ojca, który trafił pod koniec wojny na zamek i tam przepadł. - Rodzina myślała, że na zamku został zamordowany. Po latach okazało się, że jednak nie, bo został wywieziony na Sybir. Takich przypadków było więcej. Te historie pokazują, że to był naprawdę obóz przejściowy. Nie ma dowodów na masowe mordy - oznajmia Sylka.

Napis na tablicy nie będzie zmieniony. Inskrypcja została skonsultowana z Bernardem Matheą, dyrektorem Wydziału Spraw Obywatelskich i Cudzoziemców Pomorskiego Urzędu Wojewódzkiego w Gdańsku oraz z Andrzejem Przewoźnikiem, sekretarzem Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Żadnych uwag nie wniósł Powiatowy Związek Ludności Pochodzenia Niemieckiego oraz Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie.

O kaźni ludności cywilnej na zamku pierwszy publicznie opowiedział Benedykt Reszka z Borowego Młyna, autor książki "Czas zła" wydanej w 2001 roku. Znalazły się w niej relacje osób, które w 1945 mieszkały w Bytowie. Na tej podstawie Instytut Pamięci Narodowej wszczął w 2004 roku śledztwo, które jednak szybko umorzył, bo nie żyli już bezpośredni świadkowie tych wydarzeń.

Bytów w 1945 roku był niemiecki i kaszubski. Sowieci wszystkich uważali za wrogów. Część Kaszubów służyła w Wehrmachcie. W wielu przypadkach pod przymusem.

- Historia Kaszub jest bardzo skomplikowana i trudna i nie ma prostych odpowiedzi - uważa Sylka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza