AZS Koszalin zaszokował tylko na początku pierwszego meczu, otwierającego sezon. Bardzo dobrze akademicy weszli bowiem w spotkanie z Asseco Prokomem Gdynia o Superpuchar. Zagrali szybko, ostro w obronie i skutecznie. Właściwie tak jak teraz każdy chce grać i co wymuszają nowe przepisy. - Moje drużyny grają bardzo agresywnie w defensywie, przechodząc do szybkiego ataku - zapowiadał przed sezonem Charles Barton, szkoleniowiec AZS.
Czytaj relację na żywo:
Relacja live z meczu AZS - Czarni
Dziura pod koszem
Taka gra dała dużo punktów, ale już wtedy widać było jak duża dziura powstała pod koszem akademików. Udowodnili to w tamtym meczu (przegranym 78:89), udowodnili to w kolejnym, już ligowym, w którym ulegli Treflowi w Sopocie 61:92. W Superpucharze akademicy przegrali zbiórki 33:42, z Treflem 22:40. Czwórka Damien Kinloch, Marquise Gray, Mateusz Bartosz, Aleksander Perka nie była w stanie przeciwstawić się rywalom. Podkoszowe trio słupszczan Bryan Davis, Zbigniew Białek i Paweł Leończyk zagrało za to z Turowem bardzo przyzwoite zawody, szczególnie jeśli chodzi o polski duet. Davis - tłumaczony przez słupskiego szkoleniowca Dainiusa Adomaitisa na pomeczowej konferencji
- wyglądał tak, jakby lekcja europejskiej koszykówki i twardej walki w lidze dopiero się zaczynała. A w Koszalinie będzie miał jeszcze trudniej. Ciężko wciąż liczyć, by para Białek - Leończyk znów wzięła na siebie pełną odpowiedzialność za zbiórki i obronę. Davis będzie pod dużą presją, i to jest dodatkowe wyzwanie. Jeśli jednak chce być kompletnym graczem, musi sprostać takim zadaniom.
Bardzo groźny wydaje się za to w AZS obwód. 15 trójek, jakie trafili akademicy w meczu Superpucharu, musiało robić wrażenie. Tyle że to obosieczna broń, już z Treflem okazało się, że tym razem koszalinianom udało się trafić w ten sposób tylko cztery razy do kosza przeciwnika.
Dobry obwód
Ta dysproporcja to pole do pracy dla trenera koszalińskiego zespołu i jego podopiecznych. A także dla lidera drużyny, którym ponownie powinien być Igor Milicić. Ale to zmartwienie AZS. Zmartwieniem defensywy Energi Czarnych może być natomiast Winsome Frazier. To doskonały strzelec (jego średnia punktowa w lidze węgierskiej w poprzednim sezonie to 23.5 pkt na mecz). Pewną ręką i celnym okiem może wykreować się na czołowego strzelca całej ligi, nie tylko koszalinian. A przecież jest jeszcze w składzie Sharaud Curry - rozgrywający, który może zrobić różnicę. Gdy dodamy do tego jeszcze perspektywicznego Mateusza Śniega (jedno z ubiegłosezonowych objawień ligi), to asekuracje wiceprezesa AZS Krzysztofa Szumskiego przed sezonem, że klub dysponuje sumą o 500 tys. zł mniejszą niż w ubiegłym roku i może mieć kłopoty, trzeba włożyć między bajki.
Jeśli w Koszalinie oba zespoły grać będą podobnie bardzo wiele zależeć będzie od początku meczu.
Trzeba bronić
Pierwsza kwarta może ustawić grę. Jeśli atak w wykonaniu AZS, pod presją fanów, zmiecie słupską obronę, trudno będzie się pozbierać. Jeśli koszykarze Energi Czarnych przetrwają początkowy zapał akademików (to pierwszy mecz w lidze AZS przed własną publicznością), to znów goście mogą triumfować. Oczywiście potrzebne do tego będą: taka sama gra jak w pierwszym spotkaniu z Turowem w defensywie, lepsza postawa Davisa i sposób na rozbicie strefy rywala. Bo zapewne akademicy oglądali starcie w Gryfii i wiedzą, gdzie Energa Czarni była najbardziej bezradna.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?