Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Babciu, to przecież ja...

Joanna Krężelewska [email protected]
Sylwestrowi B. za popełnione przestępstwa grozi do 8 lat za kratami. Do wszystkich się przyznał i poprosił o 5 lat.
Sylwestrowi B. za popełnione przestępstwa grozi do 8 lat za kratami. Do wszystkich się przyznał i poprosił o 5 lat. Joanna Krężelewska
Przez wiele tygodni wykorzystywał ułomność staruszki. Wmówił 79-latce, że jest jej wnuczkiem. Ona przyjęła go pod dach. I słono za tę dobroć serca zapłaciła. A on brał bez skrupułów.

Kamienica przy głównej ulicy Koszalina. Kilka minut spacerem od centrum miasta. Tu, w 30-metrowej kawalerce mieszkała Pelagia C. Staruszka była znana na osiedlu. Przed emeryturą była nauczycielką. Nie miała dzieci. Mąż zmarł. Została sama. Sama z chorobą. Mogła godzinami opowiadać o tym, co działo się w jej życiu 20 lat temu. Nie pamiętała jednak, co robiła godzinę wcześniej.

Emeryturę dostawała na konto. Kwota wystarczała jej na opłacenie rachunków i skromne życie.
Mechanizm płacenia za czynsz czy media miała już mocno utrwalony. O tym pamiętała. O czym jeszcze powinna wiedzieć lub pamiętać? System, który ma wspierać i pomagać słabszych i potrzebujących najwyraźniej w jej przypadku zawiódł.

- Dzieciaki z osiedla do niej chodziły. Rozdawała słodycze. Czasem pieniądze. Jakoś to się musiało rozejść - mówi anonimowo jeden z sąsiadów. I rozniosło. Dotarło do 21-letniego Sylwestra B.

Metoda na wnuczka. Przez telefon. Oszustwa. Wiele się o tym mówi. 21-letni Sylwester B. poszedł na całość. Zapukał do drzwi Pelagii. Wmówił 79-latce, że jest jej wnuczkiem. Uwierzyła. Przyjęła go pod dach. Dziś, gdyby to pamiętała... Gdyby. Dziś może pojawiłaby się w sądzie.

Ona nie jest w stanie. On, zakuty w kajdany, usiadł na ławie oskarżonych w Sądzie Rejonowym w Koszalinie. Lista zarzutów jest długa. W sumie prokurator postawił ich dziewięć.

4 stycznia po raz pierwszy Sylwester B., z zawodu stolarz, postanowił sprawdzić, czy jego plan zadziała. Zaprowadził niezdolną do pojmowania i rozumienia tego, co robi staruszkę, do punktu obsługi klienta jednej z sieci telefonicznych. Podpisała umowę. Nowoczesna komórka, warta ponad 1300 złotych powędrowała do kieszeni 21-latka.

7 stycznia. Sytuacja się powtórzyła. Pelagia C. nie pamiętała, że podpisała już jedną umowę o świadczenie usług telekomunikacyjnych. Zgodziła się na drugą. Druga komórka, również warta ponad 1300 złotych, powędrowała do kieszeni fałszywego wnuczka.

Po zaledwie trzech dniach Sylwester B. namówił "babcię" na kredyt gotówkowy. W banku zaciągnęła 2040 złotych pożyczki. Pieniądze zabrał "wnusio".

Skoro się udało... opluciu jednego dziennikarza i wyzwiskach. - Wy kurw...! - krzyczał na korytarzu. Skąd te emocje - wyjaśnił po chwili przed sądem. - W telewizji powiedzieli, że mogę dostać nawet osiem lat! I sąd się może tym sugerować - tłumaczył. Cóż, właśnie tyle grozi za wyłudzenia...

Po wysłuchaniu aktu oskarżenia bardziej już skruszony Sylwester B. Przyznał się do popełnienia wszystkich zarzucanych mu czynów. - Odnośnie pani z urzędu, prosiłbym sąd o wyrozumienie, bo poniosły mnie nerwy. Zgubiłem dowód, nie mogłem po prostu pieniędzy z banku wypłacić. A właścicielka stancji powiedziała, że mnie wyrzuci, jak nie zapłacę - tłumaczył. - Zarzut mieszkania. Cóż. Przyznaje się, żałuję, że to zrobiłem, ale nie potrafię uargumentować, dlaczego to zrobiłem.

Telefon koledze Sławkowi zabrał... "z zemsty". Bo go poniżał i wyzywał. Marihuany udzielił dla towarzystwa. - A co do telefonów... Byłem w punkcie z panią Pelagią. Miałem wziąć telefon i spłacać abonament. Ale musiałem zapłacić za pokój. Za stancję. No to sprzedałem te telefony. A kina nie spłacałem, bo mnie nie było stać - mówił oskarżony. Kredyt na staruszkę wziął, bo z kasą było krucho.

- Miałem rentę 600 złotych, a za stancję płaciłem 500 złotych. Potrzebowałem na jedzenie - tłumaczył i zarzekał się, że cały dług chce spłacić: - Podjąłem pracę. Roznosiłem ulotki. Chciałem oddać pieniądze. Przecież policja zabezpieczyła u mnie 260 złotych. To było na oddanie jej pieniędzy... Zwrócę to
- zapewniał.

I zaproponował dla siebie karę - pięć lat za kratami. Na ten wymiar kary zgodziła się prokurator Paulina Wójcik-Lulka i pełnomocnik pokrzywdzonej mecenas Janusz Psiuch. Czy sąd też się zgodzi - decyzja i ewentualnie wyrok sądu w listopadzie.

Adwokat Janusz Psiuch, pełnomocnik pokrzywdzonej, zauważył jednak, że pod uwagę powinna być brana kwota nie 30 tys. złotych - za ile sprzedane zostało mieszkanie 79-latki - a 60 tys. złotych - to kwota, którą notariusz wziął pod uwagę dla potrzeb obliczenia podatku od czynności prawnych. - Rzeczywista wartość mieszkania, podana dla celów podatkowych to właśnie 60 tys. złotych. Oskarżony chyba ma pojęcie, że 30 metrów kwadratowych kawalerki może być warte właśnie 60 tysięcy. I nie chodzi o to, że Pelagia C. pożyczkę utraciła, ale utraciła właśnie mieszkanie. Mało realne jest, że pan odda pieniądze. Pan ich nie odda. Ważne jest stwierdzenie nieważności umowy. Jeśli się to stanie, 60 tys. złotych, o których mówimy, zostanie skasowane z pana konta - tłumaczył 21-latkowi, który obruszył się słysząc, iż miałby oddać więcej niż 30 tys. złotych.

Na koniec rozprawy Sylwester B. poprosił o uchylenie mu aresztu. Łagodny. Łkający. Ku zaskoczeniu sąd wyraził na to zgodę. 21-latek zaniósł się łzami. Po chwili wszystko było już jasne - Sylwester B. na wolność nie wyjdzie. Z aresztu pojechał do więzienia, gdzie odsiaduje wyrok za poprzednie przestępstwo. Ale i tak będzie mu lepiej - osadzeni w zakładzie karnym mają więcej praw, niż aresztanci.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza