Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Badania nie takie szkodliwe

Ilona Stec [email protected]
Nie należy przejmować się zbytnio współczesnymi dawkami promieniowania stosowanymi w urządzeniach diagnostycznych. Obciążenie promieniowaniem radiacyjnym w codziennych sytuacjach jest często znacznie wyższe niż w trakcie badań z użyciem promieni - uspokajają radiolodzy.

"Jak często można być badanym za pomocą: RTG, rezonansu, tomografu czy USG?" - z prośbą o informacje na ten temat zwróciła się do "Głosu" Czytelniczka ze Szczecina. Jak twierdzi, w ciągu pół roku przeszła już kilka takich badań i obawia się, że może jej to zaszkodzić.

O wyjaśnienia poprosiliśmy Krzysztofa Owsiannego, lekarza specjalistę radiologa z NZOZ "Diagnostica" w Koszalinie.

- Pacjenci obawiają się przede wszystkim promieniowania jonizującego, tymczasem jest ono wykorzystywane tylko w badaniach rentgenowskich, tomografii komputerowej i w mammografii. W rezonansie magnetycznym nie używamy promieniowania jonizującego, lecz pola magnetycznego i fal radiowych, natomiast w ultrasonografii, czyli badaniach USG, używamy dźwięków, a konkretnie - ultrakrótkich fal dźwiękowych - mówi doktor Krzysztof Owsianny. - Nie ma, niestety, wiedzy opartej na badaniach skutków ekspozycji na promieniowanie jonizujące, która pozwoliłaby odpowiedzieć na pytanie, jaka dawka promieni jest bezpieczna, nikt bowiem nie poddaje ludzi takim eksperymentom. Opieramy się tylko na konkretnych przypadkach - jak choćby skutki napromieniowania po wybuchu bomb atomowych w Hiroszimie i Nagasaki. Na pewno wiadomo jest tylko, powyżej jakiej dawki występuje u człowieka choroba popromienna i jaka dawka może być dla niego śmiertelna. Dawka promieniowania przekraczająca 100 milisivertów (mSv) to ta, powyżej której wiadomo, że coś się będzie działo, że może to zagrozić zdrowiu pacjenta. Wiadomo też, że jak dostanie on dawkę przekraczającą 1000 mSv, to zachoruje na chorobę popromienną i w ciągu kilku dni może umrzeć. Sto procent ludzi umiera dopiero po dawce od 5000 do 7000 mSv. Do pewnego momentu natomiast nie wiemy dokładnie, jaki jest efekt działania promieni, możemy jedynie statystycznie obliczyć sobie to ryzyko i porównać je do ryzyka, jakie niesie za sobą poddanie się napromieniowaniu. Różne są metody, by przedstawić, co może się zdarzyć, jeśli ktoś jest poddany działaniu promieni rentgenowskich - dodaje Krzysztof Owsianny.

RTG klatki piersiowej jak 10 godzin lotu

Jedno jest pewne: na promieniowanie jonizujące jesteśmy narażeni przez cały czas. Jest to tzw. promieniowanie tła, czyli to, które nas otacza - promieniowane kosmiczne, emitowane przez różne urządzenia, izotopy. - Dobrą metodą pokazania, jak małymi dawkami promieni jonizujących operujemy w badaniach radiologicznych jest porównanie ich do promieniowania tła. Średnio wynosi ono 3 mSv, choć istnieje pewne miejsce w Iranie, gdzie promieniowanie tła jest 200 razy wyższe. Naukowców bardzo interesuje, jaki ma to wpływ na organizmy. Okazuje się, że ta permanentna ekspozycja na tak dużą dawkę promieniowania mogła spowodować u żyjących tam ludzi wzrost odporności. Taka jest hipoteza i chyba nie bezpodstawna, bo nie obserwuje się, by te zwiększone dawki promieniowania wpływały na zdrowie mieszkańców tamtego rejonu - zwraca uwagę doktor Owsianny. A jak się ma promieniowanie tła do RTG?

Zdjęcie RTG klatki piersiowej np. to - według obowiązujących norm - równowartość 2,5 dnia lub, jak podają inne źródła, 7-10dni.ekspozycji na promieniowanie tła. Inaczej mówiąc, w trakcie wykonywania zdjęcia rentgenowskiego otrzymujemy taką dawkę promieni, jaką przyjmujemy z tła w ciągu 2,5 dnia - według jednych źródeł lub według innych - w ciągu 7-10 dni. Z obliczeń tych wynika, że dawka promieniowania jonizującego z tła jaką przyjmujemy rocznie, równa jest mniej więcej tej dawce, jaką przyjęlibyśmy, gdybyśmy co roku robili sobie 30 zdjęć RTG klatki piersiowej. 10-godzinny lot samolotem wiąże się z narażeniem na promieniowanie równorzędne temu, jakie otrzymuje się podczas badania RTG klatki piersiowej.

Inna metoda obliczania tych dawek polega na porównaniu ryzyka śmierci z powodu napromieniowania podczas wykonywania RTG klatki piersiowej. Ryzyko śmierci z tego powodu równe jest temu, jakie niesie za sobą dwudniowy pobyt w Nowym Jorku, wypalenie 9 papierosów lub przejechanie 50 km samochodem.

- To są takie statystyczne dywagacje - mówi Krzysztof Owsianny. - W przypadku RTG klatki piersiowej używa się ekstremalnie małych dawek promieni. Pacjent, któremu robimy tomografię komputerową brzucha, klatki piersiowej i miednicy otrzymuje dawkę promieni równą 400 zdjęciom RTG klatki piersiowej. W mammografii dawka promieni jest równa tej, jaką dostajemy podczas siedmiotygodniowej ekspozycji na promieniowanie tła.
ALARP, czyli tak mało, jak to rozsądnie użyteczne

W postępowaniu z pacjentem, zawsze stosowana jest zasada ALARP znana też jako ALARA. To skrót od angielskiego sformułowania oznaczającego:"tak mało, jak to rozsądnie użyteczne". Każdy radiolog kieruje się w swojej pracy tą zasadą. - Stosujemy takie dawki promieniowania, jakie są niezbędne, by postawić diagnozę. Musimy znaleźć złoty środek, zachować zdrowy rozsądek. Jeśli jest taka konieczność, trzeba pacjenta zdiagnozować, jeśli musimy zrobić mu badanie RTG czy tomografię komputerową, należy je zrobić -wyjaśnia radiolog. Jeszcze 20 lat temu do wykonania RTG klatki piersiowej używano 10-krotnie większych dawek promieni, a tak zwane małe obrazki, czyli małoobrazkowe zdjęcia RTG, wykonywane swego czasu powszechnie w ramach przesiewowych badań profilaktycznych płuc, wymagały podania pacjentowi dawki nawet kilkanaście razy większej niż obecnie. Teraz, żeby pacjent dostał taką dawkę promieni, jaką otrzymywał przy zdjęciu RTG klatki jeszcze 20 lat temu, musiałby zrobić sobie 10 zdjęć jedno za drugim. Obecnie stosuje się coraz doskonalszą technikę, która ogranicza dawkę promieni niezbędną do wykonania badania. Pojawiła się nawet koncepcja, by wykonywać profilaktycznie niskodawkową tomografię komputerową płuc u palaczy. Zdolność do wykrycia małych 3-4 milimetrowych guzków w tomografii jest dużo wyższa niż na zdjęciu RTG. 20 tak zwanych "paczkolat" byłoby czynnikiem kwalifikującym pacjentów do tych badań. Co to oznacza?

- Tymi badaniami objęte byłyby osoby, które przez 20 lat wypalały paczkę papierosów dziennie. Przeliczając to na dawkę promieni, wychodzi, że palacz, który wypala dziennie paczkę papierosów , przyjmuje taką dawkę promieni, jakby codziennie robił sobie zdjęcie RTG klatki piersiowej - mówi Krzysztof Owsianny.

Rozważyć, co dla pacjenta korzystniejsze

Jeśli zatem ktoś miał wykonane zdjęcie RTG klatki piersiowej, tomografię i potem jeszcze musiał zrobić sobie zdjęcie RTG złamanej ręki, zdaniem specjalistów - nie musi obawiać się nadmiernego napromieniowania. - Uważamy, że nie ma takiego ryzyka. Niepotrzebnie badań nie robimy. A jeśli jest taka potrzeba, należy pacjenta przebadać jednak zawsze trzeba mieć na względzie zasadę ALARP. Czasem trzeba - stosując tę zasadę - rozważyć, co jest dla pacjenta korzystniejsze. Podam przykład ze Szwecji, dotyczący leczenia pacjentów onkologicznych chorych na chłoniaka. Przy pomocy tomografii komputerowej sprawdzano w trakcie chemioterapii skuteczność tej terapii. Poddawano pacjentów badaniom tomograficznym kilkakrotnie w niedługich odstępach czasu. W tym przypadku jednak na szali było życie pacjentów, ich ochrona radiologiczna była sprawą drugorzędną. Tomograf komputerowy, rezonans magnetyczny - są to obecnie nasze podstawowe narzędzia diagnostyczne. Bez tomografii komputerowej w ogóle nie wyobrażam sobie, by można było cokolwiek powiedzieć o chorobie pacjenta i prognozować jego los - uważa dr Krzysztof Owsianny. Żeby poddać się badaniu z użyciem promieniowania jonizującego trzeba mieć skierowanie od lekarza. Wymagane jest ono nawet wówczas, gdy pacjent chce się przebadać tylko profilaktycznie i na własny koszt.

- Generalnie powiem tak: promienie nie są wcale takie straszne, jak je malują , ale powinniśmy używać ich tak mało, jak to jest rozsądnie możliwe. Nie ma dowodów na to, że w dawkach wykorzystywanych w diagnostyce szkodzą, ale należy stosować je rozważnie. Zlecając każde badanie lekarz musi przewidzieć, jakie wyniki może dać to badanie, czego można się z niego dowiedzieć, w jaki sposób pomoże w zdiagnozowaniu pacjenta i podjęciu decyzji o dalszym postępowaniu.z nim - uważa dr Owsianny .

USG i rezonans

USG i rezonans magnetyczny nie emitują promieni jonizujących, napromieniowanie zatem czy przedawkowanie promieni w przypadku tych dwóch technik w ogóle nie wchodzi w grę.
- O szkodliwości badań USG można w ogóle zapomnieć - uspokaja doktor Krzysztof Owsianny. - Te badania nie mają żadnego negatywnego wpływu na zdrowie i nie ma żadnych ograniczeń zdrowotnych w ich stosowaniu. USG można robić praktycznie dowolną ilość razy. Jedynie w przypadku ciężarnych kobiet zalecana jest ostrożność i ograniczenie badań do niezbędnego minimum, ale tylko z powodu nie rozpoznania ewentualnych skutków, które mogłyby wystąpić u dziecka w przyszłości. Po prostu - dmucha się na zimne. Zawsze bardzo ostrożnie, nawet super ostrożnie podchodzimy do płodów - dotyczy to wszystkich technik obrazowania - bo nie wiadomo jak badanie może oddziaływać na dziecko, szczególnie w pierwszym trymestrze ciąży, kiedy rozwijają się u niego narządy - dodaje koszaliński radiolog. W zakładach i pracowniach badań obrazowych zawsze umieszczane są specjalne wywieszki zwierające prośbę do pacjentek, by informowały personel o tym, że są w ciąży.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza