Pomorski Przemysł Mięsny Agros - Koszalin boryka się z problemami od października ubiegłego roku. Już wtedy obecny prezes firmy - Krzysztof Lweczuk - występował do Ministerstwa Skarbu z prośbą o pomoc i zgodę na podwyższenie kapitału spółki. Ministerstwo zgody nie wyraziło, podając jako przyczynę brak informacji o tym, kto zostanie udziałowcem w firmie.
Banki mówią nie
Przedsiębiorstwo zaczęło szukać pieniędzy gdzie indziej. Ale od Agrosu odwróciły się również banki komercyjne. Żaden nie chciał udzielić przedsiębiorstwu kredytu. - Najgorsze było to, że nie potrafiły przedstawić nam ekonomicznego uzasadnienia odmowy - tłumaczy Lewczuk. - Mieliśmy potrzebne zabezpieczenia, ale wszystko odbyło się na zasadzie - nie, bo nie. W tej chwili potrzebnych jest 5 mln zł. Z powodu braku tej kwoty Agros zmniejszył nie tylko produkcję, ale również zatrudnienie. Pracę straciło już teraz około 20 osób. Jeżeli pieniądze się nie znajdą, na bruk pójdzie reszta załogi, czyli ponad 550 pracowników.
Prace stracą tysiące
W przedsiębiorstwie powstał już komitet protestacyjny. Przyłączyli się do niego zarówno pracownicy, jak i rolnicy dostawcy. Jeżeli bowiem upadnie zakład, oni nie będą mieli gdzie sprzedawać żywca. W naszym regionie jego hodowlą zajmuje się blisko 3 tysiące gospodarstw. - Ta liczba, to nie jest pełny obraz - mówił jeszcze przed sobotnim wiecem Paweł Marcinkiewicz, przewodniczący Komitetu Protestacyjnego Rolników Dostawców. - Są jeszcze rodziny tych rolników i zatrudnieni tam pracownicy. Oni wszyscy też zostaną bez pracy.
Prezes Lewczuk widzi szansę dla Agrosu widzi tylko w zachodnim inwestorze. - Zanim to jednak nastąpi firmę trzeba rozkręcić - wyjaśnia. - Nikogo nie zainteresuje ubój pięciu tysięcy sztuk miesięcznie. Musimy ubijać przynajmniej trzy razy więcej. A produkcja powinna wzrosnąć dwukrotnie. Lewczuk podkreśla, że jeżeli by się tak stało, to firma zamiast zwalniać, zaczęłaby zatrudniać. - Potrzebnych byłoby wtedy przynajmniej 50 pracowników więcej.
Przemówi ulica
Do tej pory jednak protestujący niewiele wywalczyli. Podczas sobotniego wiecu, na który przybyli jedynie zastępca prezydenta Koszalina, wicestarosta koszaliński i poseł Jan Łączny oraz przedstawiciele związków zawodowych (pisma rozesłano do wszystkich ważniejszych urzędów w województwie), nie padła żadna konkretna odpowiedź. Brakujących pieniędzy wciąż nie ma. Pomoc zaoferował tylko prezydent, który Agrosowi chce umorzyć długi wobec miasta oraz wstawić się za przedsiębiorstwem w Ministerstwie Skarbu.
Pracownicy i rolnicy kolejny raz zaapelowali do Ministerstwa Skarbu oraz Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Dali urzędnikom tydzień na odpowiedź. Jeżeli jej ni dostaną - po 15 września wyjdą na ulicę.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?