Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Barszcz Sosnowskiego to ich przekleństwo

Joanna Krężelewska [email protected]
Po kilku tygodniach od skoszenia barszcz odrósł w najlepsze. Z dywanu liści wkrótce wystrzelą wielkie łodygi – mówi Marcin Lipko, sołtys Gruszewa.
Po kilku tygodniach od skoszenia barszcz odrósł w najlepsze. Z dywanu liści wkrótce wystrzelą wielkie łodygi – mówi Marcin Lipko, sołtys Gruszewa. Radek Koleśnik
Nawet dzieci wiedzą, że trzeba się trzymać od niego z daleka. Przez lata powtarzają im to ci, których poparzył. Barszcz Sosnowskiego rośnie tu jak las. To przekleństwo całej wsi.

Gruszewo. Niewielka miejscowość za Białogardem. Na poboczu drogi widać go już kilkaset metrów przed tablicą z nazwą wsi. Pojedyncze rośliny, ale silne i wysokie. Obwód pnia jak u młodej brzozy. Z każdym metrem jest ich coraz więcej.

Krajobraz w samym Gruszewie przypomina scenografię do filmu fantasy. Albo przedziwne tło dla produkcji o czasach prehistorycznych, bądź z bajki dla dzieci, w której ktoś w magiczny sposób powiększył kwiaty dzikiego kopru. Brzmi ciekawie? Wcale tak nie jest. Jest groźnie. Barszcz Sosnowskiego rośnie tu jak las. Otacza plac zabaw, boisko. Do swoich domostw mieszkańcy chodzą wąskimi drogami, wytyczonymi między chwastami.

A miał być miód
- Miododajny miał być. Parę sztuk pszczelarz sprowadził. Lata temu. Wtedy jeszcze pegeery działały. Cuda miał zrobić dla tej pasieki - mówi Marta Kośka, jedna z mieszkanek Gruszewa. Dziś pszczelarz, który zasadził we wsi barszcz Sosnowskiego nie żyje. Nie spodziewał się, jak kilka sadzonek przez kilkanaście lat opanuje wieś.

W Gruszewie mieszka 240 osób. Od małego słyszą, że do tej rośliny zbliżać się nie można.

- Dzięki temu w ostatnim czasie poparzeń nie było. Inaczej na początku, kiedy nikt nie wiedział, jaką krzywdę ta roślina może wyrządzić człowiekowi - tłumaczy sołtys Marcin Lipko. - Niestety, z każdym rokiem barszczu jest coraz więcej, zajmuje coraz większe tereny. Kosimy, ale wciąż odrasta. W tym roku z ulicy nie było widać boiska, tak wysokie wyrosły. Ja mam dwa metry wzrostu, więc proszę zobaczyć, jak wysoki ten chwast potrafi urosnąć - mówi i wchodzi między gęsty las roślin. Czy się nie boi? - Parzy, jak świeci słońce. Najgorszy jest sok.

Walka z wiatrakami
Nie wystarczy skosić trawnika wokół domu. W Gruszewie walka z barszczem to codzienna praca. - Bo on nie potrzebuje deszczu. W największą suszę rośnie. Wszystko mu jedno. A korzenie sięgają nawet trzech metrów w ziemię. Z czymś takim walczyć musimy - podkreśla Marcin Lipko.

- Pamiętam jak na początku ludzie nie wiedzieli co to takiego. Dzieciaki się poparzyły. Trzeba było szybko wodą z mydłem przemywać, bo soki z barszczu potrafią krzywdę zrobić. Nie chce się to potem goić. Nauczeni doświadczeniem wycinamy, niszczymy. Co z tego. Wiatr rozsiewa kolejne nasiona. Temu nie ma końca - opowiada Jadwiga Sobczak.

Problem właśnie w tym, że jedna roślina wydaje tysiące nasion. Już można zobaczyć, jak opadają. Każda kolejna roślina to kolejne tysiące nasion w przyszłym roku. I tak barszcz odcina Gruszewo od świata. Co będzie, jak zawędruje dalej? Do pobliskich miejscowości? Ludzie się nie poddają.

- Z nożem, haczką, sierpem, szpadlem - biorę cały arsenał, żeby wycinać, wykopywać i palić to zielsko - opisuje Marta Kośka. - Proszę zobaczyć na moje ręce. Mam blizny i krosty. Lekarz nie wie, czy to od barszczu.

Potrzebna armia
Gruszewo odwiedzały już władze, biolodzy. Mieszkańcy wiedzą, że bez artyleryjskiego ataku nie uwolnią się od niebezpiecznej rośliny. - Właściciel pola jednocześnie przekopuje i opryskuje swoją ziemie. Efekty widać. Może to jakiś sposób - mówi Marcin Lipko. - Gmina wysłała ludzi, żeby skosili barszcz. Już odrósł. Przed jesienią pewnie jeszcze zakwitnie. W tydzień potrafi urosnąć nawet kilkadziesiąt centymetrów.

Nie bez powodu barszcz nazywany jest "zemstą Stalina". Roślina pochodzi z Kaukazu, została sprowadzona niedługo przed śmiercią dyktatora. Miał być rośliną pastewną. Uprawy szybko porzucano, gdyż były kłopoty ze zbiorem, właśnie ze względu na właściwości. Nie nadawał się na paszę dla zwierząt. Uprawy zaczęły się jednak samoistnie rozprzestrzeniać.

- Władze mówią, że za rok będą ciąć i zastosują chemię. Czekamy - mówi sołtys.

Mówiło się już o tym, żeby zawiadomić prokuraturę, bo zdrowie mieszkańców jest zagrożone. W każdym roku coraz bardziej. Czy ich losem przejmą się wreszcie urzędnicy? Co na to urzędnicy?

Jest szansa na pomoc
- Zaproponowałem mieszkańcom, żeby wystąpili o fundusze sołeckie na niszczenie tego zielska - mówi Maciej Niechciał, wójt gminy Białogard. - A co może zrobić gmina? Wójt może prosić instytucje, może prosić właścicieli ziemi, żeby kosili. A oni mogą to zrobić, ale nie muszą. Sama pani widziała, jak to wygląda... Dlatego rozpoczęliśmy walkę o zmianę prawa - tłumaczy samorządowiec.

Walkę na poziomie ogólnopolskim.

- Wysłaliśmy pisma do posłów, by poprawili prawo. By gmina mogła wydać decyzję administracyjną, nakazująca właścicielem terenu usuwanie z niego barszczu - informuje wójt.

Światełko w tunelu jest. W tym roku barszcz Sosnowskiego wpisano na listę roślin obcych i niebezpiecznych dla ludzi. Mają też zostać uruchomione ministerialne środki na walkę z rośliną. Dofinansowanie dla gmin z Ministerstwa Rolnictwa ma wynieść do 85 procent związanych z tym kosztów. Dotacje na walkę z barszczem Sosnowskiego mają być uruchomione na przełomie roku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza