Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bastion potrzebuje pomocy. To ukochany koń niepełnosprawnych dzieci (ZDJĘCIA)

Sylwia Lis
Sylwia Lis
Konie ze stadniny w Parchowie potrzebują pomocy.
Konie ze stadniny w Parchowie potrzebują pomocy. Stadnina/Anna Orlikowska
Ukochany koń niepełnosprawnych dzieci bardzo zachorował. Właściciele robią, co mogą, aby wrócił do zdrowia, a to kosztuje. To kameralna stadnina w gm. Parchowo w powiecie bytowskim, zajmująca się głownie hipoterapią. Potrzebna jest pomoc. Dzięki tym konikom na twarzach dzieci pojawił się uśmiech.

Informacja o chorobie najpierw jednego a następnie kolejnego konia bardzo zmartwiła Annę Orlikowską, mamę niepełnosprawnej Karolinki, która od wielu lat uczęszcza na zajęcia hipoterapii. - Do Stajni Pentesilea należymy z Karolinką już kilka lat – mówi pani Ania. - Dzięki tym wspaniałym ludziom i zwierzętom Karolinka przełamała swój strach i pokochała konie i jazdę na nich. Uczestnictwo na ich zajęciach to ogrom szczęścia z jazdy na konikach oraz przyswajanie wiedzy z ich pielęgnacji oraz życiu na gospodarstwie. Bastiona znamy od jego urodzenia, jest pięknym i silnym konikiem. Dlatego wierzymy , że razem z waszą pomocą uratujemy go i damy szansę na wyzdrowienie.

I jak podkreśla: hipoterapia bardzo pomaga dzieciom w powrocie do zdrowia. – Te konie i cudowni ludzie poświecili się potrzebującym – mówi pani Ania. – Zawsze służą pomocą, teraz my też chcemy im pomóc.

Mała stadnina w Parchowie

- Jesteśmy małą kameralną stajnią, która na co dzień prowadzi zajęcia hipoterapii dla osób niepełnosprawnych oraz zajęcia z nauki jazdy konnej dla dzieci i dorosłych i z tego się utrzymujemy – mówi Alicja Rompa, właścicielka Stajni Pentesilea z Parchowa w powiecie bytowskim. - Naszymi współpracownikami jest sześć koni, które tworzą małą "rodzinę", to nasi przyjaciele, którym za wszelką cenę chcemy zapewnić godne życie. Niestety, w czerwcu ubiegłego roku jedna z naszych głównych klaczy, Sonia, nagle zaczęła chorować. Jednego dnia stanęła na pastwisku i nie mogła się ruszyć. Było wiele podejrzeń chorób, ale nikt nie spodziewał się boreliozy... To podstępna choroba, która przebiega bardzo podobnie jak u ludzi, wyniszcza organizm. Klacz nie była w stanie normalnie chodzić poprzez sztywność całego ciała, nie mogła nawet zakręcić, położyć się czy schylić się do jedzenia. Wystąpił niedowład mięśni zadu. Kilka tygodni przyjmowania antybiotyków bardzo obciążyło jej organizm, zaczęła tracić sierść, grzywę i ogon. Po wydaniu wielu tysięcy na jej leczenie, co bardzo nadszarpnęło nasz budżet, pomimo bardzo złych rokowań udało się i Sonia powoli wraca do siebie choć przed nami jeszcze sporo starań o jej zdrowie. Może jednak już nie wrócić do pełnej sprawności sprzed choroby.

Myśleliśmy, że to już koniec problemów, ale się myliliśmy. Kolejny z naszych koni, niespełna trzyletni ogierek Bastion, który kocha kontakt z człowiekiem zaczął chorować a to przecież jeszcze końskie dziecko, taki młody koń, całe życie przed nim. Stał się osowiały, zaczął gwałtownie chudnąć. Badania krwi były bardzo niejednoznaczne, robiliśmy co się dało aby poprawić jego stan zdrowia, niestety parę dni temu znaleźliśmy go leżącego w boksie bez sił aby wstać. Nasza wspaniała weterynarz zrobiła, co mogła aby mu pomóc - kroplówki, leki, witaminy postawiły go na nogi. Myśleliśmy, że to problem z zębami. Kolejna wizyta weterynarza, podanie leków, badania. Zdjęcia rtg nie wykazały żadnych nieprawidłowości. Zęby zostały poprawione. Wydawało się, że jest lepiej. Trochę jak by mu życie wróciło, jednak przez dwa dni trzeba było mu pomagać wstać, ale jak już wstał, chciał żyć. Niestety, w poniedziałkowy poranek stało się najgorsze.

Choroba zaatakowała ze zdwojoną siłą, koń nie był w stanie dźwignąć się do pozycji "na mostku", w której chociaż leżąc może jakoś funkcjonować. Leżał cały czas na boku, co jest niebezpieczne dla konia (narządy wewnętrzne ulegają uciskom, co może prowadzić do ich niewydolności). Pięciu mężczyzn próbowało go podnieść co udało się na pięć minut po czym znowu się położył i już nie wstał. Kolejny telefon do weterynarza. Konsultacje i znów padło na boreliozę .Będziemy go leczyć, jesteśmy mu to winni i pragniemy zrobić dla niego wszystko, co sprawi aby mógł dalej szczęśliwie żyć. Chcemy dać mu szansę. Boimy się, że sami temu nie podołamy. To dopiero początek wydatków, które już liczymy w tysiącach dlatego prosimy o pomoc. Zebrane pieniądze przeznaczymy na dalsze leczenie, specjalistyczne żywienie oraz na walkę z kleszczami na naszym terenie aby uchronić pozostałe nasze konie przed tą chorobą.

Alina Hinc-Taube, lekarz weterynarz, który zajmuje się zwierzętami w stadninie, mówi, że z boreliozą u koni jest mniej więcej tak samo jak u ludzi.
- Ogólnie boreliozę bardzo ciężko zdiagnozować, choć w ostatnich latach coraz częściej - wyjaśnia. - Czekamy jeszcze na ostatnie wyniki badań, które na sto procent dadzą odpowiedz, czy to kleszcze odpowiadają za chorobę konia. Borelioza ma bardzo dużo postaci, czasem występuje w formie utajnionej, bezobjawowej. Czasem wystarczy obniżona odporność, aby objawy się pojawiły. U Bastiona wystąpiły objawy neurologiczne.

Jest zbiórka

Zorganizowano zbiórkę na leczenie Bastiona. Póki co na ponad 1700 zł. Potrzeby są znacznie większe.

LINK DO ZBIÓRKI NA POMOC DLA KONI ZE STADNINY

od 12 lat
Wideo

Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza