Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Błagała, aby nie umierał. Za śmierć dziecka wini lekarza

Andrzej Gurba
Zrozpaczeni Sabina Szmaglik i Łukasz Węgrzynowski. W dłoniach trzymają zdjęcie syna zrobione dzień przed śmiercią.
Zrozpaczeni Sabina Szmaglik i Łukasz Węgrzynowski. W dłoniach trzymają zdjęcie syna zrobione dzień przed śmiercią. Andrzej Gurba
- Błagałam, aby nie umierał - mówi pogrążona w bólu Sabina Szmaglik, mama trzytygodniowego Wiktora z podkępickich Osiek. Chłopiec walczył, ale zmarł w wyniku powikłań po zakażeniu. Rodzina wini lekarza.

Wiktor Węgrzynowski urodził się 12 lipca tego roku. Był zdrowym chłopcem. Jego mama Sabina Szmaglik wyszła z miasteckiego szpitala 16 lipca. - 23 lipca odwiedziła mnie położna z Kępic. Wszystko było dobrze. Powiedziała tylko, aby Wiktora zważyć. 25 lipca pojechałam do lekarza dziecięcego w Kępicach. Stwierdził, że pępek nie wygląda najlepiej i zbiera się ropa. Dał skierowanie do szpitalnej poradni w Słupsku - relacjonuje pani Sabina.

Rodzice byli w słupskim szpitalu dzień później (w dziecięcej poradni chirurgicznej). - Lekarka nic mi nie mówiąc, zawinęła nitkę wokól resztki pępowiny Wiktora i ją wyrwała. Później to miejsce czyściła i czymś posmarowała. Kazała przyjść za tydzień - opowiada pani Sabina. Kolejne wizyty odbyły się 30 lipca i 6 sierpnia. Według relacji rodziców, polegały na czyszczeniu i smarowaniu pępka.

6 sierpnia wieczorem pani Sabina kąpała synka. Mówi, że zauważyła, że pępek zrobił się trochę czarny. - O 22.30 Wiktor usnął. Jeszcze przed północą zaczął się źle czuć. Bardzo płakał, był blady. Wezwałam karetkę. Zawiozła nas do szpitala w Miastku. Zrobiono badania krwi i moczu. Lekarze najpierw powiedzieli, że były dobre. Kilka godzin później mój synek już umierał. Powiedziano mi, abym się z nim pożegnała. Krzyczałam, aby nie umierał. Wiktor dwa razy po reanimacji wracał. Walczył o życie do końca. - Przegrał - szlocha pani Sabina.

W piątek rodzice Wiktora dostali informację o przyczynie śmierci ich syna. Stwierdzono ropne zapalenie otrzewnej i posocznicę. Tego samego dnia zawiadomili miastecką prokuraturę. Rodzice oskarżają o zaniedbania słupską lekarkę.

- Dowiedzieliśmy się, że bakterie dostały się do organizmu Wiktora przez niezagojony pępek. Dlaczego w Słupsku go oderwano?! Dlaczego wcześniej nie pomyślano, że może dojść do zakażenia?! Tam zbierała się ropa - mówią zrozpaczeni.

Ryszard Stus, dyrektor słupskiego szpitala od nas dowiedział się o tej tragedii. - Jeśli sprawa została zgłoszona prokuraturze, to zostanie ona wyjaśniona. My też sami to zrobimy. Trudno mi na gorąco odnosić się do oskarżeń, bo nie znam szczegółów sprawy - powiedział nam w sobotę dyrektor Stus.

Ewa Wichłacz, rzecznik prasowy Szpitala Powiatu Bytowskiego (miastecka lecznicza jest jego częścią), prosi o kontakt w poniedziałek.

W miasteckim szpitalu potwierdzono nam nieoficjalnie, że dziecko przyjechało do szpitala w stanie ogólnym dobrym. Dopiero kilka godzin później pogorszył się jego stan. Miejscowi lekarze wezwali na pomoc specjalistów z Gdańska. To m.in. oni reanimowali małego Wiktora. Wcześniej podano dziecku antybiotyki.

W karcie zgonu po sekcji zwłok szpital zapisał, że przyczyną śmierci dziecka było ropne zapalenie otrzewnej i posocznica. Podejrzewano też zapalenie płuc. Do badań histopatologicznych przekazano m.in. fragment pępka. Wyniki będą za kilka tygodni.

- Wiktor był zdrowy, radosny, silny. Tak długo na niego czekałam. Nie nacieszyłam się nim. Ktoś musi odpowiedzieć za jego śmieć - płacze pani Sabina. W sobotę odbył się pogrzeb Wiktora. Do sprawy wrócimy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza