Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Blog festiwalowy: 51.FPP - wieczór szósty [zdjęcia]

[email protected]
Idziesz na randkę z pianistą, a zakochujesz się w wiolonczeliście. Nie ujmując nic temu pierwszemu. No bo serce nie sługa.

To właśnie zdarzyło mi się podczas czwartkowego wieczoru Festiwalu Pianistyki Polskiej, konkretnie podczas drugiej jego części. Wypełniły ją dwa utwory na fortepian i wiolonczelę, a zagrali je pianista Paweł Wakarecy i wiolonczelista Marcin Zdunik.

Ten drugi zrobił wielkie wrażenie już swoim wejściem. Publiczność zobaczyła szczupłego chłopca o przenikliwym sporzeniu, który - jak wynikało z wcześniejszej zapowiedzi prowadzącego koncert Jana Popisa - ma już wielkie sukcesy jako wykonawca i pedagog. Z tym wyglądem gimnazjalisty?! Intrudukcja i Polonez C-dur Chopina pozwoliły wszystkim zrozumieć, że oto mamy przed sobą kogoś wyjątkowego.

Pan Marcin skupił na sobie uwagę nie tylko przepiękną grą. Natura obdarzyła go bowiem zarówno talentem muzycznym, jak i sceniczną osobowością. To był, proszę szanownych państwa, prawdziwy aktorski spektakl, z efektownym, zamaszystym wyrzucaniem w górę prawej ręki dzierżącej smyczek w polonezie, i zarzucaniem jasnej grzywy, którego nie powstydziliby się rockmani. W Sonacie G-dur Brahmsa było już spokojniej, bo i utwór był mocno kantynelowy. Przepiękny sam w sobie, przepięknie zagrany przez obu panów. Tak mi się też nasunęło w jego trakcie, że podczas gdy dźwięk fortepianu jest daleki od brzmienia ludzkiego głosu, to w przypadku wiolonczeli słyszę mądrego, dojrzałego i doświadczonego człowieka. Takiego, którego warto słuchać.

No dobrze, a co z pianistą? Przecież to on był głównym bohaterem tego recitalu, którego część pierwszą zapełnił solo Sonatą As-dur Haydna oraz czterema utworami Chopina (trzy mazurki i polonez). Szczerze napiszę, że bardziej podobał mi się jako kameralista - idealnie wymieniał się frazami z wiolonczelistą, grał pięknym dźwiękiem, muzykalnie, precyzyjnie. I wydawał się rozluźniony. W występie solowym bowiem robił wrażenie spiętego, z twarzy nie schodził mu grymas kojarzący się z tytułem dzieła Goethego "Cierpienia młodego Wertera". Za to skojarzenie odpowiada Jan Popis, który mówił, że w dziele Haydna widać wpływy niemieckiego romantycznego ruchu Sturm und Drung (okres burzy i naporu). Poza tym, czego nie rozumiem, grał pan Wakarecy wszystkie solowe utwory jednym ciągiem, nie robiąc między nimi nawet jednego oddechu. Ani sekundy przerwy. Szkoda, bo cały Chopin oraz dwie pierwsze części sonaty Haydna (w trzeciej nerwy wzięły górę) naprawdę robiły na słuchaczach wrażenie.

Generalnie to był prawdziwie udany wieczór, a mój humor poprawił także widok prawie zapełnionej sali. Pozdrawiam zwłaszcza seniorów z gminy Kobylnica i wójta Leszka Kulińskiego, który zaprosił ich na festiwal. A także rodziców, którzy dbają o rozwój swoich dzieci i zafundowali im to piękne spotkanie z muzyką.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza