Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Blog festiwalowy: 51.FPP - wieczór trzeci

Anna Czerny-Marecka
Anna Czerny-Marecka.
Anna Czerny-Marecka.
Poniedziałkowy koncert Festiwalu Pianistyki Polskiej w Słupsku wprowadził mnie w różne stany: od obojętności, przez zadowolenie, po absolutny zachwyt. Nie dlatego, że jestem niestabilna emocjonalnie, ale z powodu muzyki.

Trudno
Dodekafonia - mówi wam coś ten termin? Ja byłam kiedyś, jako uczennica szkoły muzycznej, tym wytworem myśli kompozytora Arnolda Schonberga zafascynowana, zwłaszcza po lekturze "Doktora Faustusa" Tomasza Manna. Który zresztą, ku oburzeniu Schonberga, przypisał autorstwo dodekafonii diabłu. Co innego jednak intrygująca teoria, bazująca na matematyce, co innego praktyka, czyli dzieło. W każdym razie usłyszana w poniedziałek dodekafoniczna I Sonata na fortepian Romana Palestra pozostawiła mnie obojętną. I to mimo tego, że trudno było nie zauważyć niekwestionowanego talentu wykonawcy - pianisty Jakuba Tchórzewskiego.

Ciekawy jest natomiast życiorys Palestra, przedstawiony przez prowadzącego koncert w filharmonii Jana Popisa. Twórca żył w latach 1907-1989. Przed wojną sławę przyniosły mi nie dzieła nowatorskie, lecz popularna, śpiewana przez Bodo piosenka "Baby, ach, te baby". No właśnie... Po wojnie kompozytor średnio czuł się w Polsce, zwłaszcza po ogłoszeniu przez partię socrealizmu w sztuce. Wyemigrował i opowiadał o kulturze w radiu Wolna Europa. Jego nazwisko w Polsce trafiło na indeks artystów zakazanych. Teraz odkrywa go m.in. Jakub Tchórzewski.

Łatwiej
Artysta (wyglądający zresztą jak młody, genialny matematyk)zagrał jeszcze jeden dłuższy utwór pod tytułem "Musica ricercata" Gyorgy'a Ligetiego. - Jednak moja muzyczna dusza jest węgierska, na pewno nie dodekafoniczna - myślałam podczas wykonania, ciesząc się, że wraca mi dobry nastrój.

Zachwycająco
- Nie, moja dusza, muzyczna oczywiście, jest rosyjska - doszłam do ostatecznego wniosku już po pierwszych minutach recitalu Piotra Żukowskiego. Młody, wysoki, szczupły mężczyzna, z burzą loków na głowie, bardzo romantyczny z wyglądu i ekspresji, zaprosił słuchaczy na recital o wyjątkowej, przemyślanej dramaturgii. Zaprezentował kilkanaście utworów Aleksandra Skriabina. Dźwięki, melodie, akordy przelewały się przeze mnie jak rzeka. Rzadko był to spokojny strumyk, częściej rwący potop i wodospad. Skriabin był ekspresjonistą, a słysząc dźwięki, widział kolory, więc emocje zawarł w swych dziełach skrajne, od rozpaczy, przerażenia, bezdennego smutku, po nirwanę. Byłam tym recitalem zauroczona.

Smutno
Jedno tylko zatruwało mi ten wieczór. Dużo pustych miejsc na widowni. Nie było to na pewno zamiarem organizatorów, ale tak zadziałał pomysł, by tego samego wieczoru zorganizować jeszcze jedno wielkie muzyczne wydarzenie w filharmonii: nadanie jej imienia Wojciecha Kilara oraz wykonanie dwóch jego dzieł - "Orawy" i III Symfonii "September Symphony". Stworzyła się w ten sposób wewnętrzna konkurencja. Żal mi było dwóch świetnych pianistów występujących w ramach FPP, aczkolwiek nie omieszkam dodać, że kilarowski koncert był fantastyczny, w czym wielka zasługa, będących w najwyższej formie, wykonawców - słupskiej orkiestry i jej szefa Bohdana Jarmołowicza.

Zobacz także:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza