Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Blog festiwalowy: 52. FPP – wieczór pierwszy

Anna Czerny-Marecka
Anna Czerny-Marecka
Cały rok czekam na Hymn Narodowy, którym orkiestra zaczyna każdy kolejny Festiwal Pianistyki Polskiej w Słupsku. Nie wiem, kto wpadł na pomysł takiego rozpoczęcia, ale jest Moc. I radość, że po nim nie nastąpi, jak często bywa, drętwa i nadęta impreza, ale święto muzyki i ludzi, którzy ją kochają. Oczywiście inauguracja nie może obyć się bez przemówień, ale o nich za chwilę. Najpierw o tym, co najważniejsze – pianistach i granych przez nich utworach.

Joanna Ławrynowicz – piękna kobieta, mocna, świadoma swego warsztatu pianistka – zajęła pierwszą część wieczoru w słupskiej filharmonii prawykonaniem III Koncertu fortepianowego C-dur Raoula Koczalskiego. To utwór w formie symfonii koncertującej, a więc cztero-, a nie trzyczęściowy jak tradycyjne koncerty. Przetoczył się nad publicznością masą pięknych melodii trzymanych w ryzach w (tu cytuję Andrzeja Zborowskiego prowadzącego inaugurację) „zwiewne arabeski, szalenie skomplikowane rytmicznie scherzo, rozległą dumkę i triumfalny marsz”. Dla mnie było to dzieło filmowe, hollywoodzkie w dobrym tego słowa znaczeniu. Historia miłosna, w której fortepian, będący w związku z pierwszymi skrzypcami, nagle wchodzi w miłosną relację z fletem (to w pierwszej części). W drugiej rozkochane legato walczy z gniewnym nieco staccato, w trzeciej na zawodzenia skrzypiec (chyba z tym fletem zdradzanych) odpowiada frazami idącymi w dół broniący się fortepian, po czym mamy miłosny duet. I tak toczy się ta opowieść aż do szczęśliwego, musicalowego wręcz końca. Pięknie to zostało opowiedziane nie tylko przez pianistkę, ale i słupską orkiestrę – zarówno zespołu, jak i pojedynczych muzyków. Chętnie usłyszałabym ten koncert jeszcze raz. I myślę, że cała publiczność była zarówno dziełem, jak i wykonaniem, zachwycona, wyklaskując dwa Chopinowskie bisy.

Zobacz także: Pierwszy wieczór Festiwalu Pianistyki Polskiej: prawykonanie i ryzyko, które się opłaciło

Jest zresztą nadzieja, a nawet pewność, że Słupsk będzie miejscem prawykonań także IV, V i VI koncertów Koczalskiego (dwa lata temu mieliśmy I, tylko II nam umknął). W każdym razie byłam świadkiem rozmowy, w której Jan Popis, dyrektor artystyczny FPP, zamawiał te dzieła u Jana A. Jarnickiego, właściciela Wydawnictwa Muzycznego Acte Prealable, mającego do nich prawa. Prawa odkrywcy – dodajmy – bo te koncerty przez pana Jarnickiego zostały cudem odnalezione w jakichś niemieckich bibliotekach. To osobna, fascynująca historia wielkiego i niesłusznie zapomnianego artysty, wirtuoza i kompozytora (zmarł podczas próby wykonania w Poznaniu podczas kolejnych wieczorów wszystkich sonat Beethovena), a także informatyka, który rzucił ten popłatny zawód, by zająć się muzyką jako wydawca. Pan Jarnicki, jak sam mi mówił, musi pokonywać wiele przeszkód i przekonywać muzyków oraz szefów instytucji muzycznych, aby przywrócić do życia zapomnianych twórców, jak Koczalski czy Józef Wieniawski (brat skrzypka Henryka Wieniawskiego, jego koncert fortepianowy też mieliśmy okazję poznać w Słupsku na FPP). Tym większe brawa dla Joanny Ławrynowicz, która dała się przekonać, podjęła ryzyko i poszła drogą, której jeszcze nikt przed nią nie przeszedł.

Pierwszy wieczór 52. Festiwalu Pianistyki Polskiej.

Pierwszy wieczór Festiwalu Pianistyki Polskiej: prawykonanie...

Dalasza część artykułu na kolejnej stronie

Ryzykantem można nazwać także Łukasza Krupińskiego, drugiego wykonawcę inauguracyjnego wieczoru. Młody, nagradzany na międzynarodowych konkursach muzyk, o tym, że zagra na pierwszym koncercie FPP w sobotę, dowiedział się… we wtorek. To w ten dzień zadzwonił do niego Jan Popis z pytaniem, czy nie zastąpiłby Krzysztofa Jabłońskiego, którego dopadła fatalna choroba palca. Takich nagłych zastępstw szuka się według jasnego klucza repertuarowego – żeby utwór pozostał ten sam, co w programie. W tym wypadku chodziło o przepiękny Koncert fortepianowy a-moll Paderewskiego. Okazało się, że pan Łukasz, owszem, ćwiczy go, ale dopiero na listopad, czyli

jeszcze „nie ma go w repertuarze” i nie grał go z orkiestrą. Mimo to zaryzykował i przyjechał. Z jakim skutkiem? No cóż, tak wspaniałym, że przymknąć należy oko (a raczej ucho) na pewną nerwowość i zagubienia w pierwszej części. Medea Berianidze, nauczycielka fortepianu w słupskiej szkole muzycznej, natychmiast po powrocie do domu przesłuchała w sali koncertowej Wujka Google inne wykonania tego artysty i umieściła pełen entuzjastycznych pochwał wpis na Facebooku. Ja dodam jeszcze, że to bardzo przytomny młody człowiek. Dlaczego? Ano dlatego, że wiedział, kiedy uciec. A było to tak. Andrzej Zborowski, zapowiadając jego występ, powiedział, że próba generalna wypadła rewelacyjnie i był to wręcz „światowy poziom”. Ja po takim wstępie trzęsłabym się po wyjściu na scenę jak galareta, co nie jest dobrą prognozą, gdy ma się trafiać w klawisze. – Jak pan wytrzymał tę presję? – spytałam pana Łukasza już po występie. – Kiedy zza kurtyny usłyszałem, że będzie o tym mowa, po prostu uciekłem dalej i nic do mnie nie dotarło – wyznał.

Solistom towarzyszyła Orkiestra Polskiej Filharmonii „Sinfonia Baltica” w Słupsku pod batutą Rubena Silvy. Chemia, jaką czuć między filharmonikami a ich nowym dyrektorem, udzielała się publiczności. To była radość muzykowania, a wykonanie licznych solowych partii wzbudzało wielki podziw.

Tyle o muzyce. Przejdźmy do przemówień. Na szczęście wygłaszali je ludzie, którzy wiedzą, co mówią i jak mówią. I nie przedłużali.

Pierwszy wieczór 52. Festiwalu Pianistyki Polskiej.

Pierwszy wieczór Festiwalu Pianistyki Polskiej: prawykonanie...

Dalasza część artykułu na kolejnej stronie

Andrzej Jaroszewicz, prezes STSK (organizator FPP), z wdziękiem odczytał listę licznych sponsorów i podziękował ludziom, którym zawdzięczamy tygodniową muzyczną ucztę, w tym profesorowi Andrzejowi Cwojdzińskiemu (inicjator FPP) i jego żonie Gabrieli - mimo słusznego wieku i chorób oboje zdołali nie tylko dojechać z Koszalina, ale i brylowali w towarzystwie.

Krystyna Danilecka-Wojewódzka, wiceprezydent Słupska, wspierając się mądrze wybranymi cytatami z Jerzego Waldorffa, Pitagorasa i Ovidiusza, dziękowała organizatorom i słupszczanom za to, że już po raz 52 mamy okazję cieszyć się festiwalem, na którym, jak obliczyła, odbyło się 380 koncertów (bez recitali Estrady Młodych), wystąpiło 15 orkiestr i 40 dyrygentów. Sensację wywołała informacją, że wkrótce do materialnych śladów po FPP (pomniki Szymanowskiego, Chopina i Klawiatura Gwiazd) dołączy ławeczka Waldorffa – oczywiście z jamnikiem Puzonem. Zasług Waldorffa dla festiwalu nie da się przecenić, to on rozsławił tę słupską imprezę w całej Polsce.

Nie sposób też pominąć Andrzeja Zborowskiego, który dowcipnie i erudycyjnie poprowadził koncert, dzieląc się ze słuchaczami swoją wiedzą, wprowadzając ich w odpowiedni nastrój. Jego słowo wstępne zawsze pomaga w zrozumieniu muzyki.

A kto tego wszystkiego słuchał oprócz już wymienionych? Na przykład wiceprezydent Słupska Marek Biernacki z żoną, której bujne loki zawsze budzą moją zazdrość i zachwyt. I wójt Kobylnicy Leszek Kuliński, także z żoną. Pan wójt nie tylko sponsoruje kolejne FPP, ale i przychodzi na koncerty, co tylko chwalić należy, tak samo jest zresztą w przypadku nadzwyczaj „kulturalnego” prezesa Engie Marka Bączkiewicza (i jego żony). Na urodzie za to stracił inny meloman, Jerzy Barbarowicz (teatr Tęcza), a to dlatego, że tym razem przyszedł bez małżonki. Nie mogło także zabraknąć na widowni księdza Jana Giriatowicza, nieco tym razem zafrasowanego. Mignął mi również w kuluarach Mirosław Betkowski, kandydat na prezydenta Słupska w nadchodzących wyborach, z żoną Jolantą.

Z powodu ładnego lata w tym roku na pierwszym koncercie było widać dużo jasnych marynarek i wdzianek. Czerń zwykle służyła tylko jako tło dla kwiatów mniejszych lub większych. Taką górę miała między innymi Danuta Sroka, dyrektor Miejskiej Biblioteki Publicznej. Halina Chmielecka, sekretarz STSK, przywdziała granatową lekko połyskującą spódnicę i nieco jaśniejszą w tonie bluzkę z ażurowymi rękawami. Obowiązkowo zdobiły ją dwa sznury pereł – podarunek od żony aktora Stanisława Mikulskiego. Pani wiceprezydent natomiast przywdziała lekko powłóczystą szatę jasnoszarego koloru w ciemniejsze mazaje. – To jest chyba jakiś rodzaj panterki – odpowiedziała, spytana, co to za wzór.

Tyle na dzisiaj. Jutro kolejne odcinki bloga z kolejnych festiwalowych dni.

Pierwszy wieczór 52. Festiwalu Pianistyki Polskiej.

Pierwszy wieczór Festiwalu Pianistyki Polskiej: prawykonanie...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza