Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Blog FPP. Wieczór piąty - Radosław Sobczak, urodzony pianista

Anna Czerny-Marecka
Za nami piąty dzień Festiwalu Pianistyki Polskiej.
Za nami piąty dzień Festiwalu Pianistyki Polskiej. Łukasz Capar
Na dobrą sprawę Radosław Sobczak mógłby wejść na scenę przy dźwiękach kultowego tematu muzycznego z filmów o Jamesie Bondzie. Przy fortepianie zasiadł, wypisz wymaluj, angielski gentleman. Bardzo wysoki, bardzo szczupły, włosy blond. Wyprostowany jak struna, z ramą, którą Czarna Mamba Iwona Szymańska-Pavlović ("Taniec z gwiazdami") uznałaby za idealną. Położył wysmukłe (a jakże by inaczej) palce na klawiaturze Steinwaya i się zaczęło. Agent 007 pokazał swoje kolejne oblicza...

Myślę, że organizatorzy Festiwalu Pianistyki Polskiej wybaczą mi te pop-kulturowe odniesienia. A to dlatego, że w kuluarach zabrzmiało słowo, którego jeszcze na FPP nie słyszałam: hardcorowy. To określenie na coś, co wykracza poza zwykłe granice danego zjawiska. W przypadku tego recitalu adekwatne.

Środowy wieczór w filharmonii nosił nazwę "Polskie sonaty fortepianowe". Zaczął go jednak Menuet G-dur Ignacego Jana Paderewskiego. Hit muzyki poważnej, chyba każdy rozpozna go już po pierwszych dźwiękach. Nie sądzę, żebym myliła się, pisząc, że sam kompozytor, wirtuoz, mąż stanu gorąco oklaskiwałby to dzieło w wykonaniu Radosława Sobczaka.
Potem nastąpiło danie główne tej części, olbrzymia, efektowna, momentami monumentalna, ale i liryczna Sonata fortepianowa w piekielnej (to słowa zapowiadającej festiwal Beaty Góreckiej-Młyńczak) tonacji es-moll. Sześć bemoli. Najeżona technicznymi pułapkami. Pewnie wielu pianistów w nie wpada, ale na pewno nie Radosław Sobczak. Ma ją w palcach, więc swobodnie, nie przejmując się trudnościami, mógł oddać całe jej muzyczne piękno i bogactwo. Męskie, dramatyczne, wręcz gniewne akordy przeplatały się z lirycznym żywiołem kobiecym. Od pianisty biła energia wręcz atomowa.

Na deser usłyszeliśmy Epifonię nr 3 Piotra Pietkiewicza. Perełka pełna przepięknych melodii. W przerwie wielu melomanów mówiło mi, że niezmiernie im się ten utwór spodobał.

Blog FPP. Wieczór piąty - Radosław Sobczak, urodzony pianista

Część drugą recitalu rozpoczęły 4 Etiudy transcendentalne "Pory roku" (Wiosna, Lato, Jesień, Zima) Marcina Tadeusza Łukaszewskiego. Druga nowość dla słuchaczy po Epifonii i równie dobrze przyjęta. Po niej pianista zaprezentował 3 Preludia z op. 1 Karola Szymanowskiego. Także o nich Beata Górecka-Młyńczak mówiła, że stawiają przed solistą wielkie techniczne przeszkody. I znów - dla naszego pianistycznego Jamesa Bonda tego typu problemy wydają się nie istnieć. Palce pewnie śmigały po klawiszach, a nam pozostało delektować się muzyką.

No i nadeszła wreszcie wielka chwila, czyli zabrzmiały pierwsze akordy II Sonaty fortepianowej A-dur op. 21 Szymanowskiego. Apetyt na ucztę publiczność miała wielki, słysząc z ust prowadzącej, że ten utwór jest tak karkołomny (a może w przypadku pianistów należałoby napisać - palcołomny), że pianiści biorą się za niego niesłychanie rzadko. Wykonywali go światowi mistrzowie - Rubinstein i Richter. W 1972 roku zabrzmiał także na naszym słupskim festiwalu pod rękami profesora Andrzeja Tatarskiego, a zapowiadał go Jerzy Waldorff. Teraz zmierzył się z tym szalonym dziełem Radosław Sobczak. Dzięki niemu doznałam dumy, że w moim niewielkim przecież mieście mogę uczestniczyć w koncercie, którym chwaliłaby się każda wielka i sławna scena w każdej światowej metropolii. Gorąca owacja i okrzyki "brawo!" dobiegały nawet z profesorskich rzędów, a wierzcie mi, nie są to ludzie, którzy łatwo poddają się euforii. Ta wybuchła ponownie na widowni po efektownym, dowcipnym bisie - "Prząśniczce" Moniuszki przerobionej na wirtuozowską nutę przez Henryka Melcera.

Ten recital w historii FPP zapisał się na zawsze złotymi zgłoskami. Dzięki Radosławowi Sobczakowi. Pianiście, który nie tylko wspaniale gra, ale i całym swoim ciałem, gestykulacją i mimiką tworzy wykonawcze dzieła. Żaden gest, żadna mina nie była zbędna. Wszystko ze sobą współgrało: piękne brzmienie nasyconych dźwięków, różnicowanie ich barw, frazowanie, czystość i moc akordów, techniczna biegłość, mowa ciała. Sobczak gra na 100 procent, nie oszczędzając się, nie odpuszczając ani jednego taktu, a kondycyjnie był to recital wielce wymagający. Szacunek musi budzić także odwaga, by prezentować publiczności dzieła trudne, rzadko wykonywane. Kiedy po koncercie w kuluarach dzieliliśmy się swoimi wrażeniami, włączyła się w rozmowę melomanka, która na FPP przyjechała z Olsztyna. - To chłopak z Mazur - zakrzyknęła z dumą. I wszystko jasne.

Przeczytaj:

Blog FPP. Wieczór pierwszy: Muzyczny diabeł ten Bies
Blog FPP. Wieczór drugi: Niewinni czarodzieje [zdjęcia]
Blog FPP. Wieczór trzeci - Młodość rządzi, to był koncert jak marzenie
Blog FPP. Wieczór czwarty - Współczesna muzyka nie boli [zdjęcia]

Zobacz także:Drugi dzień Festiwalu Pianistyki Polskiej

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na gp24.pl Głos Pomorza