Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bramki w markecie Obi złamały kobiecie siedem żeber

Zbigniew Marecki
Zdjęcie poglądowe.
Zdjęcie poglądowe. Archiwum
W poniedziałek (13 maja) ok. 11 Stanisława W. zmierzyła się z metalowymi drzwiczkami, które działają w wejściu do marketu budowlanego Obi w Kobylnicy. W efekcie trafiła do szpitala, a lekarze stwierdzili złamanie siedmiu żeber. Kobieta jeszcze leży w szpitalu.

O wypadku klientki dowiedzieliśmy się od Krzysztofa W., syna ofiary, który powiedział „Głosowi”, że kierownictwo marketu spisało z jego ojcem protokół potwierdzający, że doszło do wypadku z udziałem jego matki.

- Doszło do niego, gdy ojciec i matka wychodzili z marketu. Wtedy ojciec najpierw przeszedł, a na mamę rzuciły się bramki, które ją odepchnęły dwa metry do tyłu. Mama się przewróciła i poczuła silny ból. Na miejsce wezwano karetkę pogotowia, która zawiozła ją do szpitala. Lekarze stwierdzili, że ma złamane 7 żeber. Jeszcze leży w szpitalu - opowiadał nam w środę jej syn. Nie ukrywał, że ma pretensje do kierownictwa Obi, bo nikt z jego członków nie kontaktował się z jego matką i nie pytał o stan jej zdrowia.

Skontaktowaliśmy się z Marcinem Toppem, dyrektorem marketu Obi w Kobylnicy. W trakcie rozmowy przyznał, że w poniedziałek rzeczywiście doszło do wypadku z udziałem Stanisławy W. Jednak - jak stwierdził - po obejrzeniu zapisu monitoringu jego przebieg wyglądał nieco inaczej niż to przedstawia syn poszkodowanej. Zdaniem dyr. Toppa pani W. i jej mąż wychodzi z marketu „pod prąd”. W rezultacie przed panią W. bramki poruszyły się, bo ktoś wchodził do marketu.

- Ta pani złapała się bramki, która ją pociągnęła. Gdyby szła prawidłowo, to nic by się jej nie stało, bo bramki nie były zepsute. Moim zdaniem była sobie sama trochę winna - ocenia dyr. Topp. Poza tym powiedział nam, że może rodzinie udostępnić zapis monitoringu, jeśli rodzina otrzyma zgodę prokuratury.

- Do tej pory jednak nie wpłynęło do nas oficjalne pismo, w którym rodzina poszkodowanej określa swoje żądania - dodaje dyr. Topp. Zapewnia także, że Obi jest ubezpieczone od tego typu zdarzeń, więc po zakończeniu leczenia to ubezpieczyciel będzie reagował na żądania poszkodowanej i jej rodziny. Na koniec rozmowy dyrektor Topp powiedział, że obecnie już kilka osób stara się o odszkodowanie od marketu Obi w Kobylnicy. - Mam wrażenie, że niektórzy chcą wymusić odszkodowanie, choć przebieg zdarzeń nie wskazuje, że zawiniliśmy - dodaje dyr. Topp.

Oglądaj także: 500 policjantów rywalizowało w Słupsku. Który oddział jest najlepszy w Polsce?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza