Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bryczka z Katowic dotarła do Ustki (wideo, zdjęcia)

Filip Pietruszewski
Podróż trwała półtora miesiąca. Mężczyzna został przywitany przez burmistrza Jana Olecha już na rogatkach miasta, następnie z całym konnym orszakiem pojechał na wschodnią plażę.
Podróż trwała półtora miesiąca. Mężczyzna został przywitany przez burmistrza Jana Olecha już na rogatkach miasta, następnie z całym konnym orszakiem pojechał na wschodnią plażę. Łukasz Capar
Wbrew wcześniejszym zapowiedziom Jana Holewika konie Kuba i Mysza nie wykąpały się w morzu. - Za dużo turystów. Może przyjadę o piątej jak nikogo nie będzie - żartował Ślązak, który do Ustki przyjechał bryczką aż z Katowic.
Podróznik Jan Holewik z Katowic dotarl bryczką do Ustki

Podróżnik Jan Holewik z Katowic dotarł bryczką do Ustki

Jego podróż trwała półtora miesiąca. Mężczyzna został przywitany przez burmistrza Jana Olecha już na rogatkach miasta, następnie z całym konnym orszakiem pojechał na wschodnią plażę.

Tam Jan Holewik wpisał się do księgi pamiątkowej. - Dziękuję z całego serca, żadne inne słowa nie wydają mi się odpowiednie. Nie spodziewałem się takiej fety - mówił.

63-letni emeryt sam nie wie dlaczego wpadł na pomysł tej podróży i czemu za cel obrał akurat Ustkę. - To była spontaniczna decyzja, a ja już tak mam, że jak coś postanowię to umarł w butach, musi być zrobione. Szykowałem się trzy lata. Musiałem przekonać rodzinę do mojego projektu. Najtrudniejsze było jednak zgromadzenie funduszy, bo konie trochę kosztują. Wcale nie planowałem jechać samotnie, ale perspektywa spędzenia dwóch miesięcy na drewnianym wozie przeraziła nawet największych zapaleńców. Jedynie córka towarzyszyła mi przez pierwszy tydzień.

Pan Jan omija duże miasta wybierając boczne drogi. - Nie chcę tworzyć korków na ulicach. Wyjątek zrobiłem jedynie w Częstochowie, gdzie główną aleją wjechałem na Jasną Górę. Czasami spotykałem ludzi, którzy nie wyglądali na przekonanych, gdy mówiłem, że jadę z Katowic. Inni kojarzyli mnie z mediów, głównie za sprawą charakterystycznego wozu.

W małych wioseczkach wywoływałem sensację wśród dzieci, ale na dorosłych też mogłem liczyć. Państwo, nie macie pojęcia ilu jest dobrych ludzi na świecie, bo dobro nie jest krzykliwe. Przez ten czas nie spotkała mnie żadna przykrość. Rzadko kiedy sam robiłem sobie śniadanie. Tylko kilka razy musiałem wykapać się w jeziorze. proponowano mi też noclegi, ale spałem głównie na wozie, żeby być blisko koni - opowiada.

Wizyta na plaży nie trwała zbyt długo. Kubie i Myszy nadmorski klimat wyraźnie nie służył, a przed nimi jeszcze długa droga powrotna…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza