MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Budowa pod naukowym nadzorem

(mus)
Archeolog na placu budowy: ratunek dla pamiątek przeszłości, kłopot dla budowlańców

Ustawa o ochronie dóbr kultury (obowiązująca, z poprawkami, od 1962 roku) zaleca otoczyć opieką archeologiczną budowę na terenie potencjalnie bogatym w zabytki przeszłości. O tym, czy nadzór taki jest konieczny, dowie się inwestor w urzędzie miasta lub gminy, gdzie będzie starał się o pozwolenie na budowę. Jeżeli w planie zagospodarowania przestrzennego dany obszar zaznaczony został jako wpisany do rejestru zabytków lub wyróżniony na archeologicznej mapie Polski, wówczas w decyzji o warunkach zabudowy pojawia się wskazanie, aby prace ziemne odbywały się pod nadzorem archeologów. Ktoś, kto chciałby wznosić nowe budynki w obrębie starego miasta lub jego "otuliny" (czyli najściślej otaczających go terenów), może być pewien, że wizyty archeologów go nie ominą. Badania odbywać się będą na koszt inwestora lub wykonawcy - podział kosztów zależy od umowy miedzy nimi.

Konserwator zabytków: wszystkiego nie dopilnuję

Inwestor trafia do miejscowego Oddziału Służby Ochrony Zabytków, która formalnie ma pieczę nad wykonaniem zobowiązania.
- Właściwie pełnimy w tym przypadku funkcję czysto urzędową - mówi Andrzej Fijałkowski, szef koszalińskiej delegatury Wojewódzkiego Oddziału SOZ w Szczecinie - Nadzór sprawują archeolodzy: z koszalińskiego muzeum lub wybrani przez inwestora. My powinniśmy nadzorować przebieg ich pracy, ale trzeba uczciwie powiedzieć: nie jesteśmy w stanie dopełnić tego obowiązku w stu procentach. W naszym biurze jest tylko jeden archeolog, a teren mu podległy obejmuje całe dawne województwo koszalińskie oraz powiaty: wałecki i sławieński. Musimy liczyć na pomoc nadzoru budowlanego. Zresztą, na miejscu są specjaliści - archeolodzy, których pozycja zawodowa jest gwarancją wypełnienia zadania.
- Badania takie są dla nas bardzo cenne, nawet jeżeli nie przyniosą żadnych naukowych sensacji - zapewnia Ignacy Skrzypek, starszy kustosz Działu Archeologicznego Muzeum w Koszalinie. W roku 2001 koszalińscy badacze mieli pieczę nad ośmioma placami budowy w Koszalinie oraz nad inwestycjami w Darłowie i Białogardzie. - Obecność na miejscu budowy pozwoliła nam zweryfikować niektóre poglądy dotyczące przeszłości Koszalina. Wzbogaciła też zbiory muzealne o ceramikę, biżuterię, fragmenty ubiorów. Oczywiście, nie da się ukryć, że my, archeolodzy, spowolniamy przebieg budowy, narażamy na próbę cierpliwość budowlańców, czasami musimy wyrywać zabytki dosłownie spod łopaty.

Szefowie firm budowlanych: rozumiemy wyższą konieczność

Archeolodzy sporządzają z nadzoru szczegółową dokumentację, która trafia do delegującego ich muzeum, do urzędu konserwatorskiego i do inwestora. Zanim to jednak nastąpi, badacze siedzą w wykopie, opóźniając prace budowlańców...
- ... o około pół roku - przyznaje Marian Jagiełka, właściciel kołobrzeskiej firmy budowlanej "Probud". Tak dzieje się w na starówce w Kołobrzegu - bez wszędobylskich archeologów budowa trwałaby tam około półtora roku. W Koszalinie, gdzie ziemia nie jest tak "rozwarstwiona historycznie", trwa to krócej. Nadzór pochłania w Kołobrzegu do 1,5 proc. kosztów całej inwestycji, w Koszalinie - poniżej 1 proc. - Ale ja jestem wychowany w Kołobrzegu, gdzie ciągle się coś kopie w poszukiwaniu śladów przeszłości - dodaje szef "Probudu" - Mam więc świadomość, że niektórych spraw nie wolno zaniedbać, że są wartości nieprzeliczalne na złotówki.
Podobnie wyrozumiałym wobec powolnej - ze swej natury - pracy archeologów deklaruje się być Piotr Flens, szef Przedsiębiorstwa Budownictwa Ogólnego i Usług Inwestycyjnych w Koszalinie.
- Początkowo bałem się strasznie tego nadzoru - zdradza - Ale okazało się, że przy dobrej współpracy między archeologami a budowlańcami nie jest to żadne utrudnienie. Mieliśmy nadzór archeologiczny podczas budowy siedziby "Głosu Pomorza", budynku PKO B.P. (przy Młyńskiej) i nawet nie wiem, kiedy to wszystko się zakończyło - o niektórych znaleziskach dowiadywałem się z gazet, tak szybko to poszło! Były pewne opóźnienia w pracy, ale nadrobiliśmy je.

Kierownik budowy: najlepiej byłoby wyprzedzić archeologów

Osoby, które sprawują bezpośredni nadzór nad budową, wypowiadają się mniej dyplomatycznie.
- Oczywiście, że obecność archeologów utrudnia nam pracę i opóźnia ją - mówi pracownik jednej z koszalińskich firm budowlanych - Wykonawca ma obowiązek oddać obiekt w ustalonym terminie, czas jest dla niego niezwykle cenny. Także dosłownie: przedłużenie budowy to dodatkowe koszta. Dlatego, jeżeli w pozwoleniu na prowadzenie budowy nie ma warunku nadzoru archeologicznego, to, jeśli potem coś się przypadkowo wykopie, znalezisko takie mobilizuje raczej do przyspieszenia prac, niż zawieszenia ich i wezwania archeologów...
Wśród budowlańców krążą nawet historyjki (nie sprawdzone!) o wydobywanych przez koparkę szkieletach, które zakopywano pospiesznie, zanim zwiedzieli się o nich badacze przeszłości, a także szef firmy budowlanej i inwestor. W takiej sytuacji konserwator zabytków miałby prawo wstrzymać prace. Informacje o podobnych znaleziskach - o ile takie się zdarzają - rzadko jednak doń docierają. Owszem, bywało, że koszaliński konserwator "zawieszał" budowę, bo nie odbywała się pod nadzorem archeologicznym, chociaż, wedle przepisów, powinna. Zatrzymania prac z powodu niespodziewanego odkrycia jeszcze w Koszalinie nie było.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza