Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Budowlańcy winni pożaru kamienicy przy ul. Solskiego. PGM będzie się sądzić z wykonawcą prac

Bogumiła Rzeczkowska
Fot: Krzysztof Tomasik
Wczoraj, po ponad trzech latach od spalenia kamienicy w centrum Słupska, Sąd Okręgowy wydał prawomocny wyrok. Winny jest właściciel firmy dekarskiej i jego pracownik.

Miasto także szacuje straty.

Miasto także szacuje straty.

- Jednak z pozwem wystąpimy dopiero po uzyskaniu uzasadnienia wyroku. Na tej podstawie określimy, jakich części budynku dotyczy szkoda, której winien jest Zygmunt P. - mówi Lech Zacharzewski, prezes słupskiego PGM. - W remont kamienicy włożyliśmy 3,2 miliona złotych. Postawienie nowego dachu ze stropem kosztowało milion. Jednak firma, która jest winna spalenia, nie może ponosić wszystkich kosztów, bo od tego miliona trzeba odliczyć koszty amortyzacji, czyli zużycie starego dachu. To może być około 600 tysięcy złotych. Dokładnie oszacuje to rzeczoznawca. Na pewno zapowiada się długi i żmudny proces cywilny.

Pożar w zabytkowej kamienicy przy ul. Solskiego w Słupsku wybuchł rano 26 czerwca 2006 roku. Kilkanaście rodzin straciło dach nad głową i dorobek życia. Prokuratura Rejonowa oskarżyła ekipę remontową, bo tego dnia dekarze wykonywali prace z palnikiem, a właściciel firmy Zygmunt P. został na trzy tygodnie aresztowany.

W styczniu słupski Sąd Rejonowy za nieumyślne spowodowanie pożaru, zagrażającego życiu wielu osób oraz mieniu wielkiej wartości, skazał Zygmunta P. i majstra Jana K. oraz robotników - Mariusza W. i Wojciecha C. Dwaj ostatni nie odwoływali się od wyroku. O uniewinnienie lub ponowny proces walczyli Zygmunt P. i Jan K. - obaj skazani na rok i osiem miesięcy w zawieszeniu na dwa lata i grzywnę. Ryszard Zegar, adwokat właściciela firmy, wytknął w apelacji m.in., że opinia pożarnika jest sprzeczna, bo biegły raz twierdził, że źródło ognia powstało na dachu, raz - że w mieszkaniu na strychu. Poza tym oglądał pogorzelisko po uporządkowaniu terenu, a spawanej rynny nawet nie zabezpieczono. Na dodatek PGM jako inwestor nie zgłosił robót konserwatorowi zabytków. Poza tym Sąd Rejonowy majstra uznał za kierownika robót.

Sąd Okręgowy utrzymał jednak wyrok w mocy. - Zygmunt P. nie interesował się, jaką technologią prace zostaną wykonane, a Jan K. przywiózł rynnę i pojechał do prac przy OBI. Oskarżeni zostawili wszystko na głowie dekarzy. A ci z oszczędności łatali rynny papą termozgrzewalną. No, i mamy oszczędności na sześć milionów zagrożonego mienia i dwa miliony spalonego. Trzeba nie mieć wyobraźni, by używać otwartego ognia przy spróchniałej i wysuszonej drewnianej konstrukcji dachu - uzasadniał sędzia Krzysztof Ciemnoczołowski. - Nie ma też znaczenia dla sprawy, czy drobne naprawy takiego obiektu wymagają zgłoszenia. A jeśli tak, to ława oskarżonych jest za krótka. Być może jeszcze ktoś inny powinien odpowiadać i to rola prokuratora, żeby tę osobę ścigać.

Po ogłoszeniu wyroku Zygmunt P. był załamany. - To koniec życia zawodowego. 40 lat pracowałem uczciwie i zrobili ze mnie przestępcę. Już na początku policjant powiedział o mojej ekipie "spadliście nam z nieba, bo i tak by się spaliło, a z wami mamy sprawę z głowy", czyli wykrytą.

Pokrzywdzeni już piszą pozwy, a pierwsza sprawa cywilna zacznie się w listopadzie. Od właściciela firmy pieniędzy domaga się firma ubezpieczeniowa. - Pozwiemy wszystkich oskarżonych - zapowiada też Halina Raszewska, która reprezentuje w sądzie matkę - lokatorkę wspólnoty - Walentynę Wlazło. - Za własne pieniądze wyremontowałyśmy mieszkanie i części wspólne nieruchomości. Wydałyśmy 35 tysięcy złotych.

Tymczasem miasto wciąż ma problemy ze sprzedażą mieszkań, które dawni lokatorzy opuścili po pożarze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza