Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bunkry usteckie - linia obrony sprzed 50 lat

Marcin Barnowski
Te zamaskowane na wydmach bunkry dla żołnierzy z karabinami maszynowymi, miały zaskoczyć najeźdźców.
Te zamaskowane na wydmach bunkry dla żołnierzy z karabinami maszynowymi, miały zaskoczyć najeźdźców. Fot. Marcin Barnowski
Wydmy koło Ustki, Smołdzina i Łeby najeżone karabinami maszynowymi w bunkrach, koło Słupska pociąg pancerny, pod Bytowem zapasy paliwa. 60 lat temu w regionie trwały przygotowania do III wojny światowej.

Żołnierze, którzy budowali wtedy bunkry koło Ustki, mieli podstawy, by sądzić, że jeśli coś je rozkruszy, to amerykańska bomba atomowa. Mało który przypuszczał, że fortyfikacje na nic się nie przydadzą i że rozsadzać je będą co najwyżej korzenie drzew. Wtedy trwała wojna w Korei. Przygotowaniom wojennym Ustka zawdzięcza jeden z ostatnich przejawów polskiej sztuki fortyfikacyjnej - Batalionowy Rejon Umocniony nr 4.

Smołdziono i Łeba swoich BRU nie doczekały. Polska Rzeczpospolita Ludowa nie wytrzymała finansowo tych zbrojeń.

Nadmorska rubież socjalizmu

Trwała zimna wojna, która lada moment mogła przerodzić się w starcie zbrojne. W dodatku Polacy czuli się jeszcze niepewnie na terenach dopiero odebranych Niemcom i starali się na nich umocnić. Doświadczenie uczyło: będzie próba rewanżu i odebrania "ziem odzyskanych". Generał Mossor ze Sztabu Generalnego WP pisał w 1946 roku: "Obrona frontalna Odry i Nysy będzie ciężka, ale zupełnie możliwa pod warunkiem, że oba skrzydła będą silne i trwale zabezpieczone."

Zabezpieczenie północnego skrzydła miało polegać m.in. na utworzeniu czterech nadbrzeżnych obszarów obrony wokół Świnoujścia, Kołobrzegu, Ustki i Gdyni. W nomenklaturze pierwszego powojennego polskiego programu zbrojeń te przewidziane do ufortyfikowania rejony nazwano "nadbrzeżnymi obszarami wojennymi". Później nazwano je "obszarami nadmorskimi". Zawiązki dowództwa Usteckiego Obszaru Nadmorskiego powołano do życia w lipcu 1947 roku, gdy koszary Luftwaffe na Osiedlu Lędowo opuściły wojska radzieckie i wprowadziła się tu Marynarka Wojenna. Dowódcą UON został ówczesny dowódca Kadry MW, komandor porucznik Franciszek Dąbrowski, legendarny zastępca dowódcy obrony Westerplatte. Funkcję w Ustce pełnił do 1949 roku, kiedy to jako przedwojenny oficer WP został wyrzucony z LWP podporządkowanego rosyjskim dowódcom w polskich mundurach.

Ustka miała bronić się w okrążeniu

Plan rozbudowy floty na lata 1947-1959, sporządzony pod kierownictwem kontradmirała Adama Mohuczego, przewidywał Ustkę jako miejsce stacjonowania sześciu kutrów torpedowych, 12 ścigaczy okrętów podwodnych, czterech trałowców morskich i jednego tankowca. Obawiano się jednak, że wróg może wysadzić desant na plaże. Ustkę postanowiono ufortyfikować. Wzmocniony batalion piechoty, który miał jej bronić, miał być w stanie przetrwać walkę w okrążeniu. Właśnie dlatego na początku lat 50. zbudowano tu Batalionowy Rejon Umocniony. To żelbetonowe gniazda karabinów maszynowych, wkopane w ziemię i świetnie zamaskowane, stanowiska dla armat, malutkie schrony w kształcie wkopanych poziomo w ziemię studzienek, ukrycia dla pojazdów i czołgów oraz składzików amunicji. Nad tym szczerzyły się w stronę morza cztery armaty typu "staliniec" 9. Baterii Artylerii Stałej, którą zbudowano koło dzisiejszego Centrum Szkolenia Marynarki Wojennej.

Jak pisze podpułkownik Andrzej Polak z Akademii Obrony Narodowej, autor pracy o fortyfikowaniu wybrzeża morskiego, w regionie miały powstać kolejne takie ufortyfikowane obszary, m.in. od jeziora Wicko na zachód od Ustki po jezioro Gardno w gminie Smołdzino oraz od Dąbek do Łeby. W Łebie miała być zbudowana także kolejna bateria nabrzeżna.

Te wydmy miały zaskoczyć najeźdźców

Bunkry usteckie to synteza radzieckiej oraz polskiej myśli wojskowej.
W ich projektowaniu uczestniczyli oficerowie, którzy musieli znać pracę przedwojennego kmdr ppor. Rafała Czeczotta, pt. "Obrona Wybrzeża",

- W pobliżu ewentualnych miejsc wylądowania powinny być przygotowane stanowiska dla piechoty, karabinów maszynowych i artylerii polowej lub nadbrzeżnej artylerii morskiej - pisał Czeczott, który inwestycji nie doczekał, bo prawdopodobnie zginął w powstaniu warszawskim.

- Będąc w punkcie lądowania, nieprzyjaciel walczy w niedogodnych dlań warunkach: wojska naładowane i stłoczone w szalupach oraz pontonach, tratwach i holownikach są bezbronne i narażone na ogień karabinów maszynowych z wybrzeża.

Dodawał, że obrona powinna być giętka i zaskakiwać przeciwnika. - Te warunki mogą być osiągnięte nie tyle przez zastosowanie mocnych, stałych fortów z wieżami pancernymi dla artylerii itp., lecz raczej poprzez umiejętne wykorzystanie właściwości terenu, wprowadzenie oprócz stałych, także ruchomych środków obrony oraz stosowanie na szeroką skalę nowoczesnych środków maskowania.

Takie właśnie są niewielkie, ale liczne bunkry usteckiego BRU. Żyją jeszcze budowniczowie tych umocnień, którzy mogliby o nich wiele powiedzieć. Edward Kubiak, mieszkaniec Łeby, który w latach 1954 - 1956 służył w Kamieniu Pomorskim w JW 5915, gdzie budował podobny BRU, wspomina: - Cała moja jednostka to budowała. Prefabrykaty przywozili ziłami żołnierze z jakiejś kompanii karnej. Wszystko robione było ręcznie, a najlżejszy element ważył około 800 kg. Najcięższe były kopuły nakładane z góry. Pracowaliśmy w tych lasach przez całe lato.

W Ustce tworzy się już stowarzyszenie, które stawia sobie za cel stworzenie z pozostałości BRU atrakcji turystycznej. Także dla turystów z krajów, z których strony desantu tak obawiano się w Ustce w latach 50.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza