MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Cały ten jazz

Piotr Polechoński
Recenzja filmu "Chicago"

Po obejrzeniu "Chicago" zrozumiałem, dlaczego żaden inny film nie miał w tym roku szans na zdobycie Oskara za najlepszy obraz ubiegłego roku. Na pomysł kręcenia musicali - podobnie jak oskarowej gali - wpadli Amerykanie. Filmowcy zza oceanu wymyślili też westerny. I każda w miarę udana opowieść z piosenkami i tańcem lub strzałami o zmierzchu o wiele bardziej trafia do amerykańskiej wyobraźni, niż na przykład historia młodego Żyda, który chce przeżyć wojnę za wszelką cenę.
"Chicago" to film o Ameryce i dla Amerykanów. To w żadnej mierze nie legendarny "Kabaret" Boba Fosse'a, gdzie pomiędzy piosenkami pobrzmiewają historyczno-społeczne pytania o przyczyny i skutki faszyzmu. Jak na dłoni mamy tu amerykańską duszę zawartą w kilku fundamentalnych dla niej hasłach: "z ulicy na sam szczyt", "wygrywają najsilniejsi", "Ameryka narodziła się wśród przemocy", "marzyć trzeba do końca", "chwila wśród błysków fleszy warta jest całego życia". Na dodatek podane jest to wszystko z prawdziwie końską dawką ironii i kpiny.
Wychodząc z kina wiedziałem, że na "Chicago" wybiorę się raz jeszcze. Ten film trzeba zobaczyć co najmniej dwukrotnie, dla fenomenalnych układów tanecznych, świetnej scenografii i zawrotnego tempa. Twórcy filmu mrugają do nas porozumiewawczo zapraszając do zabawy, w jakiej od lat nie uczestniczyliśmy.
Chicago, lata 30. Roxie Hart, zagubiona żona nudnego męża, marzy o karierze wodewilowej. Jej debiutowi na wielkiej scenie ma pomóc kochanek. Gdy jednak okazuje się, że nie ma on takiego zamiaru i cały czas ją oszukiwał - Roxie zabija go bez wahania. Trafia do więzienia, gdzie poznaje Velmę Kelly, sławną tancerkę, która kilka miesięcy wcześniej zamordowała męża i siostrę. Obu kobietom grozi kara śmierci. Uratować je może tylko najlepszy adwokat w mieście. Ma on niezawodny sposób na wygrywanie spraw beznadziejnych: jego klientki muszą stać się sławne...
Fabuła filmu jest umowna i nie ma co traktować jej dosłownie. Ta opowieść o seksie, zabójstwie, zazdrości, a przede wszystkim jazzie zaprawiona jest takim czarnym humorem, że wszelkie moralne rozterki nikną wśród świetnej zabawy. Ameryka przedstawiona w "Chicago" odbija się niczym w krzywym zwierciadle. Jej obraz, choć mocno wykrzywiony, porywa nas w fantastyczny wir tańca i śpiewu. Pasja życia, jaka bije z ekranu, wprost zapiera dech w piersiach, a twórcy robią wszystko, abyśmy nie mieli czasu zaczerpnąć powietrza. Morderstwa, rewolwery, małżeńskie zdrady, wszechobecne oszustwo i kłamstwa - można zrobić o tym znakomity musical? Jak najbardziej, bo pod tą opowiastką "Chicago" mówi o czymś zupełnie innym i niezwykle ważnym. O wielkiej miłości Amerykanów do własnego kraju i własnych korzeni. Jakie by one nie były.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza