Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chciała oddać dziecko. Sąd zainteresował się sprawą (wideo)

Marcin Barnowski
Pani Monika wczoraj w naszej redakcji znów zastała dary od ofiarnych mieszkańców regionu.
Pani Monika wczoraj w naszej redakcji znów zastała dary od ofiarnych mieszkańców regionu. Łukasz Capar
Po naszym artykule o słupszczance, która rozkleiła w mieście ogłoszenia, że chce oddać synka w dobre ręce, w jej mieszkaniu pojawiła się policja. Sprawą zajął się też sąd.

O wizycie funkcjonariuszy poinformowała nas sama zainteresowana. Nie miała pretensji. - Pytali o moją sytuację finansową, a ja odpowiadałam. Potem sobie poszli - powiedziała nam pani Monika.

Pani Monika o pomocy, którą otrzymała od życzliwych ludzi

Robert Czerwiński, rzecznik słupskiej policji, wyjaśnił, że decyzję o wysłaniu policjantów do pani Moniki podjął komendant miejski po przeczytaniu naszego artykułu o tym, że pani Monika kolportuje ogłoszenia o swojej woli oddania dziewięciomiesięcznego synka "w dobre ręce, do adopcji otwartej".

- To oczywiste, że reagujemy także na publikacje prasowe. Wcześniej do tego mieszkania nikt nas nie wzywał. Tam nie ma przemocy ani innych patologii. Ale naszym zadaniem było ustalenie, czy zwłaszcza dziecko jest bezpieczne. Z tej wizyty sporządzilismy obszerną notatkę, którą przekazaliśmy do Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie.

Jest w niej stwierdzenie, że ta kobieta faktycznie potrzebuje pomocy.
Jak dodał rzecznik, policja analizowała też zachowanie byłego partnera pani Moniki, który jest ojcem dziecka i który od dwóch miesięcy nie wywiązuje się w całości ze spłaty alimentów, zasądzonych w wysokości 700 złotych miesięcznie.

- Uporczywe uchylanie się od płacenia alimentów jest karalne. Tu nie ma jednak przesłanek, aby wszczynać postępowanie w tej sprawie - podkreślił.

Wczoraj pani Monika została wezwana także do kuratora sądowego. Okazało się, że po naszej publikacji o kontrowersyjnych ogłoszeniach sąd z urzędu wszczął postępowanie w sprawie ustalenia sytuacji prawno-opiekuńczej jej dziecka. W skrajnym przypadku sąd może w takich postępowaniach nawet odebrać władzę rodzicielską. Po wizycie w sądzie pani Monika przez kilka godzin nie odbierała telefonów.

Tymczasem do naszej redakcji wciąż płyną szerokim strumieniem dary od osób, które chcą swoją pomocą spowodować, aby nie musiała oddawać dziecka. To pampersy, kosmetyki dla niemowląt, odżywki i ciuszki. Pomóc chce także wielu polskich emigrantów z Anglii i z Irlandii, z Niemiec i z Austrii. Dodzwonił się do nas nawet pewien mężczyzna z USA, który chce wesprzeć panią Monikę i dziewięciomiesięcznego Oliwiera.

- Sama byłam w Polsce samotną matką z dwojgiem małych dzieci. Wiem, jak funkcjonuje u nas opieka społeczna. Musiałam się utrzymywać z 650 złotych miesięcznie. Wyszłam jednak potem za Niemca, mieszkam w Bawarii i mogę jej pomóc. Płakałam, jak o niej czytałam - powiedziała nam pani Elwira, która dodzwoniła się na nasz redakcyjny telefon z południowych Niemiec.

Wczoraj do spraw, które toczą się przed sądem rodzinnym w Słupsku między panią Moniką i jej byłym partnerem przystąpił jako strona Marek Michalak, rzecznik praw dziecka. - Z informacji, które do mnie napływają, wynika, że opieka społeczna w Słupsku nie złamała procedur.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza