Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chopin - pragnienie litości

Piotr Polechoński
Pamiętam, jak po obejrzeniu "Quo vadis" nie mogłem uwierzyć, że Jerzy Kawalerowicz to reżyser zarówno tego kiczu, jak i wspaniałego "Pociągu" czy "Faraona". W podobne osłupienie wprawił mnie "Chopin - pragnienie miłości".

Pamiętam, jak po obejrzeniu "Quo vadis" nie mogłem uwierzyć, że Jerzy Kawalerowicz to reżyser zarówno tego kiczu, jak i wspaniałego "Pociągu" czy "Faraona". W podobne osłupienie wprawił mnie "Chopin - pragnienie miłości".
- To niemożliwe, aby ten beznadziejny film nakręcił Jarzy Antczak, twórca znakomitych "Nocy i dni" - powtarzałem w duchu z niedowierzaniem. A jednak.
Najnowszy obraz Antczaka to filmowy koszmar. Nie życzę nikomu tego, co mnie spotkało. Dwie godziny idealnej nudy przeplatanej zadawanym sobie co kilka minut pytaniem: O co tu chodzi?! Tego akurat się nie dowiedziałem, zresztą szybko przestało mi na tym zależeć. Zorientowałem się bowiem o czym tak naprawdę ten film jest. O niczym.
Szkoda, bo początek jest zupełnie przyzwoity. Warszawa 1830 rok. Carski oficer przybywa nocą do domu pań-stwa Chopinów. Prosi, aby Fryderyk udał się z nim i swoją muzyką uspokoił Wielkiego Księcia Konstantego, dręczonego atakiem gniewu. Ponieważ taka sytuacja powtarza się kilkakrotnie, ojciec pianisty wysyła syna do Paryża. I tu się kończy dobre kino. Janusz Gajos w roli Wielkiego Księcia, scena pośpiesznego wyjazdu z kraju z opadającym jak wyrok granicznym szlabanem (Chopin nigdy już do Polski nie wróci), fortepian rozbijany kolbami carskich żołdaków - to wszystko, co w tym filmie warto zobaczyć bez uczucia zażenowania. Reszta to historia wieloletniego związku pianisty z francuską pisarką Geor-ge Sand. Czyli bełkot słowno-emocjonalny rodem z południowoamerykańskich telenowel.
"Chopin..." to chaotyczna gonitwa po korytarzach, histeryczne wrzaski głównych bohaterów i ciągłe trzaskanie drzwiami. Jakby reżyser chciał zagłuszyć fakt, że tym razem mu nie wychodzi. Cała akcja zawężona jest to do relacji w ramach swoistego miłosnego trójkąta: Chopin, Sand i jej dzieci. Wielki artysta, szukający wytchnienia w komponowaniu, starsza o kilkanaście lat kobieta stęskniona prawdziwej miłości, zazdrosny syn, a także (w drugiej części filmu) zakochana w Chopinie córka Sand. Mogłoby się wydawać, że to idealna historia na scenariusz. Niemal "Niebezpieczne związki" po pol-sku. I być może powstałby równie wybitny film, gdyby reżyser wiedział, po co go robi.
Tymczasem Antczak nie wie. Uczucie totalnej pustki jest wszechobecne. Dawno nie widziałem filmu, którego bohaterowie są dokładnie tacy sami na końcu opowieści, jak na początku. I to pomimo że na ekranie upływa kilkanaście lat. Ani zewnętrznych, ani wewnętrznych. Nie ma śladu jakiejkolwiek głębi, która pozwoliłaby przejąć się ich losami. Nic z tych rzeczy. Większość aktorów wypada żenująco. Piotr Adamczyk i Danuta Stenka - odtwórcy głównych ról - motają się bez-radnie jak ryby w sieci. Ogląda się ich najpierw obojętnie, a potem ze znużeniem. Ale - trzeba przyznać - są też momenty humorystyczne. Otóż twórcy do perfekcji doprowadzili nagłe pojawianie się poszczególnych bohaterów. Sand i Chopin w namiętnym pocałunku? Drzwi się otwierają i staje w nich syn pisarki - Maurycy. Matka i syn kłócą się o pobyt w ich domu polskiego kompozytora? Uchylają się inne drzwi i widzimy jak podsłuchuje ich Chopin. I tak bez końca. Głupie to i żałosne. W filmie nie ma nic z tego, co zapowiadał reżyser. Żadnego odbrązowienia wielkiego kompozytora. Po prostu kolejna polska superprodukcja, która okazała się katastrofą.
Jedyne co się broni w "Chopinie..." to muzyka mistrza, która towarzyszy nam niemal w każdym kadrze. Jest piękna i mądra. Jak zawsze. I jeżeli warto z jakiegoś powodu ten film zobaczyć, to wyłącznie dla niej. Choć, nie ukrywam, najlepiej byłoby wybrać się do kina eksperymentalnego, gdzie filmy ogląda się bez obrazu i przy wyłączonych dialogach. Kto wie, może tak pokazywany "Chopin..." miałby nawet szansę na Oskara?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza