Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chris Niedenthal: To jest po prostu szczęśćie (wywiad)

Rozmawiała Bogna Skarul
Po wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce wykonywał z ukrycia zdjęcia. Jedno z nich przedstawia transporter opancerzony SKOT, stojący na tle billboardu reklamującego film Czas apokalipsy Francisa Forda Coppoli, wiszącego na budynku kina Moskwa w Warszawie. Negatywy w tym okresie przekazywał turystom i osobom wyjeżdżającym z Polski, by dostarczyli je do redakcji "Newsweeka”. Sam obawiał się wyjechać z kraju, nie mając pewności, czy zostanie z powrotem wpuszczony.
Po wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce wykonywał z ukrycia zdjęcia. Jedno z nich przedstawia transporter opancerzony SKOT, stojący na tle billboardu reklamującego film Czas apokalipsy Francisa Forda Coppoli, wiszącego na budynku kina Moskwa w Warszawie. Negatywy w tym okresie przekazywał turystom i osobom wyjeżdżającym z Polski, by dostarczyli je do redakcji "Newsweeka”. Sam obawiał się wyjechać z kraju, nie mając pewności, czy zostanie z powrotem wpuszczony. Chris Niedenthal
Rozmowa z Chrisem Niedenthalem, jednym z najbardziej cenionych fotografów w Europie.

- Trzydzieści lat temu zrobił Pan jedno ze słynniejszych swoich zdjęć. Przedstawia transporter opancerzony SKOT, stojący na tle billboardu reklamującego film "Czas apokalipsy' Francisa Forda Coppoli, wiszącego na budynku kina "Moskwa" w Warszawie. Dziś zrobił Pan kolejne ważne zdjęcie, tym razem ważne dla społeczności w Szczecinie (chodzi o zdjęcie zrobione w poniedziałek szczecinianom lobbującym za budową fabryki w Szczecinie przez firmę Teleskop). Czy ważne zdjęcia to pana specjalność?
- Ja bym tego sam nie wymyślił, że sam robię ważne zdjęcia. To jest po prostu szczęście. Dziś te zdjęcia, które zrobiłem, są akurat ważne tu dla szczecinian. Jakoś tak jak teraz o tym wszystkim myślę, to dochodzę do wniosku, że do mnie przyczepiła się taka etykietka, że jak jest przełom to potrzebny jest Niedenthal. Więc tak na mnie padło, że jak trzeba poprawić sytuację w tych stronach, to dzwoni się do mnie. I ja wtedy przyjeżdżam. Jak strażak.

- To trzeba mieć szczęście do takich tematów, czy potrzebny jest jednak nos?
- Jeśli chodzi o to, co się stało w dawnych czasach to potrzeba jest sporo szczęścia. Natomiast tu w Szczecinie zrobienie takiego zdjęcia było bardziej zaplanowane. Ale też trzeba mieć nosa, aby być w danym miejscu o właściwiej porze. Ja miałem na tyle nosa, że w odpowiednim momencie przyjechałem do Polski. To było 40 lat temu. Przyjechałem na parę miesięcy i mimo całego tego systemu politycznego i ekonomicznego, tu zostałem. Trafiłem na fantastyczne czasy dla mnie jako fotoreportera. Najpierw był wybór papieża, wizyta papieża, później narodziny Solidarności, karnawał Solidarności, stan wojenny i potem walka na całego z komunizmem, czyli Okrągły Stół, wybory i to wszystko, co się działo w całej wschodniej Europie.

- A talent?
- Z talentem to jest różnie. Chyba jest na końcu. Czasami się zastanawiam, czy w ogóle jest coś takiego jak talent.

- Przyjechał Pan do Polski z Wielkiej Brytanii. A wtedy Polska to był zupełnie inny kraj, nie dawało się porównać z innymi krajami europejskimi. Miał pan świeże spojrzenie na to, co się dookoła dzieje. To pomagało?
- Ja tego nie czułem, ale moi polscy koledzy mi mówili, że właśnie to, że przyjechałem z innego kraju, to właśnie pomagało. Jak przyjechałem, to zobaczyłem, że jest w Polsce co robić. Świat był zupełnie inny. W tamtych latach sam czułem, że tu warto fotografować. Moi koledzy w Polsce powtarzali mi, że mam coś w sobie, że to widzę. W końcu miałem inne niż oni początki życia, inne spojrzenie.

- W którym momencie podjął pan decyzję, żeby jednak zostać w Polsce?
- Ja nigdy nie podjąłem takiej decyzji. W każdym momencie mogę wyjechać. Ale jestem tu już 40 lat. Gdzie mam jechać i po co. Do Anglii nie pojadę. Bardzo się dziwię tym wszystkim, którzy teraz tak nagminnie wyjeżdżają do Wielkiej Brytanii. Tam w końcu nie ma pracy, tym bardziej nie ma pracy dla osób wykształconych, a sytuacja jest pewnie gorsza niż tutaj. Dla inteligentnych ludzi, którzy szukają inteligentnej pracy, tam jest bardzo kiepsko. A poza tym mi Londyn nie odpowiada. To jest za duże miasto.

- Nie wyjeżdża Pan stąd, bo tutaj jest ciekawiej?
- Było ciekawiej. W tej chwili jesteśmy normalnym krajem. Co prawda się denerwujemy, że mamy taką politykę, jaką mamy, ale to jest rezultat przejścia na nowy system i my musimy się do tego przyzwyczaić.

- Słyszałam, że pan nie robi zdjęć cyfrowych. Dlaczego?
- Mam tzw. małą małpkę cyfrową i mogę jej użyć, gdy coś ciekawego się dzieje, jak jestem na ulicy czy na wakacjach. Ale muszę się przyznać, że jeszcze nie opanowałem tego cyfrowego systemu. Nie bardzo wierzę, że na tej karcie pamięci jest zdjęcie. To pewnie trochę naiwnie, trochę staroświeckie myślenie. Ale ja jak widzę negatyw, to wtedy wierzę, że tam jest zdjęcie. To, co teraz robię, udaje mi się spokojnie robić na filmie.

- W Gdańsku trwa właś­nie wystawa zdjęć o PRL-u. Czy Polacy lubią oglądać PRL?
- Myślę, że tak. Ludzie w moim wieku uważają, że to jest pamiątka z ich młodych lat. Czy się tamte czasy lubiło, czy się nie lubiło, ale to była nasza młodość. Widzę też, że młodzież jest tym również zainteresowana. Oni chyba chcą zobaczyć jak było, bo dziś nie mogą w to uwierzyć. Nie wierzą, że były takie kolejki do sklepów, że w ogóle były puste sklepy. Nie wierzą, że było wojsko na ulicach. Dla nich to jest tak trochę jak rozmowa o białym niedźwiedziu. Widać, że się interesują tamtymi czasami. Nawet się czasem zastanawiam, czy ja się interesowałem przeszłością swoich rodziców, jak byłem w Anglii, czy ja się wtedy interesowałem wojną? Raczej nie. Może dlatego, że moi rodzice raczej ze mną na te tematy nie rozmawiali.

- A pamięta Pan swoje pierwsze zdjęcie?
- Pierwszy aparat fotograficzny dostałem, jak miałem 11 lat. Rodzice mi go dali, bo dobrze zdałem egzaminy w szkole. Pierwsze zdjęcie było właśnie tym aparacikiem. Ale nie pamiętam, co to było za zdjęcie. Pamiętam natomiast, że od razu się w to robienie zdjęć wciągnąłem. Potem to robienie zdjęć coraz bardziej mnie wciągało i dostawałem coraz lepsze aparaciki. No i tak zostało.

- A kiedy dał Pan pierwszy aparat swojemu synowi? Czy historia się powtórzyła?
- Mój syn Filip nigdy się specjalnie fotografią nie interesował. Choć muszę powiedzieć, że ma dobre oko. Byłby dobrym edytorem. Filip dostał kilka aparatów ode mnie, ale zazwyczaj je niszczył. W tej chwili ma całą stertę różnych popsutych aparatów. Jednak coś ma ze mnie, bo potrafi wybrać dobre zdjęcia. Wie, które zdjęcie jest dobre, a które złe.

- A co to znaczy dobre zdjęcie?
- To rzeczywiście trudne. Jedyne, co mogę powiedzieć o dobrym zdjęciu, że jak się je zobaczy, to od razu się powie, że to jest dobre zdjęcie. To widać na pierwszy rzut oka. Jeśli natomiast widzi się zdjęcie i się nad tym zdjęciem zastanawia, to znaczy, że nie jest to dobre zdjęcie. Jako reporter mogę powiedzieć, że na tym dobrym zdjęciu musi być decydujący moment, ta jedna chwila. To trudne, aby trafić dokładnie na niego. Ale trzeba uważać, czaić się i pstryknąć, gdy ręka jest akurat tak, a nie inaczej podniesiona. Bo na takim dobrym zdjęciu "coś" musi być. Do tego decydującego momentu jeśli się doda jeszcze mądrą, prawidłową kompozycję albo nieprawidłową, ale efektowną - to jest dobre zdjęcie. Takie zdjęcia się robi intuicyjnie.

- Jak Pan zrobił to zdjęcie, które otrzymało nagrodę World Press Photo w 1986, Janosa Kadara?
- Pracowałem wtedy dla "Time'sa" amerykańskiego i to była zamówiona fotografia. Powiedzieli mi, abym pojechał do Budapesztu i sfotografował pierwszego sekretarza generalnego partii Janosa Kadara. Bo byli u niego wcześniej i widzieli, że ma w swoim gabinecie obraz z Leninem, który gra w szachy. Kadar powiedział im, że to jest jego ulubiony obraz. Więc pojechałem do Budapesztu i zrobiłem Kadara na tle tego obrazu. Musiałem trochę kombinować, bo on był mały i jakoś trzeba było go postawić przy obrazie. Nie mogłem zdjąć przecież tego obrazu. Kadar był starszym panem i na zdjęciu wyszedł z tym obrazem z Leninem jako symbol władzy. To było jednak o tyle trudne zdjęcie, że Kadar ani razu nie zmienił wyrazu twarzy. Zrobiłem mu cały film - 36 klatek, a on na każdym zdjęciu wyglądał tak samo. Nie mogłem z niego wskrzesić niczego. Jedynie co, to on się trochę pocił. On na tych moich zdjęciach wyglądał jakby płakał. Wszyscy się potem śmieli, że Kadar płakał za to, co sam zrobił w 1956 roku, że był rzeźnikiem Budapesztu. Lecz w "Time" na okładce oni ten pot wyretuszowali.

- Wiemy, jakie dla nas są pana najważniejsze zdjęcia. A jakie zdjęcie jest dla pana ważne?
- Wszystkie dla mnie są ważne. Najbardziej lubię takie zdjęcie z Wrocławia, które zrobiłem w 1982 roku
w czasie stanu wojennego. Było wtedy lato, więc nie było koksowników na ulicach. To było na placu Solnym w jakiejś kawiarni. Zrobiłem zdjęcie takiego samotnego mężczyzny, który siedzi przy drucianych stoliczkach z kawą i pali papierosa. I widać jest ten dymek z tego papierosa. Wyszedł taki zamyślony, samotny mężczyzna. To jeden z obrazów stanu wojennego - samotność, smutek i ten dymek. Bo przecież wtedy wszyscy palili.

- Taka moda?
- Pewnie tak. Na moich zdjęciach widać jak Lech Wałęsa ciągle pali. Albo fajkę, albo papierosa. Niedawno byłem na planie filmu Wajdy "Wałęsa" i zauważyłem, że reżyser nie krzyczał tak jak zawsze "Kamera. Akcja", tylko "Zapalać papierosy. Kamera. Akcja". I to widać, jak my wtedy wszyscy żyliśmy. Biedny był ten Lech Wałęsa, bo u niego w domu ciągle ktoś był i on cały czas żył
w tych oparach dymu.

- A marzy pan o jakimś zdjęciu?
- Nie. Chyba nie. Na razie chcę sobie jakoś poradzić
z tymi zdjęciami, jakie już mam. Chcę coś z nimi mądrego zrobić. Muszę je zeskanować. Slajdy już w tej chwili nie są nic warte. Muszą być w archiwum elektronicznym. Całe życie dokumentowałem komunizm, więc powinienem może pojechać do Kaliningradu. Ciekawe mogłoby być też zdjęcia z Korei Północnej. Albo z Kuby. Ale na Kubę muszę chyba szybko pojechać, bo tam wszystko szybko się zmieni

Chris Niedenthal

Urodził się w 1950 roku w Londynie, polski fotograf, jeden z najbardziej cenionych fotoreporterów europejskich. Współpracował m.in. z takimi magazynami jak "Newsweek", "Time", "Der Spiegel", "Geo" i "Forbes". Laureat nagrody World Press Photo w 1986.14 grudnia 2009 został odznaczony Srebrnym Medalem Zasłużony Kulturze Gloria Artis. Laureat nagrody World Press Photo w 1986 za portret sekretarza generalnego węgierskiego KC - Jánosa Kádára, który trafił na okładkę "Time'a". W 1987 zamieszkał z rodziną w Austrii. W 1995 założył w Warszawie studio fotografii reklamowej, a od 1998 ma obywatelstwo polskie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza