MKTG SR - pasek na kartach artykułów

co zrobił i może zrobić nielegalny prezes?

Piotr Polechoński [email protected] tel. 347 35 52
- Nie mam pieniędzy na kolejne rozprawy - martwi się Jan Dylewski. Bez wahania znowu pozwałby prezesa do sądu, gdyby tylko miał za co. Pomimo to zapewnia, że się nie podda i dalej będzie walczyć o to, aby w "Naszym Domu” szanowano prawo. - Nie może być tak, że jeden człowiek świadomie łamie przepisy i nic nie można mu zrobić - twierdzi Dylewski. Wszystkim tym, którzy chcieliby pójść w jego ślady, pomożemy skontaktować się z prawnikiem.
- Nie mam pieniędzy na kolejne rozprawy - martwi się Jan Dylewski. Bez wahania znowu pozwałby prezesa do sądu, gdyby tylko miał za co. Pomimo to zapewnia, że się nie podda i dalej będzie walczyć o to, aby w "Naszym Domu” szanowano prawo. - Nie może być tak, że jeden człowiek świadomie łamie przepisy i nic nie można mu zrobić - twierdzi Dylewski. Wszystkim tym, którzy chcieliby pójść w jego ślady, pomożemy skontaktować się z prawnikiem. Fot. Radosław Koleśnik
Od dwóch lat Eugeniusz Redlarski nielegalnie rządzi koszalińską spółdzielnią mieszkaniową "Nasz dom". Sąd, prawnik, rada nadzorcza nic mu nie mogą zrobić. Jedyna nadzieja w członkach spółdzielni.

Od 2002 roku z Eugeniuszem Redlarskim, prezesem spółdzielni, walczą: Jerzy Sapiński, prezes rady nadzorczej "Naszego Domu", Jan Dylewski, członek spółdzielni oraz Franciszka Pniewska, prawnik. Powody prób wyrzucenia prezesa szczegółowo wyjaśniamy w ramce. Sprawa trafiła do sądu. Najpierw z powództwa oburzonej rady nadzorczej spółdzielni. - Jako rada wielokrotnie ostrzegaliśmy prezesa, że jego postępowanie to zwykłe bezprawie. On jednak w ogóle nie chciał nas słuchać - mówi Jerzy Sapiński. Okazało się, że sąd w tym przypadku nic nie może, bo według prawa spółdzielczego nie rada, a jedynie członkowie mogą zaskarżyć władze spółdzielni.
Do Sądu Rejonowego w Koszalinie zwrócił się więc spółdzielca Jan Dylewski. Bezskutecznie. Sąd oddalił jego pozew tłumacząc, że nie ma on charakteru sprawy cywilnej, a prawo spółdzielcze nie pozwala na zaskarżenie posiedzenia zebrania przedstawicieli. Zdesperowany Dylewski odwołał się do Sądu Apelacyjnego w Gdańsku. Ten podtrzymał wyrok Sądu Rejonowego. Ale w uzasadnieniu punkt po punkcie przyznał rację... Dylewskiemu. Sąd nie był w stanie stwierdzić, czy posiedzenia spółdzielczego samorządu oraz podjęte przez niego uchwały są ważne, gdyż w świetle prawa żadnych posiedzeń nie było, uchwały nie istniały, a osoby, które podawały się wtedy za zebranie przedstawicieli, już nimi nie były! Czyli przyznał, że przez pół roku zamiast z zebraniem przedstawicieli prezes spotykał się z grupą kilkudziesięciu prywatnych osób, których decyzje były wyłącznie ich prywatnymi opiniami. - Powinienem więc zwrócić się nie o uznanie nieważności uchwał, ale o stwierdzenie ich nieistnienia. Dopiero po przegranej sprawie zrozumiałem, że w sądzie trzeba być bardzo precyzyjnym - dodaje gorzko Jan Dylewski.
Potwierdza to Franciszka Pniewska, prawniczka pomagająca Dylewskiemu. - Prezes cynicznie wykorzystuje niedoskonałości prawa spółdzielczego i od dwóch lat tuszuje swoją nielegalną działalność. Wie, że rada nadzorcza i sądy są bezradne - dodaje. Ona sama nie ma najmniejszych wątpliwości, że prezes mija się z prawem. Aby jednak stwierdzić to przed sądem, ktoś z członków spółdzielni musi wystąpić - w ramach kodeksu postępowania cywilnego - z pozwem o uznanie braku uchwał podjętych przez nieistniejące zebranie przedstawicieli. - Zachęcam wszystkich mieszkańców "Naszego Domu" do pisania pozwów. To jedyna droga - apeluje.
Co na to sam prezes? Każde nasze pytanie kwitował zdaniem, że poddał się ocenie sądu i nie będzie komentował jego wyroków. - A każdego, komu to się nie podoba, zapraszam do sądu - uciął.

co zrobił i może zrobić nielegalny prezes?

- przekazał miastu część obszarów spółdzielni
- zdecydował o wykupie na własność gruntu przez "Nasz Dom" (każdy z mieszkańców musiał za to zapłacić kilkaset złotych)
- sporządzał projekty planów gospodarczych i roczne sprawozdania finansowe
- brał udział w ustanawianiu praw do lokali mieszkalnych i określaniu wysokości czynszu
- może eksmitować ludzi i zaciągać kredyty

dlaczego prezes jest nielegalny?

1. 2.06.2002 - skończyła się czteroletnia kadencja zebrania przedstawicieli KSM "Nasz DOM" (to spółdzielczy samorząd, który decyduje o najważniejszych sprawach, w tym o odwołaniu prezesa).
2. 17.07.2002 - sąd zarejestrował nowy statut spółdzielni (tego wymagały zmiany w prawie). Jeden z jego zapisów przedłużył kadencję zebrania przedstawicieli. Ale według prawa statut zaczyna obowiązywać dopiero z chwilą jego rejestracji. Czyli nie mógł już przedłużyć kadencji przedstawicieli, bo ci przestali nimi być niemal dwa miesiące wcześniej (2 czerwca). Wynika z tego, że zebranie działało nielegalnie (potwierdził to gdański Sąd Apelacyjny).
3. 24.09.2002 - formalnie nieistniejące zebranie przedstawicieli udzieliło prezesowi Redlarskiemu absolutorium za 2001 rok (zaakceptowało jego roczną pracę) i pozwoliło dalej rządzić spółdzielnią.
4. wiosna 2003 - po pół roku działalności nielegalnego zebrania zostali wybrani nowi przedstawiciele. Ci zaakceptowali Redlarskiego jako prezesa. Ten jednak do dzisiaj nie ma ważnego absolutorium za 2001 rok, czyli faktycznie jest nielegalny.

komentarz

Jak nazwać postępowanie prezesa, który najpierw łamie prawo, a potem chowa się za jego nieprecyzyjnymi zapisami, tchórzostwem? Kurczowym trzymaniem się stołka? Pogardą dla członków spółdzielni? Pewnie wszystkim po trochu. Eugeniusz Redlarski to przykład największej choroby toczącej większość polskich spółdzielni. Przypadłość ta to nieograniczona władza, nielicząca się z nikim i z niczym. Jak z tym walczyć? Zawsze tak samo: mówiąc głośno "nie" na każdy przejaw bezprawia. Mieszkańcy "Naszego Domu" - piszcie pozwy!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza