Krzysztof Wiczkowski z Bytowa opowiedział , jak postępowano z jego ojcem w usteckim ZOL.
- Mój świętej pamięci ojciec także przebywał w tym roku przez kilka tygodni w usteckim zakładzie - mówi K. Wiczkowski. - Ze względu na sposób w jaki go tam traktowano zabraliśmy tatę stamtąd. Kiedy odwiedzaliśmy ojca, widzieliśmy jak chodzi po zimnej podłodze w jednym kapciu. Miał też poparzoną głowę, bo zostawiono go na słońcu.
Rodzina pana Wiczkowskiego zauważyła, że ojciec szybko traci na wadze. - Chudł w oczach - mówi pan Krzysztof. - Napisaliśmy list polecony do pani kierownik zakładu, na który nigdy nie raczyła odpowiedzieć. Tata nie był należycie karmiony, choć w zaleceniach lekarskich było wyraźnie napisane, że nie jest się w stanie sam obsłużyć. Jadał więc tyle, na ile udało mu się unieść sztućce trzęsącymi rękoma.
Krzysztof Wiczkowski wspomina, że tata dostawał leki, które go spowalniały, a przez ostatnie dwa tygodnie przed zabraniem go zakładu, całymi dniami leżał na łóżku bezładnie patrząc przed siebie.
Także pani Jolanta (chce zachować anonimowość) twierdzi, że w ZOL nie dbają odpowiednio o pacjentów. - Mój przyjaciel był kilka miesięcy temu w ZOL, Gdy czytał poniedziałkowy "Głos Pomorza", płakał - wyznaje pani Jolanta. - Sama widziałam jak zakładają pacjentom o kilka numerów za małe pampersy. Potem staruszkowie byli odparzeni. Nie smarowali ich nawet kremem.
Doktor Konrad Kiersnowski, szef Zakładu opiekuńczo-leczniczego w telefonicznej rozmowie poinformował nas, że nie będzie komentował sytuacji w swojej placówce.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?