Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Córki rosną, żona dba o dom, a tata jest w śpiączce już siódmy rok

Monika Zacharzewska
Monika Zacharzewska
U rodziny Irzyków - mamy, dwóch córek i taty, który jest, ale niestety nie porozmawia z żoną, nie porozrabia z dziećmi, nie uśmiechnie się, nie powie, jak bardzo je kocha.
U rodziny Irzyków - mamy, dwóch córek i taty, który jest, ale niestety nie porozmawia z żoną, nie porozrabia z dziećmi, nie uśmiechnie się, nie powie, jak bardzo je kocha. Archiwum
Wracamy do podsłupskiego Włynkowa. Byliśmy tam i rok i dwa lata temu. U rodziny Irzyków - mamy, dwóch córek i taty, który jest, ale niestety nie porozmawia z żoną, nie porozrabia z dziećmi, nie uśmiechnie się, nie powie, jak bardzo je kocha.

Pan Jan od siedmiu lat jest w śpiączce i jest zdany tylko na rodzinę. Dzięki zaangażowaniu jego dziewczyn, według lekarzy jest w tzw. dobrej formie - bez odleżyn, ran, przewlekłych chorób. Prawie zdrowy, gdyby nie fakt, że sam nie je, nie mówi, rzadko kiedy reaguje na to, co dzieje się wokół niego. A to wokół jego łóżka toczy się życie całej rodziny.

Pechowy pierwszy dzień wiosny

Włynkowo w gminie Słupsk. Dom w gospodarstwie na skraju wsi. Na piętrze mieszka czteroosobowa rodzina. Siedem lat temu pełna energii i planów, wspólnie dbająca o dobytek. Wtedy jednak, pierwszego dnia wiosny, wszystko się zmieniło.

Pan Jan oporządzał gospodarstwo. 43-letni wówczas mąż pani Iwony podczas rąbania drewna upadł i uderzył się w głowę. Stracił przytomność. Diagnoza - stłuczenie pnia mózgu.

Po wypadku rokowania były bardzo złe, lekarze nie dawali mu praktycznie żadnych szans przeżycia. Najpierw leżał przez trzy tygodnie na oddziale intensywnej terapii, potem trafił do hospicjum.

- Lekarze mówili wówczas, że będzie żył może trzy dni. Mylili się - mówi pani Iwona, trzymając męża za rękę. On pustym wzrokiem patrzy przed siebie.

Mężczyzna przetrwał najgorszy czas. Niestety, zapadł w śpiączkę. Rehabilitacja to wyzwanie. Po intensywnej rehabilitacji, którą od kilku lat z własnych pieniędzy lub środków z różnych fundacji opłaca rodzina - pan Jan już otwiera oczy, reaguje kaszlem, gdy jest zdenerwowany czy zmęczony.

- Gdy ma lepszy dzień, potrafi nawet lekko przytaknąć głową. Stymulacja polega również na rozmowie. Mówię do niego, opowiadam, co robię, wspominam nasze życie. Tylko że on cały czas milczy jak zaklęty... - mówi pani Iwona.

Nie ma z nim prawie żadnego kontaktu i to jest najtrudniejsze dla rodziny. Wymaga ciągłej pielęgnacji. Pielęgniarka przychodzi raz w tygodniu, rehabilitowany jest przez prywatnego rehabilitanta.

Pani Iwona dzięki pomocy różnych fundacji kilka tygodni w roku spędza z mężem na turnusach rehabilitacyjnych. Te przynoszą efekty, ale są znikome. Chrząka, gdy jest niezadowolony, czasem powoli mruga oczami, by dać znać, że rozumie, o co prosi go żona. - Taka rehabilitacja pomaga jednak nabrać sił na przyszłości i jemu i mi, pozwala nauczyć się czegoś nowego od osób, które są w podobnej sytuacji jak my - mówi kobieta.

Jednak w codziennym życiu, w domu, pan Jan jest całkowicie zależny od żony. To ona go karmi przez sondę, myje, przebiera, pielęgnuje.

- W tym roku przypada 15. rocznica naszego małżeństwa. Prawie połowę tego czasu mąż jest całkowicie zależny ode mnie - przyznaje pani.

Numer rachunku bankowego, na który można wysyłać datki finansowe to - 66 2030 0045 1130 0000 1118 1920. Pana Jana Irzyka z Włynkowa można też wspierać jednym procentem podatku - KRS 0000037904 17708, z dopiskiem Irzyk Jan.

Córki, choć dziś już pannice, nie znają taty innego niż teraz. Młodsza, dziś 9-latka, nawet nie pamięta taty zdrowego, śmiejącego się i bawiącego z dziećmi. Dziewczynki jednak nawet nie chcą słyszeć o oddaniu taty do ośrodka opieki. Starsza, 14-letnia, gdy tylko o tym wspomniano, spała w nogach taty w jego łóżku. Tak więc pani Iwona zaciska zęby, ociera łzy płynące z oczu łzy, pokonuje własny ból i pielęgnuje męża.

Odkąd pan Jan jest przykuty do łóżka, życie czteroosobowej rodziny Irzyków przeniosło się do pokoju, w którym leży. Tu oglądają telewizję, tu dziewczynki odrabiają lekcje. I tu też zorganizują za kilka dni Wigilię, by tata i mąż był z nimi przy stole. Podobnie będzie w maju, gdy Gabrysia pójdzie do pierwszej komunii.

- To wszystko powinny być radosne uroczystości dla rodziny, ale czekam na nie z przerażeniem. Trudno mi się nimi cieszyć, gdy coraz bardziej tracę nadzieję na normalność, gdy problemy, zamiast ustępować, piętrzą się - mówi drżącym głosem pani Iwona.

Liczy na pomoc i na dobre słowo

- Finansowo jakoś sobie radzimy, chociaż bywa ciężko. Nie powiem - GOPS pomaga, radni coś dali, szkoła młodszej córki zawsze o nas pamięta przed świętami. Na rehabilitację w ośrodkach staram się zdobywać pieniądze w fundacjach. Ale za tę w domu płacę sama. 60 zł za godzinę - mówi pani Iwona.

- Do czasu wypadku utrzymywaliśmy się z mężem z pracy w gospodarstwie, które prowadził razem z braćmi. Jednak w obecnej sytuacji ja sama nie mogę już im pomóc. Żyjemy więc z renty męża - 1100 zł. Mieszkany na wsi w domu rodziny męża z jego 78-letni ojcem. Czasem pomaga mi mama, która sama też jest chora, ma stwardnienie rozsiane i sama ma mnóstwo problemów. Do tego przeżywa moje. W zasadzie tylko wtedy, gdy ona jest, ja mogę wyjść z domu. A bardzo tego potrzebuję, brakuje mi kontaktu z ludźmi, takich zwykłych rozmów - mówi pani Iwona.

Kobieta sama potrzebuje wsparcia, siłę czerpie z miłości do dwóch córeczek.

- Czasami zastanawiam się, jaki sens ma takie nasze życie, ale trzymają mnie moje dziewczynki. One mają tylko mnie i dla nich muszę się starać - twierdzi.

Pani Iwona wspomina telefony od obcych ludzi, gdy po raz pierwszy opisaliśmy jej trudną historię.

- Dzwonili czasem tacy, którzy są w podobnej sytuacji, a czasem tacy, którzy chcieli tylko wesprzeć słowem. To bardzo ważne. Dodaje siły i otuchy. Tego mi najbardziej brakuje - mówi kobieta, nie ukrywając łez. Pomoc to również dobre słowo. Dlatego pani Iwona, wyczerpana trudną sytuacją, prosi ludzi dobrej woli o wsparcie. Prosi, by podać jej numer telefonu.

- Może ktoś z życzeniami zadzwoni, podniesie na duchu - mówi. Jej numer telefonu to 725 777 741.

Natomiast numer rachunku bankowego, na który można wysyłać datki finansowe to - 66 2030 0045 1130 0000 1118 1920. Pana Jana Irzyka z Włynkowa można też wspierać jednym procentem podatku - KRS 0000037904 17708, z dopiskiem Irzyk Jan.

ZOBACZ TAKŻE: Szlachetna pomoc w wyjątkowej paczce

Przeczytaj także na GP24

gp24

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza