Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cud w Antiochii, rzeź w Jerozolimie i pogrom pod Aszkelonem. Pierwsza wyprawa krzyżowa

Wojciech Rodak
Wojciech Rodak
akg-images/EAST NEWS
W odpowiedzi na apel papieża Urbana II z listopada 1095 r. do Ziemi Świętej pociągnęły dziesiątki tysięcy krzyżowców z Europy Zachodniej. Pierwsza wyprawa krzyżowa - pomimo wielu ofiar, epidemii i krwawych bitew - zakończyła się sukcesem. W lecie 1099 r. zdobyto Jerozolimę i utworzono łacińskie kolonie w Outremer. Przyjrzyjmy się burzliwym dziejom tej kampanii o epokowym znaczeniu.

W lipcu 1099 r. krzyżowcy osiągnęli swój główny cel - zdobyli Jerozolimę. Zwycięstwo stanowiło ukoronowanie trwającej niemal trzy lata wyprawy, w czasie której przemierzyli 4 tys. kilometrów, cierpiąc wiele trudów i staczając mnóstwo krwawych bitew. Nie dane im było długo napawać się triumfem. Ledwo zdążyli powołać do życia Królestwo Jerozolimskie i wybrać na jego władcę księcia Dolnej Lotaryngii, Gotfryda z Boullion, gdy doszły ich niepokojące wieści. Z Egiptu nadciągała 20-tysięczna armia Fatymidów, by dokonać rekonkwisty świeżo utraconych posiadłości w Palestynie. Dowodził nią sam wezyr Al-Afdal, właściwy władca egipskiego kalifatu. Co prawda miał nad przeciwnikami liczebną przewagę, ale, jak pokazała przyszłość, nie docenił ich dynamizmu i przebiegłości.

Na początku sierpnia muzułmańskie wojsko rozłożyło się obozem pod murami Aszkelonu, portowego miasta na południu Palestyny, i tam oczekiwało przybycia floty z dodatkowym zaopatrzeniem. Zwiadowcy krzyżowców, po zasięgnięciu języka u pojmanych Egipcjan, donieśli o tym Gotfrydowi. Ten, zgodnie z sugestią pozostałych wodzów krucjaty, postanowił wyzyskać brak gotowości bojowej przeciwnika i uderzyć znienacka.

9 sierpnia Gotfryd opuścił Jerozolimę, zabierając prawie całe swoje siły i wszystkich pątników zdolnych do noszenia broni. Miasto pozostało pod ochroną skromnej załogi. W następnych dniach rozbrzmiewało ono śpiewami tłumów, które nieprzerwanie płynęły ulicami, modląc się o zwycięstwo Krzyża nad Półksiężycem. Wydarzenia następnych dni upewniły wiernych, że Bóg tym razem wysłuchał ich próśb.

11 sierpnia oddziały przywódców krucjatowych skoncentrowały się pod Ramlą. W porównaniu do sił fatymidzkich prezentowały się one skromnie - liczyły raptem 9 tys. piechurów i 1,5 tys. konnych. Byli to jednak doświadczeni wojownicy, o żelaznej woli zahartowanej w ogniu lat walk i religijnym żarze.

12 sierpnia przed świtem oddziały krzyżowców doszły niezauważone przez zwiadowców wroga na równinę pod Aszkelonem. W szarówce wstającego dnia ukazały się zaskoczonym Egipcjanom już w szyku bojowym. Podzielono je na trzy części: prawym skrzydłem, nacierającym najbliżej morza, dowodził hrabia Rajmund z Tuluzy; w centrum znajdowały się oddziały hrabiego Roberta z Flandrii oraz jego imiennika, Roberta, księcia Normandii, a także Tankreda z Hauteville; lewą flanką dowodził Gotfryd z Boullion. Każda z nacierających grup ustawiona była tak samo - konnica kroczyła za piechurami i łucznikami.

Podawane przez kronikarzy opisy bitwy pod Aszkelonem czasem różnią się w detalach, ale wynika z nich jasno, że wojska muzułmańskie zostały zupełnie zaskoczone atakiem łacinników. Do chaotycznej obrony obozowiska rzuciła się piechota, złożona głównie z Etiopczyków i Sudańczyków, a także lekka beduińska jazda. Ciężkozbrojna konnica arabska nie miała nawet czasu osiodłać wierzchowców. Po kilkunastu minutach walk na przedpolu namiotów, poprowadzona z furią szarża europejskich rycerzy wbiła się w szeregi armii Fatymidów i złamała w niej chęć wszelkiego oporu. Multietniczne legiony kalifów rzuciły się do panicznej ucieczki. Łacinnicy nie mieli nad pokonanymi żadnej litości. Wojownicy Rajmunda z Tuluzy zagnali ich do morza, gdzie wielu z nich utonęło, jako że nie umieli pływać. Gdy jedna z kompanii egipskich schroniła się w gaju figowców, łacinnicy wywołali tam pożar, paląc wroga żywcem. Równocześnie z orgią rzezi, trwała orgia grabieży. Najcenniejsze łupy wpadły w ręce Tankreda i Roberta z Normandii, którzy pierwsi wdarli się w środek obozowiska. Zdobyli m. in. chorągiew wezyra i mnóstwo porzuconych przez niego precjozów.

Po kilku godzinach walk, a właściwie masakry, zwycięstwo krzyżowców było całkowite. Widok przedpola Aszkelonu musiał być wówczas wyjątkowo makabryczny - usłane było przeszło 10 tys. trupami fatymidzkich żołnierzy. Sam wezyr Al-Afdal zdołał ujść z życiem. Dostał się na statek, którym odpłynął do Egiptu.

Po tak wielkim triumfie, krzyżowcy zdawali sobie sprawę, że na dłuższy czas unieszkodliwili swojego najsilniejszego przeciwnika.
Dlatego też wracali do Jerozolimy z wysoko podniesionymi głowami, uskrzydleni wiarą i objuczeni bogatymi łupami, wśród których znajdowały się zarówno drogie kamienie i złoto, jak i tony oręża oraz stada zwierząt.

Bitwa pod Aszkelonem zamknęła pierwszy rozdział dziejów Outremer, jak z francuska nazywano tereny zajęte przez krzyżowców w Ziemi Świętej. Dopiero po niej można było otrąbić sukces pierwszej krucjaty. Historia tego niezwykłego przedsięwzięcia nie przestaje fascynować. Nie brakowało w niej kryzysów i „cudownych” ocaleń. Przypomnijmy je pokrótce.

„Bóg tak chce!”

W kruchym i krótkim życiu średniowiecznego mieszkańca Europy praktyki religijne odgrywały pierwszorzędną rolę. Jedną z nich – dostępną tym najbogatszym i najbardziej zdeterminowanym chrześcijanom – była pielgrzymka do Ziemi Świętej. Tłumy pątników ciągnęły do Palestyny już od V w., jednak szczególny wzrost ich popularności odnotowano w początkach X w. Miało to związek z relatywną stabilizacją na Bliskim Wschodzie, i tym samym zwiększeniem bezpieczeństwa szlaków wiodących do Jerozolimy, a także ze swoistą kampanią propagującą pielgrzymki, prowadzoną przez mnichów kluniackich. Warunki sprzyjające podróżom pątników trwały do drugiej połowy XI w. Potem uległy drastycznemu pogorszeniu, aż święte miejsca stały się dla nich właściwie niedostępne. Wszystko przez wojenny zamęt, w jakim pogrążyła się Azja Mniejsza i Palestyna. Jego głównymi sprawcami byli koczownicy z Azji Centralnej – Turcy Seldżuccy.

W 1071 r. rozbili armię Cesarstwa Bizantyjskiego pod Manzikertem. W jej następstwie udało im się wydrzeć Grekom cały anatolijski interior, który powoli zaczęli kolonizować. Podkreślmy, że granice ich posiadłości znajdowały się raptem 100 km od bram Konstantynopola. Równocześnie tureccy watażkowie z Syrii zaczęli systematycznie najeżdżać Palestynę, próbując ją odebrać kalifom fatymidzkim. W toku jednej z wypraw udało im się na dwie dekady opanować Jerozolimę, którą utracili dopiero w 1098 r., czyli już w przededniu pojawiania się krzyżowców.

Synod w Clermont w listopadzie 1095 r.
Synod w Clermont w listopadzie 1095 r. Wikipedia/Domena publiczna

Przybycie tych ostatnich sprowokował zdesperowany cesarz Bizancjum Aleksy I Komnen. Wiosną 1095 r. wysłał do papieża Urbana II posłów. Na synodzie w Piacenzy wystąpili oni z dramatycznym apelem. Oświadczyli, że chrześcijanom na Wschodzie zagraża zagłada ze strony muzułmańskich najeźdźców, o ile nie otrzymają pomocy militarnej od swoich braci w wierze z Zachodu. Ich wystąpienie zrobiło na Ojcu Świętym silne wrażenie, dlatego też podczas synodu w Clermont 27 listopada 1095 r. wygłosił w tamtejszej katedrze przemówienie o epokowym znaczeniu. Zgromadzeni usłyszeli, że chrześcijanie bizantyjscy potrzebują pomocy, gdyż Turcy coraz głębiej wkraczają na ich terytorium – prześladują mieszkańców i profanują świątynie. Odmalował też ciężki los pątników zmierzających do Jerozolimy. Wreszcie zaapelował, by całe, zjednoczone ponad podziałami stanowymi i krajowymi, zachodnie chrześcijaństwo wyruszyło z odsieczą braciom ze Wschodu. Namawiał, by poniechano bratobójczych walk na rzecz „wojny sprawiedliwej”. Uczestnikom tego przedsięwzięcia obiecał odpuszczenie wszelkich grzechów i zbawienie w „afekcie Pana Boga”. Wezwał zebranych, by „byli gotowi do drogi z nastaniem lata”.

Wygłoszona z wielkim oratorskim kunsztem mowa Urbana II natychmiast wzbudziła entuzjazm zebranych. Rozległy się okrzyki „Bóg tak chce!”. Setki ludzi stłoczyły się wokół papieskiego podium, padając na kolana.

Apel z Clermont rozszedł się lotem błyskawicy po Europie. Wkrótce krucjatowa gorączka ogarnęła wszystkie stany – od możnych do chłopstwa - daleko przerastając oczekiwania Urbana II.

Awanturnicy i baronowie

Idea rzucona przez papieża, za pośrednictwem kościelnych i świeckich kaznodziejów, szybko trafiła do zamków, ale przede wszystkim pod strzechy. Natchnieni nią religijni chłopi – szczególnie ci, którzy nie mieli zbyt wiele dobytku – zdołali zorganizować się szybciej niż wielcy panowie. W rezultacie kilka pomniejszych wypraw krzyżowych, w których dominował stan chłopski, wyruszyło z terenów dzisiejszej Francji i Niemiec w stronę Konstantynopola wcześniej niż rekomendował to Urban II. Największa z nich, może nawet 30-tysięczna grupa prowadzona przez wędrownego zakonnika Piotra Pustelnika, znana potem jako wyprawa ludowa, udała się z Kolonii na południe już w kwietniu 1096 r. Mocno dała się we znaki Węgrom i Bizancjum, przez które wiódł ich szlak, nieustannie dokonując grabieży i prowokując potyczki. Udało jej się dotrzeć tuż za Bosfor, gdzie w październiku została wyrżnięta niemal co do nogi przez Turków. Zupełną kompromitacją zakończyła się tzw. krucjata niemiecka. Dowodzeni przez awanturniczego hrabiego Emicha z Leisingen krzyżowcy rozpoczęli swoją religijną misję od masakr żydów m.in. w Wormacji (pół tysiąca ofiar), Moguncji (ponad tysiąc) i Pradze. Kres ekspedycji położyli Węgrzy. Sprowokowani rozbili Niemców w bitwie pod graniczną twierdzą w Mosonie.

Rzeź uczestników krucjty ludowej Piotra Pustelnika w 1096 r.
Rzeź uczestników krucjty ludowej Piotra Pustelnika w 1096 r. Wikipedia/Domena publiczna

Gdy wiosną 1096 r. wspomniane grupy krucjatowe były już w drodze do Konstantynopola, najpoważniejsza z nich, pomna terminu ustalonego przez papieża, dopiero się organizowała. Przewodzący jej zachodni baronowie potrzebowali więcej czasu na przygotowania. Gromadzili środki, często wyprzedając swoje dobra ziemskie. Szukali administratorów, którzy pod ich nieobecność mieli zawiadywać pozostałymi majątkami. Przede wszystkim jednak werbowali i ekwipowali oddziały zbrojne. W efekcie grupy krucjatowe prowadzone przez poszczególnych możnych wyruszyły do punktu zbornego w stolicy Bizancjum nie wcześniej niż w sierpniu 1096 r. Wszystkie dotarły nad Bosfor bez większych ekscesów w pierwszej połowie 1097 r.

Pierwsza krucjata nie miała jednego przywódcy. Można natomiast wskazać, że największym autorytetem wśród liderów ekspedycji cieszył się wysłannik Urbana II, biskup Le Puy Ademar z Moteil. Często dyscyplinował on wielkich możnych, którym przerośnięte ambicje utrudniały wzajemne porozumienie. Tą ostatnią cechą odznaczał się zwłaszcza 55-letni hrabia Rajmund z Tuluzy, prowadzący wielotysięczny hufiec rycerstwa z Okcytanii i Prowansji. Poza nim ważnymi uczestnikami wyprawy byli książę Dolnej Lotaryngii Gotfryd z Boullion, doświadczony żołnierz, oraz jego młodszy brat Baldwin (ten zabrał ze sobą rodzinę; liczył, że zdobędzie dobra na Wschodzie). Kolejną podgrupę tworzyli książę Normandii Robert, syn Wilhelma Zdobywcy, któremu towarzyszył szwagier, Stefan z Blois, i hrabia Robert z Flandrii. Hufcom reprezentantów normańskiego rodu Hauteville, władającego wówczas południem Italii, przewodził Boemund z Tarentu. Nie możemy pominąć też hrabiego Hugona de Vermandois, syna króla Francji Henryka I, który miał zaszczyt dzierżyć Gonfalon Kościoła, czyli papieski sztandar wojenny.

Mapa pierwszej wyprawy krzyżowej
Mapa pierwszej wyprawy krzyżowej Wikipedia/Domena publiczna

Każdy ze wspomnianych magnatów zabrał sobą grupę rycerzy, a także oddział zbrojnych, wywodzących się z niższych stanów. Według szacunków znanego historyka Stevena Runcimana, armia pierwszej krucjaty składała się wyjściowo z 4,5 tys. konnych i 30 tys. piechurów (halabardników, kuszników, łuczników itp.). Po dodaniu cywilnych uczestników wyprawy – rodzin wojów, szeregowych pątników itp. - całkowity stan osobowy ekspedycji szacowany jest na około 50-60 tys. ludzi. Te liczby robią wrażenie, gdy porównamy je z największymi armiami zachodnioeuropejskimi tamtej epoki. W 1066 r. Wilhelm Zdobywca podbił Anglię mając do dyspozycji ok. 8-9 tys. żołnierzy i ok. 6 tys. marynarzy, a normański awanturnik Robert Guiscard w 1081 r. ruszył na Bizancjum z 15 tys. zbrojnych.

W maju 1097 r. oddziały krzyżowców, wspierane dodatkowo przez armię Bizancjum, pociągnęły w kierunku swojego pierwszego celu na drodze do Ziemi Świętej – Nikei (dziś Iznik), stolicy Seldżuków.

Bitwy, cuda, męki

Gdy łacinnicy rozpoczęli oblężenie Nikei, sułtan Kilidż Arslan akurat przebywał z armią na wschodnich rubieżach swojego państwa. Załoga miasta wezwała go na pomoc. 21 maja żołnierze Arslana próbowali z furią przebić się przez zwarty pierścień krzyżowców do Nikei. Zażarta bitwa trwała cały dzień. Szczególnie mocno wykrwawiły się oddziały hrabiego Rajmunda, które wzięły na siebie główny ciężar uderzenia. Ostatecznie seldżucki władca poniósł porażkę i musiał wycofać się w góry. W niecały miesiąc później miasto, pozostawione samo sobie i odcięte od zaopatrzenia, skapitulowało. Przy tej okazji doszło do zgrzytu w obozie chrześcijańskim. Turcy, świadomi barbarzyńskiej pazerności zachodniego rycerstwa, poddali się bowiem Bizantyjczykom, których milicja natychmiast obsadziła Nikeę, nie dopuszczając łacinników za mury. Krzyżowcy długo nie mogli im tego darować, mając poczucie, że sprzątnięto im łupy sprzed nosa. Niemniej tydzień później znów byli w drodze na południe.

Tymczasem Kilidż Arslan nie odpuszczał. Zebrał większą armię i zaczaił się w górach nieopodal Doryleum. O świcie 1 lipca zaatakował obóz, w którym przebywali głównie pielgrzymi pod eskortą drużyny Boemunda z Tarentu. Norman nie stracił ziemnej krwi. Jego wojowie otoczyli cywilów ochronnym pierścieniem, odpierając kolejne, poprzedzone gradem strzał, szturmy Turków, gotowi walczyć do męczeńskiej śmierci. Około południa nadeszła odsiecz. W wir bitwy włączyły się hufce reszty baronów, podróżujących dotychczas za Beomundem. Ostatecznie Turcy rzucili się do panicznej ucieczki na wschód, kiedy na ich tyłach pojawiły się dywersyjne oddziały łacinników prowadzone biskupa Le Puy. „Na osłodę” po olbrzymich stratach, w ręce krzyżowców wpadły bogate łupy zdobyte w obozowisku porzuconym przez wojsko Arslana.

Jesienią 1097 r. wyprawa miała do pokonania wyjątkowo uciążliwy odcinek drogi. Podróż przez podmyte i błotniste górskie szlaki Antytaurusu – gdzie konie i juczne zwierzęta często zsuwały się w przepaście razem z właścicielami – spowodowała straty w ludziach większe niż wszystkie wcześniejsze bitwy.

Na przełomie 1097/98 r., gdy łacinnicy przemierzali tereny zamieszkałe przez Ormian, odłączył się od nich żądny majątku Baldwin z Boulogne. Z grupą towarzyszy powędrował do Edessy, na dzisiejsze pogranicze turecko-irackie. Tam, prawdopodobnie dzięki podstępowi, udało mu się wyeliminować tamtejszego ormiańskiego władcę. I tak w marcu 1098 r. powołał do życia Hrabstwo Edessy, pierwsze z państw założonych przez krzyżowców na Bliskim Wschodzie.

W tym samym okresie główne siły krzyżowców przystąpiły do oblężenia zajętej przez Turków Antiochii - dużego i bogatego miasta nad Morzem Śródziemnym o starożytnym rodowodzie. Łacinnicy dotarli się pod jej potężne mury pod koniec października 1097 r. Oblegali ją miesiącami cierpiąc głód. W międzyczasie pokonali dwie armie wysłane na odsiecz załodze miasta. 31 grudnia pobili wojska Dukaka, władcy Damaszku, a 9 lutego 1098 r. zmusili do ucieczki oddziały Ridwana z Aleppo. Samą Antiochię udało im się zdobyć podstępem dopiero 3 czerwca, dzięki pomocy jednego z dowódców obrony fortyfikacji. Zdrajca ułatwił im sforsowanie odcinka murów, co przesądziło o powodzeniu szturmu łacinników. W trakcie walk na ulicach krzyżowcy, do spółki z miejscowymi Grekami i Ormianami, wymordowali wszystkich mieszczan-muzułmanów.

Kilka dni później uczestnicy krucjaty z oblegających stali się obleganymi. Pod murami Antiochii pojawiła się potężna armia Kurbugha, atabega Mosulu. Wyczerpani długotrwałymi walkami, a przede wszystkim głodem, uczestnicy wyprawy znaleźli się w potrzasku. I wówczas ich morale wzmocnił „cud”. Jeden z pielgrzymów-żołnierzy, Piotr Bartłomiej, utrzymywał, iż miewał wizje, w których objawił mu się św. Andrzej. W czasie widzeń, jak zapewniał, otrzymał wskazówki, gdzie w antiochskiej katedrze Świętego Piotra szukać Włóczni Przeznaczenia (czyli tej, którą przebito bok Chrystusa). I faktycznie kilka dni później pod podłogą świątyni znalazł przedmiot, który mógł być jedną z najświętszych religii chrześcijaństwa. Jakakolwiek była prawdziwa natura tego zdarzenia, większość krzyżowców uznała to za cud. Dlatego też potem - gdy Piotr Bartłomiej zakomunikował, że w kolejnym objawieniu św. Andrzej poradził mu, by nie odwlekano bitwy z Turkami – posłuchano go. 28 lipca sześć korpusów rycerskich wynurzyło się z bram Antiochii i ruszyło na armię atabega Mosulu. Tureccy łucznicy nie zdołali powstrzymać ich naporu. Wkrótce oddziały sojuszników Kurbugha zaczęły uchodzić z pola bitwy. Po nich do ucieczki rzuciły się całe siły Seldżuków. Natchnione rycerstwo europejskie święciło kolejny triumf.

Rzeź Jerozolimy

Tuż po bitwie w Antiochii wybuchła epidemia tyfusu. Jedną z jej ofiar śmiertelnych był biskup Le Puy. Jego brak spowodował eksplozję niesnasek między liderami wyprawy. Jej jedność była zagrożona. Ostatecznie na początku 1099 r. krzyżowcy wznowili marsz w kierunku Jerozolimy, uszczupleni jedynie o siły Beomunda z Tarentu, który pozostał w Antiochii, budując kolejne łacińskie państwo w regionie.

Długa kolumna ekspedycji przeszła przez nadmorskie tereny kontrolowane przez wasali Fatymidów - czyli dzisiejsze wybrzeże Syrii, Libanu i Izraela – bez większych potyczek. Gdy 7 czerwca dotarła pod mury Jerozolimy, mnóstwo pielgrzymów płakało ze wzruszenia. Byli szczęściarzami. Na liczącym przeszło 4 tys. km szlaku wielu ich towarzyszy zmarło lub zginęło w bitwach. Sam kontyngent wojskowy zmalał do około jednej trzeciej składu wyjściowego, czyli około 12 tys. ludzi (w tym 1,5 tys. konnych). Te skromne siły, osłabione niedostatkiem pożywienia, przystąpiły do oblężenia Świętego Miasta, bronionego przez dobrze zaopatrzonych i przygotowanych fatymidzkich żołnierzy. Pierwszy szturm krzyżowców zakończył się całkowitym niepowodzeniem z powodu braku dostatecznej ilości drabin. Do drugiego przygotowywano się długo i pieczołowicie. Z drewna dostarczonego przez przybyłe do Jaffy genueńskie statki zbudowano, oprócz drabin, dwie potężne wieże oblężnicze wyposażone w katapulty.

Krzyżowcy rozpoczęli generalny szturm Jerozolimy w nocy z 13 na 14 lipca. Większa część sił zaatakowała odcinek murów od północny, mniejsza, dowodzona przez hrabiego Rajmunda, od strony południowej. Przełomowy moment starcia nastąpił w południe 15 lipca, gdy żołnierze dowodzeni przez Gotfryda z Boullion przerzucili most z wieży oblężniczej na szczyt fortyfikacji i rzucili się do „desantu”. Gdy odbili z rąk Arabów znaczny odcinek muru, po drabinach zaczęły się wdzierać kolejne grupy europejskich wojowników. Wkrótce krzyżowcy zajęli Kopułę Na Skale i meczet Al-Aksa. W godzinach popołudniowych Iftihar, dowódca obrony miasta, skapitulował. Upojeni triumfem łacinnicy wpadli w szał zabijania. Całe popołudnie i kolejną noc mordowali wszystkich napotkanych cywilów, łącznie z kobietami i dziećmi. Co do nogi wycięto muzułmanów, którzy schronili się w meczecie Al-Aksa.

Wedle podań, krew z setek trupów sięgała w tej świątyni do kolan. Ten sam los spotkał także Żydów zebranych w głównej synagodze. Krzyżowcy spalili ich żywcem, gdyż sądzili, że wspomagali oni muzułmanów. Wieści o tych potwornych zbrodniach walnie przyczyniły się do późniejszego rozkwitu islamskiego fanatyzmu religijnego.

Początek epoki

Po zdobyciu Świętego Miasta krzyżowcy powołali do życia Królestwo Jerozolimskie. Jego pierwszym władcą wybrano Gotfryda z Boullion, który przyjął tytuł „Obrońcy Grobu Świętego”. W kilka tygodni po objęciu tronu zabezpieczył on nowe państwo, wspólnie z kompanami rozbijając w bitwie pod Aszkelonem armię Fatymidów. Tak zaczęła się obrosła bohaterskimi legendami epoka wypraw krzyżowych. Trwała do wiosny 1291 r., gdy mamelucy wyparli europejskich rycerzy z Akki.

Państwa łacinników na po pierwszej krucjacie
Państwa łacinników na po pierwszej krucjacie Wikipedia/Domena publiczna
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Cud w Antiochii, rzeź w Jerozolimie i pogrom pod Aszkelonem. Pierwsza wyprawa krzyżowa - Nasza Historia

Wróć na gp24.pl Głos Pomorza