Waffen SS została uznana przez Trybunał Norymberski jako organizacja zbrodnicza i członkowie tej formacji popełniali zbrodnie przeciwko ludzkości. Członkowie SS stanowili m.in. załogi obozów koncentracyjnych oraz specjalnych grup bojowych, które po przejściu frontu likwidowały wrogów Rzeszy.
Najbrutalniejsze morderstwa zostały popełnione przez SS-manów na terenie byłego ZSRR, gdzie ofiarami mordów padały często całe wsie. Jednak podczas bitwy byli doskonale wyszkolonymi żołnierzami. Taktyka którą zastosowali po raz pierwszy w czasie II wojny z powodzeniem wykorzystywana jest do dzisiaj m.in. przez wojsko amerykańskie.
Na zachodzie obrońcy wiary i cywilizacji
O historii szkoły Waffen SS pisaliśmy we wcześniejszych wydaniach Głosu Pomorza. Kształcono w niej podoficerów (sierżantów) Waffen SS, którzy stanowi najważniejszy trzon armii polowej - byli to dowódcy plutonów oraz drużyn i do ich zadań należało wykonywanie razem z szeregowcami najtrudniejszych zadań bojowych. Większość żołnierzy z Lęborka szkolono na potrzeby frontu wschodniego.
Na początku wojny, aby zostać ss-manem trzeba było legitymować się niemieckim pochodzeniem do kilku pokoleń wstecz. Sytuacja zmieniała się po rozpoczęciu wojny z ZSRR w 1941 roku. Wówczas straty w ludziach zmusiły faszystów do zmiany sposobu rekrutowania ludzi. Ziarno, niestety trafiło na podatny grunt, szczególnie w podbitych krajach zachodnich.
Podbite krainy wschodnie również dostarczały dużej liczby potencjalnych rekrutów. Faszystowscy propagandyści przekonywali, że jako ss-mani będą walczyli w słusznej sprawie: ochronią wiarę, Europę i rodzinę przed zalewem azjatyckich hord. Służbę przedstawiano jako pełną przygód, które każdy młody człowiek powinien przeżyć i które czasami dodawały dreszczyku emocji. Prawda była jednak bardziej przyziemna. Wielu mieszkańców zachodniej Europy zdawało sobie sprawę z tego, że po zajęciu ZSRR potrzeba będzie Niemcom osadników, którzy zasiedlą ogromne połacie tego kraju. I tutaj wielu upatrywało swoją szansę na lekkie życie.
Bataliony wschodnie
Na terenach ZSRR podbitych przez Niemców sprawa rekrutowania ludzi wyglądała inaczej. ZSRR była krajem zamieszkiwanym przez wiele narodowości i to pomagało Niemcom w podboju. Ponadto od początku istnienia państwa radzieckiego władza komunistyczna doprowadziła do tego, że wkraczających Niemców witano jak wyzwolicieli. Narody widziały w ten sposób szansę na odzyskanie niepodległości.
Szczególnie można to było odczuć w krajach bałtyckich oraz na Ukrainie. Finowie również chcieli się odpłacić ZSRR za wojnę zimową z przełomu lat 1939/1940. Od początku okupacji tych terenów faszyści tworzyli milicje narodowe, które wspomagały Wehrmacht. Wyłapywały Żydów i partyzantów, niejednokrotnie sami dokonując egzekucji i zadziwiając czasami swoim zaangażowaniem samych okupantów. Był to również celowy element polityki na podbitych ziemiach, gdyż podsycały nienawiść pomiędzy narodami.
Hiwis, czyli wschodni ochotnik
Od samego początku kampanii wschodniej Niemcy masowo "zatrudniali" jeńców do wykonywania prac pomocniczych - na początku w kuchniach, szpitalach, przy budowaniu umocnień.
W miarę upływu czasu tworzono z nich również jednostki bojowe, wspierające Niemców. Wykorzystywano ich jako oddziały okupacyjne w podbitych krajach np. w Jugosławii czy Francji. Szacuje się, ze około 30 proc. składu oddziałów w Normandii w 1944 roku stanowili ludzie z tak zwanych batalionów wschodnich. Niemcy nazywali radzieckich ochotników potocznie mianem Hiwis od słowa Hilfswillige oznaczającego pomocnika i ochotnika.
Leon Degrelle - SS Wallonien
Jednym z najbardziej znanych ochotniczych dywizji SS rekrutujących się z Europy zachodniej jest Leon Degrelle. Urodził się w 1906 roku i pochodził z Belgii. Był inicjatorem powstania oddziałów wojskowych w Belgii walczących w składzie Wehrmachtu w Rosji. Zaczynał od szeregowca. Karierę zakończył w 1945 roku jako dowódca dywizji SS Wallonien.
Ukrywał się do końca życia w Hiszpanii, gdyż w Belgii został skazany zaocznie na karę śmierci. Opętany fanatyzmem wniósł zasługi na rzecz Trzeciej Rzeszy. Był ulubieńcem Hitlera, który w jednym z przemówień stwierdził, że gdyby miał syna chciałby aby był on taki sam jak Degrelle. Był fanatykiem, którego żołnierze niczym XX wieczni rycerze, uczestniczyli w krucjacie. Świadczy o tym jego książka o tytule "Front wschodni", której fragment zamieszczamy:
"Siedzieliśmy skuleni w dołkach strzeleckich, pod drzewami, sto metrów od miejsca rzezi; nie umknął nam najmniejszy szczegół tej przerażającej sceny. Uzbrojeni w noże sowieccy rabusie ucinali trupom i rannym palce. Za trudno było zdejmować sygnety i obrączki. Odcinali palce i garściami upychali je, lepkie od krwi, po kieszeniach, żeby zyskać na czasie. Przerażeni musieliśmy bezsilnie patrzeć na te potworne sceny".
Praktycznie cała książka pełna jest opisów, w których autor przedstawia heroizm Belgów i Niemców. Zaś żołnierzy przeciwnika znieważa najgorszymi wyzwiskami. A co stało się z łotewskimi ochotnikami. Po ogłoszeniu alarmu z elewów sformowano oddział bojowy, który walczył w Borach Tucholskich oraz Bydgoszczy. Końca wojny doczekało niewielu i wielu zginęło.
Po dostaniu się do niewoli nie mogli również liczyć na łaskę zwycięzców. Gdy dostali się w ręce Rosjan, byli rozstrzeliwani na miejscu, zaś po ogłoszeniu kapitulacji śmierć rozkładano im na raty w obozach pracy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?