Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czarna wołga czeka na koniec wojny

Rajmund Wełnic
Rajmund Wełnic
Wołga w garażu Cezarego Białki czeka na moment, gdy wyjazd postsowieckim samochodem nie będzie wywoływał fatalnych skojarzeń.

Auto ma ponad 60 lat, ale wygląda, jakby dopiero co zjechało z taśm fabryki w mieście Gorki. No, może poza fabrycznym kolorem, bo pierwotnie wołga, czyli GAZ-21, była w w dość zawadiackim odcieniu niebieskiego. A wiadomo, że wołga musi być czarna...

- Po remoncie jeździłem nią okazjonalnie, pojawiałem się na zlotach militarnych w Bornem Sulinowie, ale od czasu ataku Rosji na Ukrainę stoi w garażu - mówi Cezary Białko, szczecinecki mechanik i właściciel legendarnego samochodu.

Zdecydowanie nie jest to czas na paradowanie w postsowieckim aucie. Na ostatnim borneńskim zlocie, organizowanym w dawnej bazie wojsk sowieckich, zakazano ostentacyjnych przemarszów rekonstruktorów w mundurach czerwonoarmistów.

Auto reaktywacja

Wołga przyjechała do Szczecinka z Litwy, choć na ukraińskich numerach rejestracyjnych, w stanie agonalnym. Na jej widok Cezary Białko pożałował, że dał się namówić na zakup. Zakasał jednak rękawy i po roku z warsztatu wyjechała wołga jak z fabryki.

Właściciel warsztatu dla ciężarówek wychował się za płotem sowieckiego garnizonu, który przez kilkadziesiąt lat urzędował w Szczecinku. Wołgi i inne wyroby radzieckiego przemysłu motoryzacyjnego spotykał na ulicach swojego miasta niemal codziennie. Dziś rekonstrukcja wozów ze Wschodu to jego pasja.

- Początkowo kupiłem sobie gazika GAZ-69, ale zawsze marzyłem o wołdze - wspomina. W tamtych czasach auto z charakterystyczną sylwetką jelenia na masce było zarezerwowane dla funkcjonariuszy partyjnych i państwowych, ewentualnie wysokich rangą oficerów służb bezpieczeństwa i wojska. To wtedy narodziła się - nomen omen - legenda czarnej wołgi zabierającej ludzi z ulicy.

Okazja, aby spełnić marzenia, nadarzyła się panu Czarkowi niespodzianie. Do Polski kupić ciężarówkę przyjechali Litwini. W rozliczeniu chcieli zostawić wołgę, rocznik 1961, którą - o dziwo - udało im się jakoś do Polski dojechać.

- Kolega nie był zainteresowany, zadzwonił do mnie i spytał się, czy ją wezmę - mówi szczecinecki mechanik. - Zdecydowałem się od razu. I tak auto za sześć tysięcy złotych kupiłem przez telefon, nie widząc go na oczy.

Spodziewał się wszystkiego, wszak samochód miał wówczas pół wieku, ale przyznaje, że na widok wraku ręce trochę mu opadły. - Jeszcze gorzej było, gdy zacząłem wołgę rozkręcać - dodaje.

Z kolegą Grzegorzem Wołczukiem rozłożył pojazd na czynniki pierwsze. I wtedy pojawiła się nadzieja, że wołga wróci na szosy. Jej atutem okazało się legendarne wręcz zabezpieczenie antykorozyjne nadwozia i ramy (a właściwie półramy). Sowiecka stal nie była może najlepszej jakości, ale przed rdzą ochroniono ją po mistrzowsku. Nadwozie przed malowaniem najpierw czyszczono i trawiono, a następnie fosforowano. Potem gruntowano metodą zanurzeniową w wannie i suszono. I operację powtarzano jeszcze raz.

- Gorzej było z blachami, dwa błotniki miały już tyle szpachla, że nie było sensu ich ratować - mechanik zdecydował się je wymienić.

Całość robót blacharskich zlecił na zewnątrz. Konstrukcja auta została wypiaskowana, część progów trzeba było spawać, podobnie jak i podłogę.

- Na szczęście Rosjanie użyli na płycie podłogowej i dachu blachy o grubości… 1,1 centymetra i bez problemu można było wyciąć co bardziej skorodowane elementy i wspawać nowe - wyjaśnia właściciel.

Gniotsa nie łamiotsa

Na to poszedł podkład antykorozyjny renomowanej firmy, a na koniec lakier. Żadne tam metaliki. - Zwykła farba, aby auto jak najbardziej przypominało oryginał - dodaje pan Czarek.

Wołga pierwotnie była niebieska, teraz jest czarna, bo w takim kolorze jeździły auta w wersji sztabowej, a taką rekonstrukcję sobie pan Cezary zaplanował.

- Od wersji eksportowej różniły się czerwoną tapicerką i czarnymi, niechromowanymi kołpakami - mówi i wyjaśnia, że wygląd „sztabówek”, których z taśm montażowych w Gorki zjechało raptem około 700, podpatrywał na zdjęciach z internetu. Pomocne okazały się także podpowiedzi znajomego Rosjanina z Kaliningradu, który woził kiedyś wołgą sowieckiego generała.

- Nasza wołga ma przydział samego premiera Chruszczowa, który wręczył go pułkownikowi Armii Czerwonej za długoletnią służbę w roku 1961 - pan Cezary mówi, że od tej pory wóz pozostawał w rodzinie i dopiero on odkupił ją od wnuka pułkownika.

Sporo wysiłku kosztowała rekonstrukcja silnika o pojemności niemal 2,5 litra i mocy 70 koni mechanicznych. Nadawał się jedynie na złom. Udało się ocalić tylko głowicę i kilka podzespołów.

- Jako ciekawostkę mogę powiedzieć, że gniazda zaworów były jednak w dobrym stanie, na dodatek wykonane z tak porządnego materiału, że uznaliśmy, że lepiej ich nie ruszać - mówi właściciel.

Na szczęście sowiecka myśl techniczna specjalnie do przo-du nie pognała. W latach 90. XX wieku górnozaworowy silnik już dawno nieprodukowanej wołgi zmodyfikowano dla potrzeb UAZ-a. I jego silnik posłużył jako „dawca” części.

Nowe są za to skrzynia biegów i tylny most. Przednie zawieszenie rekonstruktorzy rozłożyli na czynniki pierwsze, wyczyścili i poskładali.

- Gdy pojechałem na przegląd i ustawienie zbieżności, facet był w szoku, bo dwu-trzyletnie auta dziś miewają większe luzy w układzie kierowniczym - mówi właściciel wołgi.

Odbudowę zwieńczyło zamówienie nowej tabliczki znamionowej w fabryce w Gorki (dziś Niżnyj Nowgorod). Rosjanie odtworzyli ją na podstawie numerów nadwozia.

Nie brakowało też przy pracy zabawnych chwil.

- Kupiłem oryginalne lusterka zewnętrzne, jedno po 500 zł - śmieje się pan Czarek. - Przykręcam lewe, gra. Chcę przykręcić prawe, ale nie pasuje. Męczyłem się parę godzin, w końcu dzwonię do sprzedawcy z pretensjami, że sprzedał mi dwa lewe lusterka. I okazało się, że wołgi fabrycznie miały lusterka tylko od strony kierowcy…

Pan Czarek szacuje, że tylko zakup części oraz zlecone prace blacharskie i tapicerskie kosztowały go 50 tysięcy złotych. Tysięcy godzin pracy swojej i przyjaciela nie liczy.

- Dobrze, że żona przez ten rok była wyrozumiała - uśmiecha się.

Wołga bez najmniejszych problemów przeszła przegląd techniczny. I jeździ na normalnych blachach, choć bez trudu dostałaby tablice historyczne.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Czarna wołga czeka na koniec wojny - Plus Głos Koszaliński

Wróć na gp24.pl Głos Pomorza