To z tego dzieła pochodzi sławna pieśń "Czerwony pas" śpiewana do dziś na biesiadach towarzyskich.
Józef Korzeniowski (1798--1863) napisał dramat, utrzymany w modnej w tym czasie w Europie tematyce walki z krzywdą i niesprawiedliwością, która była następstwem feudalno-kapitalistycznych stosunków społecznych.
Najbardziej znane utwory z tego nurtu to "Zbójcy" Fryderyka Schillera, "Korsarz" George'a Byrona, "Rob Roy" Waltera Scotta i "Rinaldo Rinaldini włoski watażka" Jana Gotlieba Eichhorna (Vulpiusa). Sztuka Korzeniowskiego nosiła początkowo tytuły: "Rekrut", "Góral" i "Nad Czeremoszem". Wzbudzała wielkie emocje oraz kontrowersje, a jednocześnie święciła triumfy na polskich scenach od Stanisławowa i Lwowa po Łódź i Warszawę. Chętnie sięgały też po nią ukraińskie teatry amatorskie, m.in. Hnata Chotkewycza.
Krzywda Antoszki Rewizorczuka
Bohater "Karpackich górali" miał swój pierwowzór. Był nim Antoszka Pankewycz-Rewizorczuk - watażka huculski z lat 20. XIX wieku. Jego ojciec nie był prawdopodobnie Hucułem i pracował na granicy węgierskiej jako strażnik celny (rewizor), stąd przezwisko syna - Rewizorczuk. Jego matką była Hucułka, właścicielka młyna w Krasnoili - przysiółku graniczącym z Żabiem.
Antoszka Rewizorczuk trafił na drogę rozboju z powodu krzywdy, jaką mu wyrządzono, wtłaczając go w żołnierskie kamasze, mimo że formalnie zwolniony był z obowiązku odbycia służby wojskowej jako jedyny żywiciel rodziny. Sprawcami tej niesprawiedliwości byli austriacki urzędnik - mandatariusz kameralny z Kut, Czech z pochodzenia, niejaki Hrdliczka, i strzelec Prokop - bezpośredni wykonawca rozkazu mandatariusza.
"Wolny sokół" Rewizorczuk nie był w stanie znieść drylu wojskowego i pobytu daleko od stron rodzinnych - i to był powód jego dezercji. W akcie zemsty zabił strzelca Prokopa - w jego mniemaniu głównego sprawcę swego nieszczęścia i nie mając innego wyjścia (bo ta zbrodnia postawiła na nogi cały garnizon wojskowy w celu jego pojmania), przyłączył się do huculskich opryszków.
Tu prawda z legendą idą jeszcze w parze, ale później się rozmijają, bo niektóre źródła dowodzą, że Rewizorczuk, osaczony przez strzelców, dał się namówić do zdrady i wydał swych kompanów za cenę umożliwienia mu ucieczki na Węgry. Legenda huculska natomiast idealizuje biografię Antoszki Rewizorczuka, czyniąc zeń herosa, który zapłacił życiem za swe ideały wolności i miłości do stron rodzinnych.
Józef Korzeniowski poznał tę historię, bo gdy w 1840 roku był w Żabiem, żyła jeszcze wdowa po strzelcu Prokopie i wszyscy w okolicy opowiadali mu o krwawej zemście Rewizorczuka. Cztery lata później teatry lwowski i krakowski wystawiły sztukę, w której wykreowano wstrząsającą, wielowątkową historię szlachetnego Hucuła - wolnego orła-sokoła, który miał być personifikacją najlepszych cech i przymiotów moralnych, ale zniszczonych przez okrucieństwo bezdusznego prawa.
Józef Korzeniowski uważał postać Antosia Rewizorczuka przesiąkniętego ideami wolności, kochającego połoniny, lasy i wąwozy Czarnohory, za wyraziciela filozofii, że lepiej przeżyć jeden rok niczym orzeł wolny, niż lat sześć jako baran w stadzie pędzony.
Oto fragment nocnego monologu stojącego na warcie Rewizorczuka tuż przed momentem jego dezercji, tęskniącego do widoku gór, normalnego w nich życia i do swej narzeczonej, pięknej Praksedy:
Ziemia tu piękna i bogata, tu niwy takie zielone, tu na drzewach wiszą rumiane jabłka, czernieją dorodne śliwki, tu na szerokich polach stoi pszenica jak armia i kołysze się falami wysokie żyto. Bywało, gdym stał sam jeden na wierzchołku Czarnej Góry, gdym widział na dziesięć mil wokoło góry mniejsze, jak ogromne sterty zielonego siana, a nad głową nie było nikogo prócz orła, który szumiał skrzydłami - o, jak mi było błogo i swobodnie!
Ucieczka Antosia z wojska, zainicjowana przez starego Hucuła Maksyma, otworzyła drogę do zemsty i do zabójstwa strzelca Prokopa. A to stanowiło zamach na władzę i zmobilizowało cały powiatowy aparat ścigania. Nad Rewizorczukiem pojawił się cień szubienicy. Szansa uniknięcia kary stała się znikoma.
Przed karczmą w Żabiem stary Maksym śpiewał młodym Hucułom najsłynniejszą pieśń z "Karpackich górali" - swoisty manifest wolności i afirmacji pogodnego życia:
Czerwony płaszcz, za pasem broń
I topór, co błyska z dala,
Wesoła myśl, swobodna dłoń -
To strój, to życie górala.
Połonin step na szczytach gór,
Tam trawa w pas się podnosi,
Tam ciasnych miedz nie ciągnie się sznur
Tam żaden pan ich nie kosi.
Rewizorczuk źle znosił swą zbrodnię i mimo że przyłączył się do opryszków, nie umiał tam znaleźć sobie miejsca i uspokojenia. Wyraził to podczas spotkania ze swoją narzeczoną Praksedą, opowiadając jej, jak wyobrażał sobie przyszłe życie.
Ty miałaś tu być gospodynią - mówił to w chwili, gdy wszystko było już stracone - i na tym progu miałaś mnie czekać wracającego z każdej drogi, z każdej roboty; tu ja miałem uczyć twego syna biegać po górach, ścigać sarny, ścinać najwyższe gałęzie, być uczciwym i śmiałym, bać się tylko Boga i prawa - O! Praksedo! To wszystko przepadło (Jestem zbieg, morderca i rozbójnik.
Twierdził, że nie zabił nikogo oprócz strzelca Prokopa, a ten zginął, bo szarpał za włosy moją starą matkę, rzucił na ziemię i potrącił nogą. Wyrzuty sumienia nie pozwalały Rewizorczukowi być dalej z Praksedą i dlatego postanowił ją porzucić. Nie możesz żyć z mordercą - wyznał na pożegnanie. W następstwie Prakseda wpadła w obłęd, a jego wierny druh, stary Hucuł Maksym, aby jej oszczędzić życia w obłąkaniu, uśmiercił ją, topiąc w Czeremoszu. Tego fragmentu sztuki nie mogła zaakceptować publiczność teatralna i czytelnicy "Karpackich górali".
Sam Rewizorczuk myślał o oddaniu się w ręce przedstawicieli prawa choć wiedział, że skończy na szubienicy. Jestem gotowy dać głowę katu - mówił. Wszyscy moi są już w miejscu bezpiecznym. Czas i mnie - w drogę.
Trzeci akt "Karpackich górali" wypełniony jest epizodami z życia opryszków. Kończy go scena, gdy podczas ciemnej nocy, wśród skał i lasów płonie ogień, a przy nim zbójcy z watahy Rewizorczuka wsłuchują się w pieśń jednego z nich:
Hej! Bracia opryszki! Dolejcie do czarki
Do ognia dorzućcie tu drew
Nastrójcie mi gardło odgłosem fujarki
Wesoły zaśpiewam wam śpiew.
Bezpieczniśmy, póki na ziemi zielono
I liściem okrywa się las;
W gęstwinie i krzakach, za kłodą zwaloną
W gałęziach nie znajdzie nikt nas.
Weselmyż się, bracia, dopóki możemy!
Niedługo pozwolą nam żyć.
Gdy śniegi nas zdradzą, na sznurku zaśniemy,
Ni śpiewać nie będziem, ni żyć.
Papież i huculski manifest wolności
Pieśń "Czerwony płaszcz" śpiewano wielokrotnie przed karczmą w Żabiem, przy moście nad Czeremoszem, gdzie gromadzili się Huculi w odświętnych strojach. Ale też i w setkach innych miejsc w Polsce i na Ukrainie, przy ogniskach i podczas wędrówek turystycznych. Pieśń ta wpisała się w polską ideologię narodową i przetrwała jako samodzielny utwór poetycko-muzyczny. Nie podzieliła losu dramatu "Karpaccy górale", który właściwie trafił do lamusa, bo dziś żaden teatr nie kwapi się, aby go wystawić. Natomiast "Czerwony płaszcz" - bądź w zmienionej wersji: "Czerwony pas" - śpiewa już kolejne pokolenie Polaków, często nie kojarząc, że słowa tej pieśni napisano przed niemal 200 laty gdzieś na dalekiej Huculszczyźnie i że to był huculski hymn - manifest wolności.
Wymowny był fakt, że "Czerwony pas", zaintonowany przez papieża Jana Pawła II podczas spotkania z młodzieżą na Wzgórzu Lecha w Gnieźnie w 1979 roku, został chóralnie odśpiewany przez 300 tysięcy pielgrzymów. Papieżowi zaśpiewano wówczas "Góralu, czy ci nie żal", a On po chwili namysłu odpowiedział melodyjnie:
Czerwony pas - za pasem broń
Wesoła myśl, swobodna dłoń
Wielotysięczny tłum zafalował i podchwycił melodię i słowa:
To strój, to życie górala
I śpiew ten poszybował wysoko, pod nieboskłon. Dowodzi to, że mimo półwiekowych przemilczeń i długiej nieobecności tematyki huculskiej w oficjalnym obiegu "Czerwony płaszcz" jest ponadczasowym faktem kulturowym utrwalonym w mitologii narodowej.
Pomnik Józefa Korzeniowskiego
Józef Korzeniowski, autor "Czerwonego pasa", pochodził z Brodów. Wiele miejscowości w Polsce nosi tę nazwę, ale w mitologii narodowej to właśnie Brody pod Lwowem mogą się szczycić, że tam urodził się ten niegdyś powszechnie znany w Polsce dramaturg, pisarz i publicysta.
Dumni ze swego ziomka brodzianie wystawili w 1898 roku w tamtejszym miejskim parku Rojekówka pomnik Korzeniowskiemu z okazji stulecia jego urodzin. Budowę monumentu sfinansowano ze składek publicznych, którą zainicjował brodziański księgarz - Feliks West (1846-1946), będący niezwykłą, choć dziś, niestety, zapomnianą postacią. Wydał on tysiące książek, preferując głównie literaturę polską. W centrum Brodów zachował się budynek, w którym mieściło się jego wydawnictwo.
Fronton tego budynku do dziś zdobią piękne medaliony, przedstawiające portrety czterech wieszczów: Mickiewicza, Słowackiego, Krasińskiego i Norwida. Nikt tych medalionów nie zniszczył, mimo że Brody od ponad siedemdziesięciu lat nie są już miastem polskim.
Chęć wyrzeźbienia pomnika Korzeniowskiego zgłosiło trzech artystów: Korzanowski z Tarnopola, Tomasz Dykas i Antoni Popiel - obaj ze Lwowa. Ale tylko jeden z nich, Antoni Popiel (1865-1910) - absolwent gimnazjum w Brodach, postanowił wykonać projekt, nie żądając honorarium.
Zważywszy, że koszt pomnika wyszacowano na 3 tysiące ówczesnych złotych, honorarium dla artysty stanowiło połowę tych kosztów. Antoni Popiel to wybitny polski rzeźbiarz. Spod jego dłuta wyszły m.in. trzy słynne pomniki: Adama Mickiewicza we Lwowie oraz Tadeusza Kościuszki w Waszyngtonie i przed wejściem na Wawel w Krakowie, a także rzeźby personifikacji Dramatu i Komedii z frontonu Teatru Wielkiego we Lwowie.
Pomnik przedstawiał statuę poety wysokości 2 metrów umieszczoną na trzymetrowym cokole.
Korzeniowski ubrany był w surdut długi, zapięty, współczesnego kroju i miał na sobie płaszcz w bogatych fałdach przerzucony przez ramię. W prawej ręce trzymał pióro, a w lewej rękopis, który zdawał się czytać. Twarz poety była pogodna, o szlachetnych rysach. Niestety, pomnik ten został zniszczony przez Sowietów po wysiedleniu Polaków z Brodów.
Brodzianie, którzy w zwartych skupiskach osiedli w Legnicy, Brzegu, Wołowie, Wschowej, Wiśle i Gliwicach, zaakceptowali na jednym ze zjazdów w Wiśle pomysł trzech byłych uczniów gimnazjum w Brodach: Zbigniewa Kościowa - muzykologa, autora książek o rodzinnym mieście (ostatnio laureata nagrody Karola Miarki), Józefa Niedźwiedzkiego - artysty rzeźbiarza i Zbigniewa Graty - kapitana WP, aby wznieść nowy pomnik autorowi "Czerwonego pasa".
Zebrano odpowiednie fundusze, m.in. dzięki pomocy Andrzeja Przewoźnika, i zamówiono monument u Józefa Niedźwiedzkiego (1928-2011) - syna muzyka z Brodów, który po wojnie z rodzicami osiadł w Opolu i tu uczęszczał do liceów, w tym plastycznego. Ogromny wpływ na ukształtowanie jego osobowości mieli nauczycielka Anna Zakrzewska (odkryła w nim talent plastyczny) oraz ks. Kazimierz Borcz - charyzmatyczny proboszcz kościoła Na Górce na Wzgórzu Uniwersyteckim w Opolu.
Józef Niedźwiedzki ukończył Akademię Sztuk Pięknych w Warszawie. Na krótko wrócił do Opola, by później na trwałe związać się z Warszawą. Ma w swoim dorobku kilka ważnych, znaczących dzieł w polskiej rzeźbie. Bodaj najbardziej znaną jego rzeźbą, którą stworzył wspólnie z Gustawem Zemłą, jest pomnik wybitnego polskiego poety Władysława Broniewskiego stojący w Płocku oraz Mikołaja Kopernika wzniesiony przed planetarium w Olsztynie.
Początkowo był pomysł, aby zreplikować dawną rzeźbę autorstwa Antoniego Popiela, która była wykonana w piaskowcu. Ponieważ jednak koszt takiego przedsięwzięcia był wysoki, Niedźwiedzki zaproponował, iż wykona bez honorarium gipsowe popiersie, które następnie zostanie odlane w brązie.
Pomnik Józefa Korzeniowskiego miał stanąć w Brzegu, u zbiegu ulic Jana Pawła II i Armii Krajowej, w miejscu gdzie dziś znajduje się Rondo Solidarności. Pisał o tym na łamach wrocławskiego pisma "Semper Fidelis" (w maju 2000 roku) Zbigniew Grata - ówczesny prezes Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich w Brzegu, jeden z głównych inicjatorów budowy i umieszczenia tego pomnika w tym miejscu.
Ustalono z władzami miasta nawet datę odsłonięcia pomnika. Niestety, w międzyczasie doszło do zmian politycznych w brzeskich władzach samorządowych. Nowi włodarze miasta nie mogli znaleźć środków finansowych na budowę cokołu i aranżację otoczenia. Równocześnie w prasie brzeskiej rozpętała się dyskusja o sensie budowy pomnika Korzeniowskiego. Jeden z publicystów uznał, że to jest zbyt mała postać, aby wznosić jej pomnik. Dyskusje przedłużały się. Pieniędzy ani zgody nie było. W końcu wymęczony debatą Zbigniew Grata zaczął szukać innego rozwiązania.
Po pewnym czasie legnicki przedsiębiorca Zygmunt Huzarski - wywodzący się z licznej rodziny brodzkich działaczy gospodarczych, który został nowym prezesem Koła Brodzian, podjął rozmowy z władzami Legnicy, aby w tym mieście postawić monument dramaturga i twórcy "Czerwonego pasa". Początkowo wszystko toczyło się w dobrym kierunku. Ważące 350 kg popiersie z brązu przywieziono do Legnicy. I tu znów zaczęła się przysłowiowa kołomyjka.
Długo szukano miejsca, gdzie pomnik zlokalizować. W końcu pojawił się pomysł, aby popiersie Korzeniowskiego umieścić na cokole po zdjętym właśnie pomniku Włodzimierza Lenina, stojącym przed potężnym gmachem dawnej siedziby Sztabu Północnej Grupy Wojsk Radzieckich w Legnicy. Rosjanie, wyprowadzając się z Legnicy, zdjęli z cokołu odlaną w brązie sylwetkę wodza rewolucji październikowej i zabrali ją z sobą do Moskwy. W Legnicy rozpętała się dyskusja, czy Korzeniowski zasłużył sobie na "takie eksponowane miejsce". Płynęły miesiące, a później lata, a decyzji nie było. Panował impas. Popiersie Korzeniowskiego czekało cierpliwie w garażu Huzarskiego w Legnicy.
W maju 2013 roku, z inicjatywy prezesa opolskiego Stowarzyszenia Współpracy Polska-Ukraina "Nadwórna" Adama Karchera (który ma rodzinne związki z Brodami), pojawiła się myśl, aby pomnik ten przekazać pod opiekę Uniwersytetu Opolskiego. Wówczas to doszło do spotkania w rektoracie UO z udziałem Zbigniewa Graty, Zygmunta Huzarskiego, Adama Karchera i moim, jako rektora Uniwersytetu, na którym z satysfakcją wyraziłem chęć przyjęcia tej propozycji. Wspólnie obeszliśmy kilka miejsc w okolicach budynków uniwersyteckich, szukając odpowiedniej lokalizacji dla pomnika.
Wkrótce potem służby uniwersyteckie przewiozły popiersie Korzeniowskiego do magazynów uniwersyteckich. Podjęliśmy działania, aby zdobyć fundusze na budowę cokołu pod popiersie i mam głęboką nadzieję, że wkrótce zakończy się dziesięcioletni okres tułaczki monumentu i będzie on zdobił Opole, informując jednocześnie kim był Józef Korzeniowski urodzony w Brodach na kresach, a zmarły na wygnaniu w Dreźnie. Okazuje się, że nie tylko pisarz musiał się tułać w czasach, gdy Polacy nie mieli swego państwa. Podobny los spotkał jego pomnik.
Dawny kształt tego monumentu znamy dzięki liczącej ponad sto lat broszurze zachowanej w zbiorach Zbigniewa Graty - strażnika pamięci o swym mieście rodzinnym i niestrudzonego od lat orędownika ponownego upamiętnienia pomnikiem Józefa Korzeniowskiego.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?