Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czesław Mozil: Pudelka czytam codziennie

Mariusz Rodziewicz
Czesław Mozil.
Czesław Mozil. Katarzyna Widmańska
Rozmowa z Czesławem Mozilem, który wydał właśnie album koncertowy i wyruszył w trasę po polskich klubach.

"Grać nie srać". Odważny tytuł, odważna płyta. Nie każdy muzyk chciałby pokazywać to, co mu się nie udało. A Ty wydajesz to na płycie.

- Zacznijmy od tego, że są artyści, którzy są wręcz idealni, bezbłędni nie puszczą nawet bąka na scenie. To ma brzmieć trochę ironicznie, ale chcę tym powiedzieć, że nie będę naśladował w tym innych. Jednak to, że wydaliśmy taką płytę spowodował pewien zbieg okoliczności. Byliśmy w długiej trasie koncertowej i kiedy nagrywa się 25 występów, a nie tylko jeden, to wtedy rodzi się prawdziwy obraz kapeli. I żeby nie było, nie mamy kompleksów, taka płyta pokazuje jacy jesteśmy, naszą radość. Zresztą są na niej bardzo dobre momenty. Na pewnym koncercie w Rzeszowie przeżyłem coś niesamowitego. Zdarzyło się tak, że spiłem się strasznie i jest mi wstyd za to, ale nie powinienem tego ukrywać, ani ignorować. To moje świadectwo. Na płytę daliśmy chyba sześć utworów z tego koncertu i słychać na nich, że mój zespół mnie wspiera. Spięli się i zagrali po prostu świetnie, lepiej niż kiedykolwiek indziej, żeby uratować ten występ, bo ja akurat miałem słabszy moment.

To Wasz największy kiks koncertowy, czy są ciekawsze perełki, którymi chcieliście się pochwalić?

- Tam jest mnóstwo perełek. Wybraliśmy najlepsze momenty z różnych koncertów. Graliśmy np. w filharmonii białostockiej. Bilety były droższe niż zazwyczaj na koncertach klubowych, przyszło 800 osób i otrzymaliśmy owacje na stojąco. Większość z nas jest wykształcona klasycznie, jesteśmy po szkołach muzycznych i ludzie naszą grę tak docenili. Potem graliśmy w małym klubie w Kielcach dla 150 osób, spaliśmy w akademikach i też było świetnie. Graliśmy np. Dni Łowicza. Pamiętam, jak nas cudownie ugościli. Po wszystkim burmistrz zrobił kolację, był na niej cały jego sztab i wszyscy inni pracownicy, łącznie z paniami sprzątaczkami. Siedzieli stół w stół i gadali do siebie na Ty. To było piękne. Sam nie wiedziałem, że taką Polskę zobaczę podczas tych podróży.

Na tej płycie pokazaliśmy pełne spektrum naszej działalności koncertowej i jestem pewien, że za 10 lat będzie się o tej płycie mówiło.

Wspomniałeś o alkoholu. Nietrzeźwy wykonawca może zdenerwować publiczność. A jakie zachowanie publiczności potrafi najbardziej zdenerwować wykonawcę na scenie? Flesze z aparatów, komórki, którymi nagrywają koncert?

- Tego jest mnóstwo. Zacznę jednak od tego, że najbardziej denerwuje pijana publiczność. Nie zawsze oczywiście, bo muzyk może być pijany na scenie, ale ma swój zawód wykonywać dobrze. Tak samo publiczność. Może być narąbana, ale niech zachowuje się dobrze wobec siebie i wobec artysty na scenie.

Po tym koncercie w Rzeszowie, kiedy byłem pijany, dostałem jeden jedyny mail od chłopaka, który poczuł się zawiedziony i napisał bardzo grzecznie, że chyba byłem wstawiony. A ile razy w ciągu 12 lat koncertowania w Polsce dostawałem maile "byłeś naj...ny ch....", kiedy naprawdę byłem trzeźwiuteńki. Może to po prostu wynika z mojego zachowania między piosenkami, kiedy np. zobaczę w tłumie piękną dziewczynę i w uniesieniu opowiadam różne historie albo ironizuję. Potrafię powiedzieć "Dziękujemy Wam, Opole!" świetnie wiedząc, że gramy np. w Rzeszowie. A oni myślą, że ja myślę, że naprawdę jestem w Opolu.

A to chyba jeden z koszmarów muzyka zapomnieć, w jakim mieście się gra. Tobie też to się zdarzyło?

- Tak, raz tak było, ale to wtedy normalnie się przeprasza publiczność. Potrafię przyznać się do błędu. Mam nadzieję, że to będzie kiedyś w Polsce trendy, bo teraz takie rzeczy zamiata się pod dywan. Choćby teraz w Kościele. Naprawdę dziwię się, że w tak wierzącym kraju, gdzie Kościół jest tak silną marką, silniejszą niż Coca Cola, ta instytucja ma jednocześnie tak słabych PR-owców. Nie rozumiem tego. Jestem wierzący, choć nie praktykuję. Jak słyszę tych księży - nie tylko biskupa Michalika - to jest żałosne. Przykro mi.

Jak siedzę w kinie i słyszę, że dzwoni komórka, a zdarza się to w 9 przypadkach na 10, to jej właściciel nie sięgnie do torby, nie wyłączy jej od razu. Nie! On siedzi i udaje, że to nie jego, a ta komórka dzwoni i dzwoni, i dzwoni. Kiedy w końcu się wyłączy, to on odczekuje ze dwie minuty i dopiero sprawdza, kto do niego dzwonił. I on myśli, że nikt tego nie widzi. Po prostu jesteśmy krajem, w którym nie potrafimy się do pewnych rzeczy przyznać. Jesteśmy krajem tchórzy. Albo może nie, bo Polak nie jest tchórzem, bo np. jak to jest w tym kawale, że skoczy z samolotu bez spadochronu, żeby uratować innych. Jednak tylko wtedy, kiedy ktoś mu powie: "Polak, ty to na pewno nie skoczysz.". I on wtedy odpowiada: "Co?! Ja nie skoczę?!".

Podczas jednego z programów X-Factor mówiłeś, że chętnie byś wziął udział w dubbingu do kreskówki. W końcu się udało, może Cię usłyszeć w filmie animowanym "Roman Barbarzyńca".

- To nie jedyna bajka, w której brałem udział. Teraz wygrałem casting na jedną z głównych ról do bajki Disneya. Będę bałwankiem Olafem z Krainy Lodu. Widziałem tę bajkę, jest tak piękna, że mnie normalnie duma rozwala, że w niej wystąpię. Sam zobaczysz, rządzę światem. Będę bałwankiem Olafem. Będę na to rwał dziewczyny. Skoro wspominasz o mojej wypowiedzi o dubbingu. Tak, prosiłem się, żeby mnie wzięli do tego. Jestem normalną częścią polskiej sceny publicznej, przede wszystkim muzykiem. W 2007 roku mój zespół miał profil My Space Polska i byliśmy tam bardzo popularni, byliśmy na pierwszych miejscach. Internet trąbił o tym, krzyczałem: "Jestem tutaj. Chodźcie!" Myślisz, że jakakolwiek wytwórnia się zgłosiła? Musiałem się prosić. Nie chodzę na bankieciki, nie gotuję w różnych programach, bo mi się nie chce. Natomiast sądzę, że jestem na przykład najlepszym jurorem ever. Nie wyobrażam sobie nikogo innego na moim fotelu w tym programie. Może też nie jestem genialnym aktorem, ale jestem. Bierzcie.

Co z X-Factor? Będzie kolejna edycja? Bo pojawiają się informacje, że może jej nie być, albo nie za szybko.

- W tej chwili nic nie wiem. To dla mnie cudowna przygoda, a jak skończy się teraz, to trudno - takie jest życie. Jeśli nie będzie kolejnej edycji i będę z tego powodu miał wolny czas w styczniu, to już wiem, jak go wykorzystać. Mam mnóstwo pomysłów, nie będę się nudził. Chciałbym jednak zrobić czwartą edycję X-Factor, a nawet piątkę i szóstkę. Po sukcesie Dawida Podsiadło to warto i 20 kolejnych X-Factorów zrobić. Ile razy dziennikarze mnie pytali, czy takie programy mają sens? A czy "Idol" to był dobry pomysł? Wystarczy podać przykład Moniki Brodki. Dawid Podsiadło zrobił taką robotę, że już nikt mnie nie musi pytać, czy naprawdę sądzę, że jest wartość w tych programach. On pozamiatał. Trafił do publiczności, a tym wszystkim dupkom pozamykał gęby. A jak będzie czwarta edycja X-Factor, to ludzie będą ten program oglądać już z innym smakiem, co mnie bardzo cieszy.

A jeśli nie będzie X-Factor, to co innego? Może występ w Tańcu z Gwiazdami?

- W ciągu ostatnich pięciu lat dostałem mnóstwo propozycji udziału w różnych programach. Do Tańca z Gwiazdami zapraszano mnie miesiąc po wydaniu "Debiutu". Tylko, że ja nie potrafię tańczyć i mi się nie chcę. Muszę pewne rzeczy rozważać, bo ludzie mieszają to wszystko. Uwielbiam program X-Factor, bo mogę w nim być sobą. Są jednak inne programy, których nie chcę. Nie uważam ich za złe, tylko są to rzeczy, których bym nie zrobił, bo nie potrafię. Nie mam problemu z tym, że robią to inni. Moja przyjaciółka Marta Żmuda-Trzebiatowska była w tym programie ze swoim ówczesnym partnerem, bo ona świetnie tańczy. Gdybym ja był świetnym tancerzem, to bym poszedł i za darmo im zatańczył. Mam poczucie, że znam się na muzyce, mam wykształcenie, więc nie muszę udawać kretyńskiej retoryki, mogę prosto powiedzieć wokaliście "Ty mi się podobasz". Wracamy do tego, że Polak ma problem z przyznaniem się do pewnych rzeczy, że czegoś nie wie. Próbuje się wymądrzać. Nie powie "nie znam się na tym, więc chętnie Ciebie posłucham, co masz do powiedzenia". Nie! My się znamy na wszystkim.

"Nie znam się na tym, ale się chętnie wypowiem."

- Tak, jesteśmy narodem, gdzie dalej myślimy, że jeśli przyznamy się do swojego błędu to mamy gorszą pozycję startową. A jest dokładnie na odwrót. Przyznając się do błędu, a ktoś nie - to rządzimy innymi. Bo sam mam takie poczucie, że rządzę tymi, którzy mają mnie za debila. A są tacy.

Czesław kobieciarz. Taki wniosek można wyciągnąć z wielu Twoich wypowiedzi.

- Nie znam znaczenia słowa kobieciarz. Nie krzywdzę kobiet. Jeśli masz na myśli miłośnika kobiet, ich wdzięków to tak, jak najbardziej. Chyba jestem normalnym polskim facetem, który ma dużo szczęścia, że mieszka w tym kraju, gdzie kobiety wyglądają dużo lepiej niż faceci, są piękne i jest ich dużo więcej, niż mężczyzn. A do tego potrafią jeszcze o nas dbać. Pojedź do Anglii. Tam to chyba nie ma żadnego kobieciarza, bo tam jest brzydko.

A w Niemczech?

- W Niemczech może być fajnie. Zależy jakie masz fantazje. Ten niemiecki język robi swoje.

Czesław tatą. W takiej roli się już widzisz?

- Pewnie, że się widzę, ale to jeszcze ktoś inny musi też to widzieć.

No tak, trzeba znaleźć kobietę, która będzie chciała mieć dziecko z Czesławem.

- To jest już trudniejszy temat.

Czytasz na serwisach plotkarskich informacje na swój temat?

- Pewnie, że tak. Pudelka czytam codziennie. Tylko mam z tym problem, bo jak kiedyś przeczytałem tam, że jestem zakochany to sam przez trzy dni naprawdę w to wierzyłem. Złapałem się na tym, że skoro ja wierzę w coś, co nie jest prawdą, to w co w stanie są uwierzyć ludzie, którzy to czytają. Dziewięćdziesiąt procent jest przekonanych, że tak jest. Sam coś takiego robię. Jak przeczytam coś o koledze, to do niego nie dzwonię, bo nie chcę się kompromitować, że uwierzyłem w jakąś plotkę.

Jeśli w pudelku przeczytasz, że ktoś się rozwiódł, rozstał, to z dużym prawdopodobieństwem jest w tym ziarenko prawdy. Jeśli jednak przeczytasz, że są jakieś kłótnie, że romanse, to jest to lipa. To bywa śmieszne.

Maciejowi Stuhrowi nie było do śmiechu.

- A to, co tabloidy jemu zrobiły to skur...stwo totalne. To bardzo smutne. Sam ostatnio spotkałem się moją rodziną z Danii. Jak przyjeżdżają do Polski to dostają pakiet The Greatest Hits Of plotki o Czesławie Mozilu. Musiałem im tłumaczyć, które rzeczy napisane na mój temat są prawdziwe, a które nie. Portale plotkarskie mają mały problem ze mną. Nie chodzę na bankieciki, a muszą coś o mnie pisać, więc biorą rzeczy całkowicie z d... Myślisz, że oni napiszą, że dziś spałem sam w akademiku w Kielcach, a jutro na pewno nie będę spał sam w Rzeszowie? Takie rzeczy ich nie interesują.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza