Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czytelniczka: Z silnym bólem miałam 6 godzin czekać na teleporadę na pomocy doraźnej w szpitalu

Magdalena Olechnowicz
Magdalena Olechnowicz
Pani Małgorzata zwijała się z powodu bólu pleców. Był wieczór, więc zadzwoniła na pomoc doraźną w ramach Nocnej Opieki Chorych w słupskim szpitalu. Miała usłyszeć, że musi poczekać na teleporadę, a lekarz ma na to 6 godzin. Nie wytrzymała bólu. Pojechała na SOR. Tam pomoc otrzymała, ale wcześniej usłyszała, że powinna iść na pomoc doraźną. Szpital wyjaśnia sytuację.

Dociera do nas dużo skarg na funkcjonowanie służby zdrowia w czasach pandemii. Czytelnicy uważają, że w wielu przypadkach teleporady udzielane zamiast wizyt nie są wystarczające. Antybiotyk przepisywany na ból gardła - bez zajrzenia w gardło - w sytuacji, gdy jest to zakażenie wirusowe, nie pomoże, a obniży odporność.

Krąży nawet dowcip, który obrazuje, jak w czasach pandemii funkcjonuje służba zdrowia: "Dzwoni lekarz na straż pożarną i alarmuje: Przyjedźcie natychmiast! Pali się przychodnia lekarska! Na co strażak ze stoickim spokojem: Jutro między godziną 15 a 17 zadzwoni do pana strażak i udzieli teleporady, co należy zrobić w takiej sytuacji."

Zobacz także: Koronawirus wśród pracowników szpitala w Słupsku

Przestaje nam być do śmiechu, gdy sprawa dotyczy nas bezpośrednio. O dramatycznej próbie wołania o pomoc opowiedziała nam pani Małgorzata ze Słupska.

- Miała bardzo silny ból kręgosłupa, byłam na skraju wytrzymałości, nie mogłam nawet zmienić pozycji - zaczyna słupszczanka. - Był wieczór, około godziny 18.30, więc mąż zadzwonił na pomoc doraźną. Najpierw do przychodni w Kobylnicy. Tam jednak pielęgniarka powiedziała, że jest bardzo dużo ludzi w kolejce i doradziła, aby zadzwonić do szpitala. Tak zrobiliśmy. Pielęgniarka, która była bardzo nieuprzejma - poinformowała nas jednak, że nie można przyjechać osobiście, ponieważ lekarz udziela tylko teleporady, na którą trzeba poczekać, a lekarz ma na to 6 godzin - relacjonuje pani Małgorzata. - Nie dałam jednak rady czekać, ból był nie do wytrzymania, nie pomagały żadne środki przeciwbólowe, a brałam najsilniejsze. Mąż zdecydował, że zawiezie mnie na SOR, bo nie mógł patrzeć jak cierpię. Tam usłyszałam, że nie kwalifikuję się na SOR, bo stan nie zagraża życiu. Niechętnie, ale udzielono mi pomocy. Dostałam kroplówki przeciwbólowe - mówi kobieta.

Jest jednak oburzona, że tak traktuje się ludzi naprawdę cierpiących.

- Wszyscy zasłaniają się covidem, a ludzie przecież chorują też na inne choroby. Umrą, zanim doczekają się pomocy. Lekarz z pomocy doraźnej zadzwonił do mnie o godzinie 23.30. Byłam już na SOR-ze, więc zrezygnowałam z teleporady - mówi pani Małgorzata.

Kilku pacjentów dziennie jest leczonych w przyszpitalnych ko...

Szpital wyjaśnia, że sytuacja wygląda inaczej niż opisuje nasza Czytelniczka.

- Wbrew informacji przekazanej przez Czytelniczkę pacjenci mogą przybyć osobiście do punktu pomocy doraźnej. Z każdym zgłaszającym się pacjentem pielęgniarka przeprowadzi wywiad epidemiczny i po jego pozytywnym wyniku, pacjent będzie zobowiązany poczekać na wizytę u lekarza. W przypadku, gdy lekarz będzie przeprowadzał wizytę domową, pacjent zobowiązany będzie poczekać na jego powrót - wyjaśnia Marcin Prusak, rzecznik prasowy szpitala w Słupsku. - Dementujemy także informację przekazaną przez Czytelniczkę, iż lekarz ma 6 godzin na udzielenie teleporady. W sprawie teleporad nie ma wyznaczonego okresu oczekiwania. Lekarz udziela teleporady, czyli telefonuje do pacjenta, gdy pozwalają mu na to wykonywane obowiązki - dodaje rzecznik.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza