- Zaczyna pan być trenerem z małym sukcesem, poprowadził pan Energę Czarnych w czterech meczach, cztery razy wygrał. Spotkanie z Asseco Prokomem Gdynia to chyba kolejna ważna lekcja w pańskiej pracy. Najtrudniejsza.
- Oczywiście. To będzie bardzo dobre doświadczenie zagrać przeciwko takiemu zespołowi. Mówiąc prościej - wiele się będę mógł nauczyć. Znam Tomasa Pacesasa, to mój przyjaciel. To będzie już zupełnie inny poziom. W mojej sytuacji początkującego trenera mogę się cieszyć, że będę mógł pobierać takie nauki.
- Czy na ten poziom pańscy podopieczni mogą się wspiąć?
- Nie ukrywajmy, do tej pory graliśmy w lidze z Polonią 2011 Warszawa i Stalą Stalowa Wola, to nie byli trudni rywale. Basket Poznań w pre play off to dobry, solidny rywal. Ale to tylko tyle. W porównaniu z Asseco Prokomem Gdynia to - wiadomo - są o wiele słabsi rywale. To jest zespół z czołówki Europy, grali w ósemce Starego Kontynentu. To wszystko mówi o nich.
- Jak zmobilizować zawodników, by zagrali jak równy z równym, by podeszli poważnie do meczu, bez odpuszczania i nonszalancji wynikającej z tego, że już na starcie są na straconej pozycji?
- Dysponujemy takimi zawodnikami, którzy mają doświadczenie i wiedzą, jak grać takie spotkania. Mamy też młodych, którzy powinni być żądni gry, żądni walki i sukcesu. Chcą coś wygrać. To będzie taki mecz. Wiadomo, Asseco Prokom jest faworytem. To dla na osobiście będzie bardzo ciężko.
- Nie ma pan podstawowych zawodników.
- Tak, brakuje nam Tyronea Brazeltona, brakuje Marcina Sroki. Brakuje graczy w rotacji. Dodatkowa
trudność, że mecze są dwa dni z rzędu. Obawiam się, że fizycznie my możemy tego nie wytrzymać. Asseco Prokom jest pod względem wytrzymałości najlepszym zespołem w Polsce. Grają na całym boisku. To dodatkowa trudność.
- Jak pan wybije z głowy zawodnikom myślenie o tych meczach jako o teoretycznych porażkach?
- Trzeba wyrzucić z głowy, że już wszystko zrobiliśmy w lidze. Jak było przed spotkaniem z Basketem w Poznaniu w pre play off. Musiałem wyrzucić im z głowy myślenie, że po zwycięstwie w Słupsku jest w zapasie kolejny mecz nad Słupią. Nie, my mieliśmy wygrać w Poznaniu i tylko to się liczyło. To była moja praca. Powtarzałem - my nie mamy żadnego trzeciego spotkania, trzeba wygrać to, co jest teraz na parkiecie. Udało się.
- Wchodzi pan na ambicję?
- Każdy z graczy musi mieć honor, taki osobisty. Jak jest szansa zagrać przeciwko tak dobrym rywalom, którzy w następnym sezonie walczyć będą w najlepszych ligach Europy, to trzeba skorzystać. Przez to można się rozwinąć. Muszą sięgać do własnej motywacji, bo jeśli nie będą chcieli spróbować, to tylko o nich świadczy.
- Jak będzie wyglądać pańska przyszłość? W takiej sytuacji, jakiej jest pan teraz, nie będzie pan już chyba wracał do roli asystenta. Gdyby Czarni zaproponowali objęcie zespołu na przyszły sezon, zgodzi się
pan?
- O tym jeszcze w ogóle nie myślę. Pierwszy trener bierze na siebie bardzo dużą odpowiedzialność. Wiem, że muszę dużo się uczyć. To jest moja praca. Myślałem, by przez dwa, trzy lata być asystentem, aby dobrze przygotować się do roli pierwszego trenera. Teraz jestem pierwszym i mnie uratowało to, że ja bardzo kocham, to co robię. Kocham koszykówkę i już pięć lat przed końcem kontraktu zapisywałem sobie wszystkie treningi, robiłem konspekty tak, aby dobrze przygotować się do nowej roli. Druga sprawa, że mam wielu przyjaciół trenerów, szkoleniowców, oni mi mogą pomóc w takich chwilach.
- Starczy panu potencjału na kolejny sezon?
- Dobrze mi się współpracuje z Mirosławem Lisztwanem. Ale na razie nic więcej nie mówię. Jest jeszcze ten sezon, walczymy dalej. Wszystko inne będzie potem, a więc nie liczy się.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?