Wszystko zaczęło się w ubiegłym roku.- Jesienią moja żona złamała nogę - mówi Witold Bań z Lęborka. - Trafiła do szpitala w Lęborku. Musiała przejść operację. Odwiedzałem ją codziennie, opiekowałem się. Niestety, na pięcie i pośladku pojawiły się odleżyny - zaczyna opowiadać mężczyzna.
Kobieta po trzech tygodniach wróciła do domu. Pan Witold sprowadził pielęgniarkę, która pomagała mu w opiece nad żoną.
- Przychodziła kilka razy dziennie, ale nie mogliśmy sobie poradzić z odleżynami - mówi mężczyzna. - Opieka nad żoną przerosła mnie. Wstawałem w nocy, byłem zmęczony i niewyspany. Zadzwoniłem do syna, postanowiliśmy, że na czas leczenia odleżyn znajdziemy Danusi jakiś dobry ośrodek. Nasze kroki skierowaliśmy do Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego w Bytowie.
Powiedziano mi, że mają doświadczenie z leczeniem tego typu ran, ale musiałem się szybko decydować. Tak więc zawiozłem tam Danusię karetką 11 marca tego roku. Potem okazało się, że żona ma więcej odleżyn. Do tego gasła w oczach. Po dwóch miesiącach zmarła. Witold Bań uważa, że szpital nieodpowiednio zajmował się żoną.
- Po przeanalizowaniu całości dostępnych informacji, zapisów z dokumentacji oraz wyjaśnień uzyskanych od personelu ZOL stwierdzono, że postępowanie w zakresie leczenia i pielęgnacji odleżyn było prawidłowe i zgodne z procedurą funkcjonującą w naszej placówce - wyjaśnia w piśmie Beata Ładyszkowska, prezes zarządu SPB. Lęborczanin poskarżył się do izby lekarskiej. Ta wszczęła procedurę wyjaśniającą.
Więcej w piątkowym "Głosie Lęborka".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?