Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dawid Kubacki: Nie miałem idola, czerpałem z wielu ludzi i szukałem swojej drogi [Rozmowa]

Michał Skiba
Michał Skiba
Dawid Kubacki jest ambasadorem Eurosportu
Dawid Kubacki jest ambasadorem Eurosportu Andrzej Banas / Polska Press
Po zwycięstwie w Bischofshofen pytałem siebie w głowie, ileż jeszcze można odpowiadać na te same pytania? - mówi Dawid Kubacki, triumfator tegorocznego Turnieju Czterech Skoczni, czwarty zawodnik klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Zapraszam do rozmowy.

Michał Skiba: Łatwo wywnioskować, że jest Pan wiecznie nienasycony. Nawet po sezonie, w którym zajął Pan czwarte miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata i wygrał Turniej Czterech Skoczni.

Dawid Kubacki: Zgadza się, mam takie podejście, że – oczywiście – cieszę się z tego, co jest dobre i mam wiele satysfakcji, ale z każdego konkursu chcę wyłapać rzeczy, które mogłyby zostać wykonane dużo lepiej. Po tym sezonie, choć mam świadomość, że zdarzyło się wiele dobrego i był najlepszy w mojej karierze, to wielu przypadkach zdarzały się drobne błędy. Przez nie byłem trzeci, piąty, a nie pierwszy, a ja chcę wygrywać. Na tym poziomie punktowe różnice zawsze są niewielkie, dlatego i błędy są niewielkie. Mam nad czym pracować, cieszę się najlepszym sezonem w życiu i wiem, że mam jeszcze rezerwy.

Taka postawa to efekt inspiracji, czy odziedziczenia tego po kimś w rodzinie?

Zawsze mówię, że konkurs wygrywa ten, kto popełni najmniej błędów – lub mieli więcej szczęścia. Bo czasem to kwestia farta. Ja mam wpływ na liczbę swoich błędów i na tym się skupiam. Wiem, że czasami szczęście przychodzi, ale prawda jest taka, że nigdy nie możesz pominąć ciężkiej pracy. Nigdy też nie miałem tzw. idola. Nie byłem na nikogo zapatrzony. Nie podchodziłem do swoich inspiracji na zasadzie stereotypowego idola, ale starałem się czerpać z zachowań różnych ludzi. Szukałem w tym słusznej drogi. Z tego co mi utkwiło w pamięci, to widziałem coś w Robercie Matei. On miewał momenty, że nie szło, bywało raz lepiej, raz gorzej, ale robił uparcie to co kochał. Wiadomo, że widziałem te prześmiewcze rzeczy o nim w internecie. Wiem, że to się dobrze sprzedaje. Ja jak na niego patrzyłem patrząc, widziałem w nim człowieka, który nigdy się nie poddał. Robił to, co kocha. Z jakim skutkiem, to już dla jego oceny. To ważna postawa w sportowcu. Czasami może nie wyjść, ale myślę, że jak się odpowiednio potrenuje, to w końcu się uda. Nie wiem, czy tę upartość wziąłem od niego, czy to jest we mnie od zawsze. Kocham skoki i chcę oddawać coraz lepsze próby.

Gdy Fernando Torres nie strzelał goli w barwach Chelsea, to potrafił godzinami oglądać swoje stare gole na Youtubie. Pan będzie wracał w trudnych momentach do sukcesów ze stycznia, a może już Pan sobie co nieco obejrzał?

Styczeń, to tak naprawdę była ta sama praca. Tak samo mocno wytężona, jak przez cały rok. Nie zawsze widzieliście efekty, w styczniu robiłem 99 proc. to, co zawsze. Jeden procent? To było więcej wywiadów i cały ten szum wokół mojej osoby.

W Bischoshofen wyglądał Pan na zaskoczonego aż taki rejwachem, o ile pamiętam udzielił Pan po konkursie z osiem telewizyjnych wywiadów. Nie liczę już zbiorowych wypowiedzi dla prasy i internetu i innych mediów.

I to jest zdecydowanie bardziej wyczerpujące niż skoki. To kradnie bardzo dużo czasu. W normalnym przypadku konkurs się kończy, zawsze jest jakiś wywiad, a potem konferencja i kontrola sprzętu itd. To się wszystko kumuluje. Ostatnio zdarzało się jednak tak, że reszta chłopaków była po kolacji w hotelu, a ja wracałem dwie, a nawet trzy godziny później po reszcie. Chodziłem od jednej kamery do drugiej, a czasem nawet mnie po prostu ciągali. Psychikę obciąża odpowiadanie piętnaście razy na to samo pytanie. Czasem mówiłem sobie w głowie: ileż można mówić o tym samym. Wiem, że każdy chce mieć swój materiał.

Trener Jan Sztuc w niedawnej rozmowie ze mną stwierdził, że w drugiej połowie sezonu zabrakło Panu kondycji, zgodzi się Pan z tym?

Nie mam stu procent pewności, że miałbym siły na końcówkę Raw Air i Planicę, ale również z tą opinią się nie zgodzę. Przed weekendem Pucharu Świata w Rasnovie bardzo się rozchorowałem. Gorączka, osłabienie, myślę, że to mogło rzutować na skoki.

Nie tylko te w Rasnovie?

Tak… Przy chorobie człowiek się poci. Nie ma tyle siły, a to powoduje, że robiąc ten sam ruch na skoczni, który zawsze działa – przestaje działać, bo nogi są za wolne. Zaczynałem spóźniać skoki, mimo że robiłem to samo. Odbijałem się z progu w innymi miejscu, bo byłem za wolny. By zawodów nie tracić, to trzeba było się dostosować i spróbować odbić się wcześniej. A energia w progu przecież też zanikała. Chciałem trafić z odbiciem, a potem okazało się, że byłem rozregulowany. W momencie, gdy wracałem do sił, noga zaczynała działać, ja walczyłem z nowymi przyzwyczajeniami, tymi, gdy nogi nie miały sił. I wychodziłem z progu za wcześnie. To przecież odbywało się w dziesiątych częściach sekundy i to są te drobne zmiany, o których mówiłem. To wszystko mogło mieć wpływ na końcówkę sezonu. Ale chorobą bym wszystkiego nie tłumaczył, być może przyczyna była inna. Myślę, że na przemyślenie tego przyjdzie czas. Aktualnie rozmawiamy przez Skype’a, bo sytuacja jest jaka jest.

Kwarantanna i ucieczka przed koronawirusem trwa w najlepsze?

Jeśli chodzi o kwarantannę, to prawda jest taka, że po powrocie do kraju nie mamy ścisłej kwarantanny, bo ona została wprowadzona po naszym powrocie z Norwegii. Policja do nas nie przyjeżdża i nie sprawdza, czy siedzimy w domach. Jednak zważając na sytuację, wyjścia z domu ograniczam do niezbędnego minimum, a jeśli wychodzę to tak, aby z nikim nie spotykać Nawet będąc z psem na spacerze, widzę kogoś po drugiej stronie chodnika widzę ludzi, którzy mają do siebie dystans czterech, lub pięciu metrów. Widzę też, że nie ma na zewnątrz żadnych posiadówek, raczej tylko jakieś pary, lub małżeństwa.

Już na półmetku Turnieju Czterech Skoczni mówił Pan, że obejrzał wszystkie odcinki „Wiedźmina”. Teraz był czas sięgnąć po coś ciekawego?

W domu teraz nic nie zacząłem oglądać, w „Wiedźmina” komputerowego też nie pograłem, choć już długo czeka w kolejce. Teraz, gdy jestem w domu, to jednak trochę pogram na PlayStation, czasem pooglądam telewizję. Mam też trochę papierkowej roboty i uczę się do kursu szybowcowego. Warto sobie wszystko poprzypominać, bo w lotnictwie wygląda to tak, że zdajesz egzamin po kursie podstawowym, a wiosną musisz zdać jeszcze raz i udowodnić, że się wszystko pamięta.

Cel na sezon 2020/2021?

Dla mnie musi być banalnie prosty. W okresie przygotowawczym, czyli od „za chwilę” do końca jesieni koncentruję się nad błędami, które pojawiały się zimą. Czyli chcę dopracowywać swoje skoki. Plan jest tylko taki, by robić mniej błędów. Zakładanie sobie celów miejscowych, to wróżenie z fusów. Wszyscy wiemy, że na wynik ma wpływ trochę więcej niż to, co się wypracuję, trzeba mieć szczęście do warunków i przeliczników, zdrowia. Mniej błędów, to większa stabilność i równość. Może to być skakanie na jeszcze lepszym poziomie niż w minionym już sezonie.

Napisz do mnie na Twitterze

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Dawid Kubacki: Nie miałem idola, czerpałem z wielu ludzi i szukałem swojej drogi [Rozmowa] - Portal i.pl

Wróć na gp24.pl Głos Pomorza