Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dramaty sprzed 62 lat

Niepokorna sybiraczka
Rewizja nadzwyczajna" przedstawiona przez p. D. Baliszewskiego w telewizji ujawniła część....

Rewizja nadzwyczajna" przedstawiona przez p. D. Baliszewskiego w telewizji ujawniła część dramatu historycznego, w którym znalazło się tak wiele rodzin polskich przymusowo deportowanych na tereny byłego Związku Radzieckiego i porozrzucanych w różnych republikach radzieckich w dalekiej Azji. Jak wynika z doniesień prasowych, najwięcej tych deportacji odbyło się w dniu 10 lutego 1940 r. Nasza rodzina tego samego dnia została aresztowana i przymusowo, pod eskortą, deportowana do wschodniego Kazachstanu, gdzie przebywaliśmy ponad 6 lat. Do naszego domu NKWD wkroczyło również 10 II 1940 r. popołudniu, przypuszczalnie w godz. 15-16, a najgorsze do tego było, że chwilowo rodziców nie było w domu. Być może, dlatego postąpiono z nami tak jakby to było kilku wyszkolonych przestępców, a nie gromadka przerażonych dzieciaków znajdujących się w domu. Ja miałam 16 lat i byłam najstarszą z nas sześciorga, najmłodszy brat nie miał nawet 7 lat i kiedy ustawiono nas pod ścianą czołem opartym z podniesionymi do góry rękami, to zamarliśmy z przerażenia! Ponieważ coś niecoś wiedziałam już o egzekucjach w Związku Radzieckim, co nazywane było stawianiem pod ścianą, to powodowało, że spodziewałam się, że to samo będzie z nami! W domu trwała rewizja, szukali rodziców i broni, a nam nie wolno było się poruszać. Po jakimś czasie wyprowadzono nas z domu, ale nie pamiętam, w co i jak byliśmy ubrani, natomiast pamiętam wycie naszych psów, odgłos pękających i to, że trzęsło nas ze strachu i zimna i zamarzały oczy. Na szczęście w nieszczęściu, na ostatni moment zdążyli rodzice, dokładna rewizja osobista rodziców, a najbardziej ojca, który posiadał broń długą i krótką służbowo. Ponieważ były to Kresy Wschodnie i ojciec nasz urodził się pod zaborem rosyjskim i uczył się po rosyjsku, ale z polskiego też był oczytany. Prosił NKWD o coś, żeby wejść do domu, ale chyba mu nie pozwolono, tam zostawiono ludzi, a my wyjechaliśmy bez dokumentów, które zostały porozrzucane w czasie rewizji po podłodze. Transport, którym jechaliśmy, był najpierw na stojąco w wagonie bez szyb i bez światła, w kącie leżało sporo starych desek, a ilu nas było tam, nie wiem. Wydawało mi się, że zatrzymywaliśmy się na stacji kolejowej Stanisławów, a potem przesiedlono nas do wagonów z pryczami piętrowymi i dziurą w podłodze. W tym wagonie było nas 75 osób wraz z dziećmi i dwoje staruszków, kobieta była sparaliżowana prawdopodobnie od 25 lat.
Kiedy pociąg zatrzymywał się poza miastem, był otoczony wojskiem i czasem otwierano drzwi, wtedy wypuszczano chętnych do załatwiania potrzeb fizjologicznych, był to widok gorszący, kucali obok siebie mężczyźni i kobiety, a nad nimi stali uzbrojeni żandarmi!
Po miesięcznej podróży znaleźliśmy się poza Semipałatińskiem w Razan-Czynkur, tam pracowaliśmy w kopalni złota, ponieważ specjalnie tam rozmieszczono (nas) w obozowych lepiankach w odizolowaniu od tamtejszej ludności. Z naszej rodziny pracowało nas troje, najpierw ojciec już w tygodniu, ja nieco później, bo byłam chora na anginę, byłam leczona, a gardło pędzlowano mi jodyną! Przymusowo musieliśmy zażywać chininę, jakie skutki były tego, nie pamiętam. Nie pamiętam też, w jaki sposób wyniesiono mnie z kopalni, potem leżałam w szpitalu, a było to już po wypadku ojca i brata Wacława, których ledwie uratowano po tąpnięciu na 3. kondygnacji, był to widok przerażający!
Jeszcze w kraju po 1946 roku, kiedy leżałam w szpitalu, wydawało mi się, że cały zwał wraz ze słupami stacza się z góry i przygniata mnie! Wtedy podobnie krzyczałam i wtedy siostra zakonna zostawiała w tym pokoju światło. To chyba wystarczy na 62. rocznicę tamtych dramatów, ale jest to tylko fragment, zdarzały się takie "przygody" na których wspomnienie muszę szybko zażywać leki!
Jeżeli redakcja wydrukuje te krótkie wspomnienia, to pragnę pozdrowić tych sybiraków, którzy przetrwali ten okres i pomimo różnych ciężkich przypadłości zdrowotnych nie rezygnują z życia! Zmarłym cześć pamięci! A lekarzom którzy niejednokrotnie ratowali życie, Panie Boże zapłać! W roku 2000-2001 trafiłam na takich, którym więcej nigdy bym nie zaufała.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza