Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dzieje odbudowy kościoła Mariackiego w Słupsku spisane przez budowniczego. Część I

Bogumiła Rzeczkowska
Bogumiła Rzeczkowska
W 1947 roku rozpoczęła się odbudowa kościoła Mariackiego w Słupsku. Jednak przygotowania rozpoczęły się kilka miesięcy wcześniej
W 1947 roku rozpoczęła się odbudowa kościoła Mariackiego w Słupsku. Jednak przygotowania rozpoczęły się kilka miesięcy wcześniej Archiwum
W sklepieniu nawy środkowej widniał wielki otwór o długości półtora metra i metrowej szerokości. Na strychu widoczne były pęknięcia naw bocznych. Całe wnętrze kościoła wraz z wieżą spalone. Dookoła ruiny, ale nie dał się obalić dostojny świadek minionych stuleci, obiekt sakralny - kościół Mariacki. Stoi na silnych fundamentach.

Przedstawiamy zawarte w maszynopisie wspomnienia księdza Wiktora Markiewicza „Droga do upragnionego kapłaństwa i duszpasterstwo do emerytury”. Wybrane i zredagowane fragmenty dotyczą odbudowy kościoła Mariackiego w Słupsku.

"Otrzymałem pismo z mojej Kurii Ordynariatu z Gorzowa. Zostałem przydzielony do Słupska, do pomocy ks. dziekanowi Karolowi Chmielewskiemu w charakterze wikarego. Mam stawić się na miejscu 1 lipca 1946 roku.

Przez dziewiętnaście lat chodziłem w habicie, teraz zamieniam go na sutannę. Zamówiłem ją u krawca w Gorzowie zaraz po przyjeździe z Krakowa, gdy dostałem pozwolenie na przejście na kapłana świeckiego. Sam ją poświęciłem, ucałowałem i powiedziałem: „Ty, sutanno zmieniasz mnie zewnętrznie, ale ducha mi nie zmienisz”. Muszę się w niej uświęcać. Włożyłem ją po raz pierwszy 30 czerwca 1946 roku, udając się do nowego miejsca pracy”.

***
Tak zaczyna się słupska wędrówka księdza Wiktora Markiewicza, franciszkanina z Zakonu Braci Mniejszych, który już jako kapłan przybywa na Wybrzeże. Wróci tu jeszcze, bo w latach 1957-77 będzie proboszczem w Ustce, gdzie zasłynie z wielu inwestycji, remontów i modernizacji, łącznie ze słynnym przenoszeniem dzwonów między kościołami w Ustce i Zimowiskach. W Słupsku zostaje rzucony od razu na głęboką wodę. Czeka na niego zniszczony kościół Mariacki. Choć na pierwszym spotkaniu wikary nie ma prawa głosu, wkrótce staje się jednym z inicjatorów odbudowy świątyni i głównym - jakbyśmy rzekli dzisiaj - przedstawicielem inwestora, a na zawsze - dobrym duchem tej świątyni.

Słupsk 1946

"1 lipca stanąłem na słupskim bruku. To teraz moje nowe mieszkanie, przy ulicy Dominikańskiej 6 - plebania. Ksiądz dziekan już czekał na mnie. Powitanie było pogodne, życzliwe, ciepłe. Otrzymałem kąt na nocleg i zacząłem zapoznawać się z moim warsztatem pracy - kancelarią. Po kolacji, przed rozejściem się na nocny wypoczynek ks. dziekan powiadomił mnie, że od jutra spotykamy się codziennie w kościele św. Jacka o godzinie szóstej rano. Jeden z nas będzie miał Mszę świętą, a drugi obsługę konfesjonału, albo odwrotnie. „Dobrze” - powiedziałem. „A w niedzielę powie ksiądz kazanie”. Mówiło się wtedy tylko na sumie.

Z każdym dniem przybywa coraz więcej pracy. W mieście jest nas czterech księży. Dwóch prefektów: ksiądz magister Józef Szmurło, nauczyciel religii w gimnazjum przy ulicy Bieruta i ksiądz Jerzy Gawrych, uczący w szkole podstawowej przy ulicy Deotymy. Poza nimi jest jeszcze ksiądz dziekan Karol Chmielewski, no i ja.

Księża prefekci mieszkają na plebanii przy kościele świętych Piotra i Pawła.

***

Do Słupska przybywa z każdym miesiącem więcej ludzi. Parafia się powiększa. Odwiedza też nas ksiądz Administrator Apostolski (ks. prałat Edmund Nowicki - red).
- Co słychać? - pyta.
- Na gwałt potrzebne nam świątynie! W rynku stoi dawny kościół Mariacki. Pożar zniszczył jego wnętrze, tynki poodpadały. Nie ma wieży, posadzki. Wiatr hula, bo okna powybijane. Załatwia się tu różne sprawy ludzkie. Wieża bez dachu i dalsza część kościoła przepuszcza wodę i wszelkie opady.
- Tak - mówi ksiądz Administrator Apostolski. - Tym kościołem trzeba się zająć.

***

W drodze powrotnej z Rowów znów nas odwiedza nasza Ekscelencja. Chce wiedzieć, czy coś się robi w sprawie odbudowy kościoła Mariackiego. Przynagla księdza dziekana do zajęcia się tą sprawą. Ksiądz dziekan powołuje Obywatelski Komitet Odbudowy kościoła Mariackiego. Zaprasza do niego dwadzieścia kilka osób liczących się w parafii. Pamiętam, że byli tam między innymi wiceprezydent miasta i dyrektor banku.

***

W pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia chrzty, w drugi śluby. Chrztów było, o ile pamiętam, pięćdziesiąt. Podzieliłem je na dwie grupy po 25, przeznaczając na każdą grupę po dwie godziny. Ślubów było w tym czasie ponad czterdzieści, bodaj 42. Między 14 a 18 pobłogosławiłem 38 par. Cztery ostatnie ksiądz dziekan.

Słupsk, 1947

Ksiądz Chmielewski dostaje drugiego wikarego. Jest nim ksiądz Rufin Weis. Starszy ode mnie o 18 lat. Spokojny, zrównoważony. Już trochę spracowany w winnicy Pańskiej.

Chodzimy trochę po kolędzie. Wszędzie chcą księdza. Zatrzymują nas do późnej godziny. Odbija się to na pracę w dniu następnym. Składane z tej okoliczności ofiary przeznaczone są na odbudowę kościoła Mariackiego. Stosujemy się do tego. Każdy grosik dajemy gospodarzowi i szefowi parafii.

***

Czas leci, ludzi przybywa, a w kościele naszym coraz ciaśniej. Aż lęk bierze spowiadać, bo wierni tak są blisko konfesjonału. Kościół stale przepełniony. Ludzie stoją na dworze. Gdy jest pogoda, to nawet przyjemnie, ale w zimnie, na deszczu? Wielki Post dał nam się porządnie we znaki mnogością spowiedzi. Chodzimy pochyleni jak starcy od ciągłego przesiadywania w konfesjonale. Ale to jednak nasz obowiązek. Gdy kościół Mariacki zostanie oddany do użytku, wówczas Słupsk będzie podzielony na trzy parafie. Będzie więcej księży i lepiej obsłużymy wiernych.

***

Zbliża się maj. Zapowiedzieliśmy, że w dniu 3 maja o godzinie dziewiątej odprawiona zostanie na placu Zwycięstwa Msza święta. Nie pierwsze to nabożeństwo publiczne całego społeczeństwa i wojska. Ale będzie ostatnie. Mszę świętą na zlecenie księdza dziekana odprawiałem przy ołtarzu postawionym u wejścia do magistratu. Liczne szeregi wojska z jednej, olbrzymi tłum ludzi z drugiej strony, zapełniały przestronny, wielki plac. Rzadki obraz, rzadkie przeżycie. Ostatnie w 1947 roku.

Wracam ze szpitala. W poczekalni interesantów nie ma, więc wchodzę do kancelarii.
- Odpoczynek - mówię do księdza Weisa.
- Tak - odpowiada mój towarzysz. - Jakoś nikogo dotąd nie było. Ach nie, był listonosz.
- I co przyniósł? - pytam.
- Szef dostał jakiś list z Kurii.
- I co?
- Nie wiem, ale jakoś spoważniał i szybko wyszedł z domu.

Po południu przyszedł inżynier i technik. Nie znam ich, słyszałem tylko, jak do jednego z nich ksiądz dziekan mówił „panie inżynierze”, a ten uspokajał szefa i zapewniał, że wszystko zrobią, bo ma ze sobą zdolnego technika. Późnym wieczorem jestem u księdza Weissa i domyślamy się treści listu z Kurii. I nie myliliśmy się: Kuria przynaglała do rozpoczęcia budowy kościoła Mariackiego.

- Chwała Bogu - mówię. - Już się coś zaczyna robić.

***

Ksiądz Administrator Apostolski założył już w 1946 roku w Gorzowie Małe Seminarium i ma też w planie powołać drugą tego typu placówkę w Słupsku. Będą się tu kształcić kandydaci do Wyższego Seminarium Duchownego. Przyjeżdża więc do Słupska i rozgląda się za odpowiednim miejscem na drugie małe Seminarium Duchowne. Zatrzymuje się na plebanii. My, wikarzy, mamy prośbę, by jak najszybciej przystąpić do odbudowy kościoła Mariackiego. Znowu doping dla Ekscelencji. Jakie były rozmowy między rządcą diecezji a dziekanem, nie wiemy. Dość, że krótko po wyjeździe rządcy Administracji Apostolskiej, ks. dra Edmunda Nowickiego, ksiądz dziekan zaprosił do siebie już po raz trzeci czy czwarty Obywatelski Komitet Odbudowy rzymskokatolickiego kościoła Mariackiego w Słupsku. Był to już koniec czerwca 1947 roku. Zapytałem księdza dziekana, czy mogę być na tym zebraniu?
- Owszem - odparł ks. dziekan. - Ale bez prawa głosu. Może się ksiądz przysłuchiwać.
- Dobrze - powiedziałem. - Dziękuję.

Spotkanie odbywało się w dużym pokoju, w jadalni księdza dziekana. Ks. dziekan przedstawił sporządzony kosztorys odbudowy kościoła. Opiewał on na sumę 4 998 659 złotych.

- W kasie mamy zebranych przez księdza Jana Żaka z KUL-u 600 tysięcy. - Czy możemy wobec tego przystąpić do roboty? - pyta ksiądz dziekan.
- No, oczywiście że nie - odpowiadają zebrani.

I sprawa się wałkowała: „Nie, to za mało”, „jeszcze nie mamy pieniędzy”, „trzeba poczekać jeszcze trochę”, „musimy to odłożyć na przyszły rok”.

Zwracam się wtedy do przewodniczącego, by mi pozwolił powiedzieć parę słów, choć nie należę do Komitetu. Otrzymuję pozwolenie.
- Proszę państwa - mówię. - Nie powinniśmy podchodzić po kupiecku do takich spraw jak budowa, czy odbudowa domów w sakralnych. Gdy wierni będą widzieć pracę nad odbudową tej świątyni, wielkiej i zabytkowej, sami pospieszą z pomocą materialną. 600 tysięcy to już wiele i można by już przystąpić do roboty. A może władze wojewódzkie, czy nawet centralne pomogą nam w dźwignięciu tej zabytkowej świątyni?
- To niepewne - mówiono. - Warszawę teraz się odbudowuje. Stamtąd nie możemy spodziewać się pomocy. Cały kraj łoży na Warszawę...

***

Rok szkolny zakończony. Wakacje. Nasz Arcypasterz pojechał do Rowów. Wracam z cmentarza. Na ławce przed plebanią siedzi jakiś mężczyzna. Mijam go w przekonaniu, że czeka na otwarcie kancelarii. Jeszcze pół godziny poczeka na świeżym powietrzu.

Wchodzę do biura i zostaję księdza Weisa.
- Co to tak wcześnie dziś ksiądz w kancelarii? - pytam.
- Ach, księże dobrodzieju, czekamy na księdza.
- A co się stało?
- Widział ksiądz tam na ławce pana?
- Tak, ale o co chodzi?
- To jest ksiądz Nowacki. Przyjechał z papierami od Arcypasterza. Ma zlecone zająć się odbudową kościoła Mariackiego. Ksiądz dziekan ma mu dawać pieniądze na roboty, a on po oddaniu świątyni do użytku ma otrzymać jedną z parafii w Słupsku. I co ksiądz na to? Czekamy na zdanie księdza dobrodzieja - mówi ksiądz Weis.

Przychodzi i ksiądz dziekan i powtarza to, co słyszałem już przed chwilą.
- A może by ksiądz zajął się pracami przy odbudowie kościoła? - pyta ksiądz Weis. - Ja wezmę kancelarię, a ksiądz mi trochę pomoże, jak będzie mógł, w pogrzebach i przy chorych.
- Dobrze - mówię. - Jak ksiądz dziekan zatwierdzi ten plan, damy sobie radę.

Rozpogodziło się oblicze księdza dziekana. Wziął taksówkę i udał się do Arcypasterza do Rowów. Wrócił zadowolony. Ekscelencja zgodził się, żebyśmy własnymi siłami próbowali podołać odbudować dom Pański.

Ksiądz Nowacki odjechał jeszcze tego samego dnia. Na drugi dzień poszedłem do księdza dziekana i prosiłem, by wszedł w kontakt z inżynierem Metelskim, który mógłby najtrudniejsze i najważniejsze roboty wziąć na siebie. Inżynier przybył, obejrzał wszystko i podał cenę: 700 tysięcy złotych. Ksiądz dziekan zgodził się pod warunkiem, że robota zacznie się już 7 lipca. Inżynier Metelski był wówczas poważną firmą.

7 lipca pod nadzorem niemieckiego inżyniera, zatrudnionego u inżyniera Metelskiego, przywieziono do kościoła cztery długie, potężne tregle. Był to początek roboty. Firma ta wykonywała równocześnie szereg innych poważnych zamówień na czas. Nam również zależało na czasie, gdyż po zabezpieczeniu dachu świątyni mogły iść dalsze prace. Kupiłem sobie rower „damkę” i codziennie rano po Mszy świętej jechałem na ulicę Poznańską do szefa firmy, prosząc o przyspieszenie podjętych zobowiązań, związanych z naprawą dachu i sklepienia kościoła. A pracy było niemało. Najtrudniejsza i bardzo niebezpieczna praca była przy sklepieniu nawy środkowej, w którym widniał wielki otwór o długości półtora metra i metrowej szerokości. Na strychu widoczne były pęknięcia naw bocznych. Całe wnętrze kościoła wraz z wieżą spalone. Dookoła ruiny, ale nie dał się obalić dostojny świadek minionych stuleci, obiekt sakralny - kościół Mariacki. Stoi na silnych fundamentach. Szczerbiły go kule, trawił ogień, ale on się ostał i z wysokości swego szczytu spoglądał niejako na rumowisko zburzonych, słabszych i mniejszych domów, wołając jakby: „Powstańcie!” A sam chyba najbardziej tego pragnął, pragnął znów być mieszkaniem Żywego Boga. Takim widziałem ten Przybytek Boży w 1946 i tak o nim i za niego myślałem. A on jakby chciał powiedzieć: „Czterdzieści lat mnie wznoszono, metryka moja jest z 1310 roku. Służyłem przez sześć z górą wieków minionym pokoleniom i teraz chcę nadal wasz głód duchowy zaspokajać. Weźcie się i przywróćcie mi cel, do którego mnie powołano”.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza