Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dzieje odbudowy kościoła Mariackiego w Słupsku spisane przez budowniczego

Bogumiła Rzeczkowska
Bogumiła Rzeczkowska
Kościół Mariacki był otoczony ruinami. Stare mury jednak przetrwały. Odbudowa rozpoczęła się w lipcu 1947 roku
Kościół Mariacki był otoczony ruinami. Stare mury jednak przetrwały. Odbudowa rozpoczęła się w lipcu 1947 roku Archiwum
Ksiądz Wiktor Markiewicz na Wybrzeżu pojawił się 1 lipca 1946 roku. Zamieszkał na plebanii przy ulicy Dominikańskiej 6. Jego - jak mawiał - szef, ksiądz dziekan Karol Chmielewski, od razu przydzielił mu mnóstwo duszpasterskich obowiązków w powojennym polskim już mieście. W kwestii remontu kościoła Mariackiego wikary początkowo nie miał prawa głosu, ale to właściwie dzięki niemu przekładana wciąż odbudowa zniszczonej na zewnątrz i wypalonej wewnątrz świątyni w ogóle się rozpoczęła.

Używając słownictwa współczesnych inwestycji, ksiądz Wiktor Markiewicz był przedstawicielem inwestora, koordynatorem robót, uzgadniał je z konserwatorem zabytków, pisał wnioski o dofinansowanie odbudowy, zabiegał o przyznanie środków i negocjował ich wysokość, pełnił nadzór inwestorski i zaopatrywał w materiały ekipę budowlańców.

Pracę jednego księdza, jeżdżącego po Słupsku rowerem „damką”, wykonuje dzisiaj kilka wydziałów w ratuszu i kilka wyłonionych w przetargach firm zewnętrznych! A ile trwał remont generalny okaleczonej wojną świątyni? Dzisiejsze inwestycje mogą płonąć ze wstydu!

Jak zorganizowano odbudowę i jak ją przeprowadzono, ksiądz Wiktor Markiewicz między innymi opisał w swoich wspomnieniach - „Droga do upragnionego kapłaństwa i duszpasterstwo do emerytury” - książce, która do dzisiaj pędzi niezasłużony żywot maszynopisu.

Wybrałam z niej fragmenty dotyczące odbudowy świątyni i wprowadziłam jedynie współczesny zapis dialogów, łagodniejszy dla czytelniczego oka. Ksiądz Markiewicz zapisywał wypowiedzi w sposób kronikarski - w cudzysłowie w obrębie jednego akapitu. Przenieśmy się więc, już po raz drugi, w czasy wielkiej odbudowy kościoła Mariackiego.

Lato 1947

„Po tygodniu firma przywiozła drzewo na rusztowanie. Na grubych linach umieszczono na parapetach ram okiennych nawy głównej i długie, ciężkie tregle. Zaczęto od strony ołtarza głównego. Ciężka robota. Na treglach umieszczono grube kantówki, deski i przystąpiono do stawiania drugiej kondygnacji, trzeciej i czwartej, aż do sklepienia. Robiono niespiesznie, ale bardzo rzetelnie. Murarze byli dobrymi fachowcami. Po miesiącu przesunięto tregle na dalsze parapety. Tu było trudniej, bo trzeba było dostarczać zaprawę murarską i cegły. Trwało dłużej, ale i to zrobiono. Wiedziałem, że praca jest niebezpieczna, toteż nie przynaglałem już pana inżyniera Metelskiego. Gdy po dobrym miesiącu rozbierali rusztowanie, odetchnąłem z ulgą. We wrześniu zaczęto zalewać i wzmacniać w nawach bocznych szczeliny; była to już praca bezpieczna. Ksiądz Jan Żak z dużą książką codziennie odwiedzał wiernych, wpisując ofiary na odbudowę kościoła i był nam wielką pomocą w kościele, wygłaszając kazania.

***

1 IX 1947 roku przy ulicy Szymanowskiego otwarto niższe Seminarium Duchowne. Dyrektorem jego został ksiądz Zygmunt Szelążek, a prefektem ksiądz Józef Ferensowicz. A na plebanii zostałem inkardynowany do Diecezji Gorzowskiej. Na ręce Arcypasterza złożyłem przyrzeczenie posłuszeństwa jemu i jego następcom. Włączony już jestem kanonicznie w szeregi duchowieństwa świeckiego.

Ksiądz dziekan zwołuje Komitet Odbudowy Kościoła. Ponieważ suma składek powiększyła się do 835 tysięcy, decyduje się na kontynuację robót w kościele. Najważniejsze prace wykona firma inżyniera Metelskiego za sumę 700 tysięcy. Tyle pieniędzy już mamy. Pada propozycja, żeby jednak zwrócić się do województwa, do Warszawy, do ministerstw budowy i leśnictwa z odpowiednim pismem.

- Można spróbować - mówią członkowie Komitetu.

Ale kto pojedzie? Każdy po wakacjach pracuje.

- Jeśli ksiądz dziekan pozwoli, ja pojadę - mówię.

- Dobrze - słyszę odpowiedź.

Wieczorem zredagowano pisma: do Centrali Materiałów Budowlanych w Szczecinie, do Ministerstwa Budownictwa w Warszawie, do Ministerstwa Kultury i Sztuki w Warszawie, do Ministerstwa Leśnictwa w Warszawie, do kierownika delegatury rządu d/s Odbudowy Wybrzeża w Gdyni.

Jeszcze tego samego dnia wieczorem pojechałem do Szczecina. W gabinecie dyrektora naczelnego przedstawiłem się i podałem pismo zredagowane przez Komitet. Inżynier Kędzierski pokazał duże zrozumienie dla naszych potrzeb.

- „Kościół zabytkowy z trzynastego wieku, jeden z najpiękniejszych budynków sakralnych Pomorza Zachodniego” - czytał po raz drugi. - Tak, pomożemy tym, co mamy…

I mówił dalej:

- Możemy dać 400 metrów grubszego szkła na oszklenie, 200 arkuszy blachy ocynkowanej, 200 kilogramów kitu i trochę gwoździ.

Podziękowałam i przewiozłem ten podarunek na dworzec kolejowy. Już mamy coś. Dobry początek. Spotykam na ulicy księdza prałata Hilchena. Pyta mnie, jak idzie praca przy kościele Mariackim. Mówię, że grosiwa trochę za mało:

- Komitet Odbudowy Kościoła postanowił zwrócić się do Warszawy i do Gdyni, do kierownika delegatury rządu do spraw Odbudowy Wybrzeża - inżyniera Kwiatkowskiego.

- O, to może wam pomogę i pojadę do niego - mówi ksiądz prałat. - My się znamy. On na pewno coś wam wydzieli ze swego budżetu. Wspaniały to człowiek. Jemu właściwie Gdynia zawdzięcza port i flotę handlową.

Ksiądz dziekan się zgodził i ksiądz Hilchen otrzymał od inżyniera Kwiatkowskiego pół miliona złotych. Ja udałem się do Warszawy. Minister budownictwa powiedział mi, że gdybym parę dni wcześniej przyjechał, dałby mi milion złotych. A tak tę sumę przekazał ministrowi Kultury i Sztuki, profesorowi Zachwatowiczowi.

- Może jeszcze będzie coś miał. Proszę się zwrócić do niego.

Ministra w gabinecie nie było. Wyszedł przed chwilą. Dopadłem go, gdy wychodził z budynku. Przedstawiłem się i mówiąc o celu mojego przyjazdu, podałem odpowiednie pismo zredagowane przez Komitet Odbudowy „zabytkowego kościoła z XIII wieku, jednego z najpiękniejszych kościołów na Pomorzu Zachodnim”...

- Proszę księdza - powiedział minister. - Z tego miliona zostało mi 900 tysięcy. I tę sumę chętnie wam przydzielę.

Podziękowałem gorąco i rozeszliśmy się. Czekała mnie jeszcze przeprawa u ministra leśnictwa Bolesława Podedwornego. Chodzi o drzewo. 90 kubików na wieżę /drzewo sosnowe/ i 60 kubików na odrzwia /dąb/. Po bardzo miłej, przyjacielskiej rozmowie minister zdecydował, że te 150 kubików otrzymam na miejscu w Słupsku, z tym, że nie będzie drzewa dębowego, ale za to bonifikata 50 tysięcy. Nie przypuszczałem, że w jednym dniu tak wszystko pomyślnie załatwię. Wracam do domu. Głodny, zmęczony, ale zadowolony.

Praca nabiera rozmachu. Pieniądze są i stale napływają od wiernych. W każdy wieczór jestem u księdza dziekana z raportem, co się zrobiło podczas dnia i jaki jest plan na dzień następny. Już październik. Chłód zagląda do środka świątyni. Szklarz jest rozchwytywany, ale poświęca nam kilka godzin dziennie. W kościele zaczyna być ciepłej.

Rozglądam się za drzewem dębowym. Ktoś mi mówi, że przy ulicy Bałtyckiej, prawie naprzeciw mleczarni, znajduje się długa murowana szopa, a w niej długie, suche bale dębowe. Jest tego dużo. Szopa ta należy do MO. Szefem gospodarki jest kapitan MO. Mieszka on przy ulicy Pankowa. Rano, przed ósmą, byłem już u kapitana. - Odbudowujemy zabytkowy kościół - mówię. - Wszyscy idą nam na rękę. Nie wypada, żebyście wy nam odmówili pomocy.

- A cóż my możemy zrobić? - pyta kapitan.

Mówię mu o szopie i jej zawartości.

- Ja sam jeszcze nie wiem, co tam jest - mówi kapitan. - Myśmy ją dopiero wczoraj dostali. Jeżeli jest tam potrzebne wam drzewo, to damy.

Podjechałem rowerem pierwszy i wkrótce nadjechał kapitan. Rzeczywiście: długie, piękne, suche, grube dębowe bele.

- Ile wam trzeba? - pyta gospodarz.

- Dokładnie nie wiem - odpowiadam. - Podwójne drzwi frontowe - to bardzo duże drzwi - futryny, drzwi boczne z futrynami…

- To proszę brać - mówi kapitan. - Piętnaście wystarczy?

- Na wszelki wypadek poproszę o szesnaście.

- Dobrze.

- Dziękuję, ale kto mi wyda to drzewo? Muszę postarać się o transport.

- Czy ksiądz będzie przy tym? - zapytał kapitan. Powiedziałem, że tak.

- To proszę brać. A ja za dwie, trzy godziny zamknę szopę.

Powiadomiłem o tym księdza dziekana. Ucieszył się i wskazał miejsce składowania tych bali. Było to przy ulicy Sierpinka.

Na terenie parafii mieliśmy architekta budownictwa sakralnego - pana Mikulskiego. Na podstawie dawnych zdjęć zrobił plany środkowych i bocznych drzwi. Czterech stolarzy podjęło się wykonania drzwi wejściowych za sumę 60 tysięcy złotych. Była to żmudna i ciężka praca. Pozostałe drzwi boczne, do zakrystii i na strych wykonały poszczególne warsztaty bezinteresownie.

Kierownik robót drogowych, inżynier, którego nazwiska nie pamiętam, zobowiązał się wraz ze swoją załogą przywrócić do pierwotnego stanu wieżę, byleby mu dostarczyć materiał. Wymiary belek, kantówek i desek znał już tartak w Słupsku. Drewna było dużo i było z czego wybierać. Drewno musiało być suche.

Jestem teraz częstym bywalcem tartaku. Czasem i dwa razy dziennie. Na mnie spoczywa obowiązek dostarczenia materiału we właściwym czasie i zachęcania do pracy. Stąd trzeba było niemal stale przebywać wśród pracowników.

Chór miał dwie kondygnacje. Nad kruchtą były tak zwane empory, jakby galeria, a nad nimi właściwy chór. Chór był więc za wysoko. Ksiądz dziekan po rozmowie z konserwatorem wojewódzkim uzyskał zezwolenie na usunięcie pierwszej kondygnacji, tj. emporów. Rozbiórka tego elementu zaśmieciła nam kościół. Spadło dużo cegły, było ciemno od kurzu.

W porozumieniu z księdzem dziekanem zacząłem zatrudniać ludzi do pracy. Wywozili oni taczkami cegłę, kawałki drewna, śmieci na plac od strony poczty. Byli ubezpieczeni i w każdą sobotę przynosiłem im wypłatę z banku, którą wypłacałem na podstawie sporządzonej przeze mnie listy. Do wykonywania ich pracy nie trzeba było mieć specjalnego zawodu.

Komisja fachowców odebrała robotę firmy inżyniera Metelskiego. Gwiaździsty strop w nawie głównej jest już wykończony. Całość jest świeża i piękna. To już radowało wiernych. Wierzono, że niebawem świątynia będzie oddana do użytku.

Zarząd drogowy pracuje solidnie. Obiecują zakończyć swą robotę do końca października, łącznie z dachem wieży. Na wieży stożkowej umieścimy na razie krzyż wykonany z żelaza. Ale czym pokryć wieżę? Karpiówką, wiadomo, ale skąd ją wziąć? Podpowiadają mi robotnicy, że w dwóch miejscach rozbierają budynki i jest tam dobra dachówka. Podjechałem rowerem i stwierdziłam, że istotnie dachówka jest jeszcze w dobrym stanie. Zarząd miejski wyraził zgodę na jej wykorzystanie. Dwie firmy transportowe - pana Bernarda Żabińskiego i druga, mieszcząca się przy ulicy Wolności i Kilińskiego, a której nazwiska właściciela nie pamiętam - świadczyły nam bezinteresownie wielkie usługi. Dzięki tym dwóm firmom w ciągu tygodnia, razem ze swoimi ludźmi, zwiozłem karpiówkę na budowę. Dwaj dekarze z Korzybia mieli kryć dach na wieży, nie pamiętam już za jaką cenę. Czekali tylko na materiał. Blacharze zawiesili rynny i dekarze już w listopadzie przystąpili do krycia dachu. Rozpoczęła się żmudna praca podawania ciężkiej karpiówki na dach. Robiliśmy to ręcznym, pożyczonym wyciągiem mechanicznym. Prawie wszyscy robotnicy, a było ich dwudziestu, byli przy tym zatrudnieni. Jedni przynosili z dworu dachówkę, inni ładowali ją do skrzyni i zabezpieczali, inni ciągnęli linę korbą, jeszcze inni odbierali ją na szczycie i podawali dekarzom. W połowie grudnia krycie dachu na wieży skończyło się. Chwała Bogu, obeszło się bez wypadku. Zabraliśmy się do porządkowania kościoła i placu przed nim. Ksiądz dziekan zapowiedział, że będą ławki. Przywiezie je z jakiegoś kościoła.

Na wysokich drabinach malarze czystym wapnem bielą ściany, cegłę pokrywają jej naturalną barwą, a odstępy między cegłami malują na biało. Przystępują do odbijania grubej warstwy cementu zabezpieczającego ambonę. Ten beton jest nie do pokonania. Ale po kilku dniach uległ naszej przemocy, poddał się.

- A gdzie jest druga część ambony? - pytają stolarze, stawiający w prezbiterium prowizoryczny ołtarz i balaski.

Pytają robotnicy, pytają ci, którym udało się wślizgnąć do kościoła. Nikt nie wie. 14 kilometrów od Słupska, w Kwakowie, na strychu kościelnym są jakieś paki z przedmiotami należącymi do kościoła Mariackiego - tak głosi wieść gminna. Pojechał tam ksiądz dziekan i rzeczywiście na strychu tego kościoła były paki. Nie było tam niestety dachu do ambony. Były natomiast żyrandole i rzeźby: Chrystusa ukrzyżowanego, Matki Boskiej i świętego Jana, czyli tryptyk.

Przywiezione przez księdza dziekana ławki, choć nieliczne, przyczyniały się jednak do wytworzenia atmosfery domu modlitwy. Kosmetyka malarska dobiegała końca i doczekaliśmy się, że 24 XII 1947 roku przed pasterką ksiądz dziekan poświęcił świątynię. Ja poczytywałem sobie za zaszczyt, że po 422 latach naszej nieobecności na tych ziemiach, jako kapłan rzymsko-katolicki pierwszy odprawiłem Mszę świętą i w dzień Bożego Narodzenia miałem kazanie na sumie.

1948

Dotychczasowa pojedyncza parafia Słupsk podzielona została na trzy parafie:

1. Parafia Najświętszej Marii Panny z kościołem pomocniczym św. Jacka. Plebania przy ul. Dominikańskiej 6. Proboszczem jest ks. Karol Chmielewski.

2. Parafia św. Apostołów Piotra i Pawła. Plebania przy ulicy 3 Maja 22. Proboszczem jej został ustanowiony ks. prałat Hilchen.

3. Parafia św. Judy Tadeusza. Kościół jest połączony z plebanią przy ul. Grottgera 8. Na proboszcza tej parafii Arcypasterz powołał z Wytowna ks. dra Jana Zieję.

Słupsk wzbogaca się w duchowieństwo. Jest Małe Seminarium Duchowne i trzy parafie. Wszystkie szkoły obsłużone przez nauczycieli religii. Doszedł też ks. Witucki. Jest kapelanem sióstr franciszkanek.

***

Słupsk się odbudowuje, pod każdym względem. Miasto spokojne, ładne. Nazywają je „małym Paryżem” - i istotnie. Murarze, tynkarze i dekarze są rozchwytywani. Stawiają nowe budynki, naprawiają stare bądź uszkodzone. Mają pełne ręce roboty".

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza