Anna Karbowniczak przez 10 lat pisała dla „Głosu Wielkopolskiego”, portalu chodziez.naszemiasto.pl i tygodnika „Chodzieżanin”. Jej drugą wielką pasją, obok dziennikarstwa, była jazda na rowerze. Rocznie przemierzała na swojej kolarzówce tysiące kilometrów. Ania była osobą skrytą, spokojną i opanowaną, jednocześnie cechowało ją wielkie poczucie humoru. Swoją serdecznością i ogromną życzliwością bardzo szybko zjednywała sobie ludzi.
Zginęła potrącona przez busa
Był czwartek 3 września 2020 roku, dzień przed 35. urodzinami Ani. Dziennikarka wzięła dwa dni wolne od pracy, w poniedziałek miała rozpocząć urlop. Przechodziła trudniejszy okres. W środę zawiadomiła prokuraturę o listach z pogróżkami, jakie otrzymywała.
Jeden z nich odnosił się do sprawy śmierci 2-letniego Marcela z Chodzieży, którą Ania opisywała. Aby odreagować, wybrała się na trening rowerowy. Niestety doszło do potwornej tragedii.
Około godziny 14 straż pożarna została poinformowana o wypadku, do którego doszło w Brzekińcu, pod Budzyniem. Nieznany sprawca potrącił jadącą na rowerze dziennikarkę i uciekł. Ania zmarła.
Zacierali ślady wypadku
Rozpoczęła się obława za kierowcą. Policja sprawdzała też warsztaty samochodowe. Podejrzewano, że kierowca będzie chciał zatrzeć ślady wypadku.
Po ponad dobie, na terenie jednej z posesji w Morakowie, wiosce pod Gołańczą, oddalonej od miejsca zdarzenia o około 30 km, zatrzymano 24-letniego kierującego busem Macieja N., jego brata Krystiana N. i znajomego Tomasza P. Byli pod wpływem amfetaminy i naprawiali uszkodzony pojazd, po to by ukryć fakt, że samochód brał udział w wypadku. Dwie kolejne osoby same zgłosiły się na policję. Byli to Mateusz C. i jego dziewczyna Oliwia P., pasażerowie kierowcy.
Podczas przesłuchania kierowca tłumaczył, że uciekł z miejsca wypadku, bo nie miał prawa jazdy.
- To wszystko było niespodziewane. Najpierw coś mnie uderzyło, najpierw w maskę, potem w szybę. Jak odjechałem kawałek dalej, zobaczyłem rower. Wiadomo, jak jest rower, to jest i człowiek. Głupia wyobraźnia, wystraszyłem się, bo jechałem bez prawa jazdy. (...) Pomyślałem, że nie wytrzymam, nie pójdę do więzienia, bo mam córkę. Odjechałem, cały czas jechałem. Na Facebooku przyszedł komunikat, że została potrącona kobieta i sprawcy szuka policja. Wtedy już nie wiedziałem, co mam naprawdę zrobić. Jak już zobaczyłem, że policja tam jest, to już było za późno, żebym tam wrócił. (...) Przed wypadkiem jechałem 50 km/h, swoim pasem, w końcu huk
- zeznawał 4 września w prokuraturze Maciej N.
A czy kierował busem pod wpływem amfetaminy?
- Niestety, nie możemy tego ustalić. Został zatrzymany dzień po wypadku. W tym przypadku badania retrospektywne nie wykażą, czy w dniu zdarzenia także był pod wpływem środków odurzających
- powiedział prokurator Łukasz Wawrzyniak, rzecznik poznańskiej Prokuratury Okręgowej.
Początkowo prokuratura postawiła zarzuty pięciu osobom. Kierowca Maciej N., jego troje pasażerów: Oliwia P. i Mateusz Cz. oraz Tomasz P. i Krystian N. usłyszeli zarzuty nieudzielenia pomocy umierającej dziennikarce.
Ponadto wszyscy poza kierowcą mieli odpowiadać za zacieranie śladów. Zarzut ucieczki z miejsca zdarzenia usłyszała trójka biorąca udział w wypadku. Dodatkowo Maciejowi N. prokurator postawił zarzut naruszenia zasad bezpieczeństwa w ruchu lądowym i spowodowania nieumyślnego wypadku.
Prokuratura wycofuje zarzuty
Nieoczekiwany zwrot w sprawie śmierci Anny Karbowniczak nastąpił niespełna rok po wypadku. Śledczy, na postawie opinii, wydanej przez powołanego biegłego sądowego Adama Pachołka, przyjęli, że to nie kierowca, lecz dziennikarka spowodowała wypadek.
- Kierowca nie mógł go uniknąć i nie ponosi za to winy. Skoro nie ponosi, to nie mógł zacierać śladów przestępstwa, bo go nie popełnił. Tym samym umorzono wątek zacierania śladów przez pozostałe osoby
- mówił wówczas prok. Łukasz Wawrzyniak.
Ostatecznie kierowca Macieja N. i jego pasażerowie Oliwia P. i Mateusz Cz. zostali oskarżeni, a następnie skazani jedynie o nieudzielenie pomocy dziennikarce.
Po ogłoszeniu przez prokuraturę częściowego umorzenia sprawy kierownictwo „Głosu Wlkp.” wystąpiło z apelem do Prokuratury Krajowej oraz ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobro o lustrację całego postępowania i objęcie go nadzorem. Mec. Michał Krok, pełnomocnik rodziny Karbowniczak, złożył zażalenie na decyzję śledczych, a „Głos Wielkopolski” razem z portalem onet.pl postanowił przeanalizować sprawę wypadku jeszcze raz.
Wersja prokuratury podważona
Zasięgnęliśmy opinii biegłego sądowego Jerzego Hyżorka, który stworzył własną ekspertyzę w tej sprawie. Jego ustalenia okazały się zupełnie odmienne od biegłego powołanego przez prokuraturę. Z wyliczeń Hyżorka wynika, m.in. to, że kierowca busa jest winny spowodowania wypadku. Ustalił, że dziennikarka, jadąc z drogi podporządkowanej i skręcając w lewo, zdążyła wjechać na swój pas ruchu przed nadjeżdżającym pojazdem. Wówczas kierowca busa z niewiadomych przyczyn skręcił w lewo i uderzył w dziennikarkę z prędkością co najmniej 96 km/h.
Po publikacjach „Głosu Wielkopolskiego” i onet.pl, Prokuratura Krajowa nakazała wznowienie śledztwa i powołania kolejnego zespołu biegłych, który wyda nowa opinię w sprawie wypadku.
- Zastępca Prokuratora Generalnego Krzysztof Sierak polecił, aby Prokuratura Okręgowa w Poznaniu uwzględniła zażalenie na postanowienie o umorzeniu śledztwa i powołała biegłych z Instytutu Ekspertyz Sądowych im prof. dra Jana Sehna w Krakowie w celu odtworzenia przebiegu wypadku drogowego, w którym zginęła Anna Karbowniczak
- przekazała Prokuratura Krajowa.
Po roku biegli w końcu wydali ekspertyzę.
Nowa opinia biegłych
Według biegłych „nieprawidłowe, nierozważne zachowanie Anny Karbowniczak zmuszało kierowcę opla do zmiany prędkości i nosiło cechy nieustąpienia pierwszeństwa przejazdu, i to można oceniać w kategoriach przyczynienia się dziennikarki do wypadku”. Z kolei zachowanie kierowcy oceniono tak, że „gdyby podjął natychmiastowe i ekstremalne hamowanie na swoim pasie jezdni, to uniknąłby zderzenia. (...) Podjął ryzykowny manewr zjazdu nalewy pas jezdni zamiast natychmiast i intensywnie hamować, i nie wykorzystał szansy na uniknięcie wypadku”. Biegli wskazali, że takie zachowanie kierowcy też należy rozpatrywać w kategoriach przyczynienia się do wypadku.
Z ustaleń biegłych nie wynika, by kierowca busa przekroczył dozwoloną prędkość. Prędkość kolizyjna, czyli moment uderzenia samochodu w rowerzystkę, został oszacowany na 50-60 km/h. Biegli biorą pod uwagę, że prędkość, z jaką poruszał się bus mogła być wyższa, nie są jednak w stanie tego udowodnić.
Potrzebna trzecia opinia
Dwie różne ekspertyzy i dwa odmienne stanowiska biegłych nie dały śledczym jednoznacznych wniosków, dlatego zapadła decyzja o powołaniu kolejnych biegłych i stworzenie trzeciej opinii, która ma rozwiać wątpliwości.
- Taka jest reguła, jeżeli mamy dwie przeciwstawne opinie, co do wniosków, musi rozstrzygnąć to inna kompleksowa opinia. To wydłuża postępowanie, ale jest to naturalna, nieunikniona kolej rzeczy
- tłumaczył prok. Wawrzyniak.
Jesteś świadkiem ciekawego wydarzenia? Skontaktuj się z nami! Wyślij informację, zdjęcia lub film na adres: [email protected]
Obserwuj nas także na Google News