Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Edukacja po nowemu, czyli o przyszłości Słupska z człowiekiem ministra nauki

Krzysztof Nałęcz
Krzysztof Nałęcz
Rozmowa z Piotrem Müllerem, dyrektorem Biura Ministra Jarosława Gowina w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego.

Konstytucja dla nauki to dokument mający zreformować nasze szkolnictwo wyższe. Mówi o jego wzmacnianiu. Ale czy nie skończy się na wzmacnianiu silnych kosztem mniejszych, jak Akademia Pomorska?

Całkowicie mylne wyobrażenie. Każda reforma budzi obawy, kiedy wymaga zmian. Zastrzeżenia zgłaszają także duże uczelnie, które muszą zmienić się organizacyjnie. Nowe wyzwania nie zawsze są lubiane.

Słupska akademia się zmienia. Także pozytywnie. Ale poszukiwanie studentów i doktorantów wśród emerytów, tudzież ludzi po pięćdziesiątce, jest sprawą co najmniej dyskusyjną. Wchłonięcie Wyższej Hanzeatyckiej Szkoły Zarządzania nie spopularyzowało uczelni. Od 25 lat obserwujemy jej zmagania z rzeczywistością. Dyskusji było szereg, pomysły różne: od filii dużego uniwersytetu, po tworzenie uniwersytetu z Politechniką Koszalińską. Skończyło się dreptaniem w miejscu, co dziś jest krokiem wstecz.

To najlepszy moment, aby wreszcie zastanowić się, co dalej z tą uczelnią. Przez wiele lat tkwiliśmy właśnie w tym, co jest teraz. AP była uczelnią pedagogiczną, powoli rozwijającą się w innych kierunkach. Teraz trzeba wybrać, w których obszarach stawiamy na naukę, czyli akademickość, a w których na kształcenie praktyczne. Takie same wyzwania stoją przed innymi uczelniami. Reforma obliguje do zmian wszystkie uczelnie.

Jakakolwiek reforma nie zmieni chyba tego, że ciągle czynnikiem decydującym o być albo nie być dla uczelni będzie to, czy ma studentów.

No właśnie nie do końca. Do niedawna, w pewnym uproszczeniu, pieniądze szły za studentem i rzeczywiście finansowanie uczelni zależało od liczby kształconych. Rozwiązania, które wprowadziliśmy już na początku tego roku, ograniczały tę sytuację. Jako zasadę ustalono, że na jednego nauczyciela akademickiego przypadać ma maksymalnie 13 studentów. Po to, aby zapewnić realny poziom kształcenia. Dotąd było tak, że uczelnie na wyścigi zasysały jak największą liczbę studentów, aby mieć wyższe finansowanie. Dochodziło do patologicznej sytuacji, że na jednego nauczyciela przypadało 50 studentów. Dotyczyło to też największych i najlepszych uczelni w Warszawie i Krakowie. Studentów kuszono iluzją, że na tych uczelniach uzyskają takie wykształcenie, jakie oferowały one przed laty. Ograniczenie spowoduje, że uczelnie same staną się bardziej elitarne i poziom się podniesie. Jednocześnie otworzy to mniejszym ośrodkom akademickim szansę na pozyskiwanie studentów.

No dobrze, ale pan właśnie ukończył renomowaną uczelnię. Jakich argumentów użyłby pan, chcąc zachęcić do studiowania w Słupsku?

To nie ja powinienem argumentować, ale uczelnia, odpowiednio budując swoją ofertę. Zresztą to się już powoli dzieje. Tradycyjne kierunki, jak filologia polska, historia, pedagogika, cieszą się coraz mniejszym powodzeniem…

Był nawet moment, że nie było wystarczającej liczby chętnych, żeby utworzyć rok na świetnej zawsze w Słupsku historii.

No właśnie. Ale za to rozwijają się kierunki praktyczne: pielęgniarstwo, ratownictwo medyczne, fizjoterapia czy ostatnio informatyka na poziomie licencjackim. To są nowe, praktyczne kierunki kształcenia. Ale to nie znaczy, że nie można prowadzić badań naukowych. Jesteśmy krótko po kategoryzacji badań na wszystkich wydziałach w kraju i słupska historia wypada bardzo dobrze. To, że nie ma studentów, nie oznacza braku możliwości działalności naukowej. Na tym polega istota zmian. Pieniądze będą nie tylko na kształcenie studentów, ale w równym stopniu na rozwój nauki.

Mimo to trudno wyobrazić sobie, że Słupsk będzie wygrywał w jakiejkolwiek kategorii z dużymi ośrodkami akademickimi.

Ja nie twierdzę, że może konkurować. Ale może stworzyć całkiem sensowną ofertę dla absolwentów liceów z regionu - wzorem uczelni zawodowych, które funkcjonują nawet w mniejszych niż Słupsk ośrodkach. I niektóre naprawdę świetnie sobie radzą. Współpracują z lokalnym biznesem, lokalnymi przedsiębiorstwami w oparciu o system dualny, gdzie praktyki odbywają się bezpośrednio w zakładach pracy. AP musi swoją strategię oprzeć o lokalne potrzeby. Ale też, aby to jasno wybrzmiało: nie powinna iść tylko w kierunku szkoły zawodowej. Musi prowadzić badania i działania naukowe, bo to ważne z punktu widzenia kulturotwórczego regionu. Np. przez tworzenie elit profesorskich. Nie powinno się wchodzić w proste kalki - albo jesteśmy uczelnią zawodową, albo uniwersytetem. Reasumując, można prowadzić działalność edukcyjną na poziomie praktycznym, a akademicką na poziomie naukowym.

Pytanie najważniejsze. Czy jest wystarczająca wola zmian?

Mam wrażenie, że w Słupsku powoli dojrzewa ta koncepcja, a przede wszystkim wola tych zmian, i czynione są konkretne starania. Po połączeniu z WHSZ uczelnia dostała milion zł. Teraz złożyła wniosek o trzy miliony na kolejne projekty. Ja bardzo chętnie tym działaniom będę kibicował i wspierał je, na ile jest to możliwe, w decyzyjności ministerstwa. Ale wszystko i tak zależy od inicjatywy na dole. Od czegoś, co jest wielkim problemem, a nie zwraca się na to uwagi. Takiego poczucia, że to jest wspólnota akademicka, i to nasza wspólna praca decyduje o tym, czy akademia idzie w dobrym kierunku. A nie od działań rektora czy dziekanów.

No właśnie, wesprze pan. Dobra puenta dla tej części rozmowy, aby przejść do pytania, czy swoją przyszłość, nazwijmy ją umownie polityczną, wiąże pan nadal z regionem słupskim.

Nie ukrywam, że pracuję dla tego rządu i jestem dumny z tego, co robimy. Ale robię to także z myślą, aby w przyszłości być skuteczniejszym w pracy na rzecz Słupska, z którym jestem i zamierzam być związany.

Trudno więc nie zapytać, jak pan ocenia minione trzy lata prezydentury Roberta Biedronia w mieście Słupsku. No nie ukrywam, że bardzo krytycznie. Liczne zapowiedzi pana prezydenta o zmianach nie znalazły pokrycia w rzeczywistości. Poza polityką muralową i sympatycznymi obrazkami dla telewizji niewiele się zdarzyło. Nie jestem w Słupsku na co dzień, ale z tego co słyszę od znajomych czy rodziców, nie dzieje się najlepiej. Czytam też „Głos”, który opisuje codzienną rzeczywistość miasta, zwykle krytycznie, ale niestety chyba trafnie. Robert Biedroń zamienił prezydenturę Słupska w formę promocji swojej osoby jako polityka ogólnopolskiego. Spotykam się w Warszawie także ze środowiskami lewicowymi. Wszyscy mówią wprost, że ta prezydentura służy do wypromowania go jako lidera nowej formacji politycznej, a w dalszej perspektywie kandydowania na urząd prezydenta Polski. Szkoda, że to wybicie się, ta trampolina, odbywa się na głowach słupszczan.

Liderka lokalnego PiS, posłanka Jolanta Szczypińska, chyba na - zbyt odważnie jak na tutejsze realia zapowiada mocnego kandydata, który skutecznie stanie w szranki wyborcze z Robertem Biedroniem.

To nie jest tylko kwestia kandydatury i mocy lub niemocy PiS, ale tego, czy uda się skutecznie przedstawić realny obraz rządów Roberta Biedro - nia w Słupsku. Ja się śmieję, że on jest piekielnie inteligentny, gdzie „piekielnie” nie jest słowem przypadkowym. Bo on jest świetny w kreowaniu swojego wizerunku jako tej osoby, która wiele zmienia. Tylko nie ma efektów. Jego rywal będzie musiał być co najmniej równie skuteczny w obnażaniu tego wszystkiego i przekłuć ten balon.

To może pan przekłuje ten balon i po prostu wystartuje przeciwko urzędującemu prezydentowi? Ma pan taki plan, nadzieję, ochotę? A może już pan jest tym tajemniczym kandydatem PiS, choć formalnie nie jest członkiem tego ugrupowania.

W tym miejscu najwymowniejsze będzie chyba milczenie. Decyzja w sprawie kandydata prawicy w wyborach w Słupsku zapadnie zapewne do końca tego roku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza