Tydzień temu na turnieju o puchar prezydenta Koszalina my - dziennikarze ze Słupska, postanowiliśmy robić swoje prywatne statystyki. Chcieliśmy zobaczyć, jak Jordan Hulls będzie grał w ostatnim meczu Czarnych Panter przed startem ligi przeciwko AZS Koszalin. Miał to być dla niego tak naprawdę mecz ostatniej szansy, bo nie prezentował się zbyt dobrze już we wcześniejszych starciach. Przed spotkaniem głośno było o możliwościach zmian w Czarnych na jedynce. Ba, już pojawiały się nazwiska odpowiednich kandydatów. Sęk w tym, że w tym jednym starciu Hulls zagrał dobrze. Nasze plusy przy dobrych akcjach, asystach, zbiórkach i punktach, szybko wyprzedziły minusy pojawiające się przy stratach, i nieprzemyślanych akcjach. Zagrał dobry mecz, a jeszcze gospodarze turnieju dali mu tytuł MVP. Dziewczyna Hullsa co chwila mogła więc słać do rodziców Jordana SMS z opisem jego udanych zagrań. Wyglądało na to, że Hulls wreszcie zaczął rozumieć oczekiwania Energi Czarnych i po kilku meczach praktyki zacznie w lidze prezentować to, co w NCAA.
Mecz z Polpharmą brutalnie zmienił ten pogląd. Sześć strat, bezradność, czucie gry, kreatywność, widoczne słabości w defensywie, zagubienie - Hulls nie był w stanie zaistnieć na tym poziomie. Miał dobre trzy pierwsze akcje, potem było już tylko gorzej. Szybko więc temat rozgrywającego, a właściwie jego braku, pojawiał się w wielu dyskusjach pomeczowych. - To jest ten problem graczy z USA, którzy grają pierwszy rok w Europie- mówił jeszcze przed startem sezonu Andrej Urlep, szkoleniowiec Energi Czarnych. - Musi się przyzwyczaić do naszych warunków i oczekiwań.
Ile jednak będziemy czekać? Tomasz Śnieg sam nie pociągnie gry słupszczan, miał być przecież tylko zmiennikiem Hullsa. A Hulls w meczu z Polpharmą nie wyglądał na zawodnika, który za chwilę miałby odmienić swoją grę. Każdą nieudaną akcją podkopywał swój autorytet i marnował kredyt zaufania, jaki dostał.
Oczywiście można wciąż wierzyć w dyżurne "olbrzymi potencjał" i "ma przyszłość". Albo podpierać się tym, że wkrótce nastąpi przemiana. Bądźmy jednak uczciwi i zapytajmy, czy w historii zmagań Energi Czarnych w ekstraklasie doczekaliśmy się kiedyś takiej spektakularnej przemiany rozgrywającego?
Z gracza głębokiego tła w zawodnika najważniejszego i prowadzącego do medalu? Niekoniecznie. d
Rozmowa z Jordanem Hullsem, rozgrywającym Energi Czarnych Słupsk.
- Za panem pierwszy zawodowy mecz w karierze. Choć zespół wygrał, to pan nie może być zadowolony ze swojej postawy.
- Przede wszystkim odnieśliśmy bardzo ważne pierwsze zwycięstwo w sezonie. Faktycznie nie spisałem się najlepiej, ale liczy się wygrana. Moi koledzy wykonali kawał dobrej roboty i możemy się cieszyć.
- Czy miał pan problem z butami? Pytam, bowiem cały czas ślizgał się pan po parkiecie.
- (śmiech) Szczerze, to nie wiem. Może faktycznie dobrałem złe buty, a może coś z parkietem było nie tak. Nie szukam jednak wymówek, zagrałem słabo i muszę się poprawić.
- Czym innym są sparingi, a czym innym oficjalne spotkania. Co pan sądzi o polskiej lidze?
- Mieliśmy udany okres przygotowawczy, ale prawdziwa zabawa zaczyna się dopiero teraz. W spotkaniu z Polpharmą zagraliśmy dobrze, ale jestem pewien, że potrafimy jeszcze lepiej.
- Popełnił pan, aż 6 strat, to nie jest dobry wynik.
- Tak, to moja wina i nie szukam wymówek. Całe szczęście wygraliśmy to spotkanie i moje błędy nie miały przełożenia na ostateczny wynik.
- Czy pamięta pan swój oficjalny mecz, kiedy zakończył spotkanie bez choćby jednego celnego rzutu zza linii 6,75 m?
- Chyba w swoim ostatnim meczu na uniwersytecie... Cóż, znowu się nie udało, ale tak się czasami zdarza.
Rozmawiał
Paweł Łakomski
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?