Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Epidemia strachu w słupskim sanepidzie

Piotr Kawałek [email protected] Tel. 059 848 81 19
Szefowa słupskiego sanepidu Mieczysława Kobylińska i podlegli jej kierownicy stacji, co najmniej od marca wiedzieli o problemach z ośrodkiem Delfin. Z niejasnych przyczyn ukrywali ten fakt przez kilka miesięcy.

W słupskim sanepidzie panuje atmosfera paniki wywołana naszymi publikacjami. Dotyczy to głównie kierownictwa, ale i pracowników niższego szczebla. Niepewność pogłębia trwająca kontrola, wysłana przez Głównego Inspektora Sanitarnego w Warszawie. Część pracowników obawia się, że za niekompetencję i zaniedbania szefostwa stacji, odpowiedzą niewinni pracownicy. Do tej pory opieraliśmy się w naszych publikacjach na oficjalnych stanowiskach słupskiego sanepidu. Wyjaśnieniach często mętnych, niejasnych i szczątkowych. Udało nam się jednak dotrzeć do jednego z kontrolerów, który sprawdzał ośrodek Delfin.
Kontroli było łącznie siedem - dwie w lutym i marcu - kolejne w maju i czerwcu. Uczestniczyli w nich różni pracownicy stacji.
Okazuje się, że już po pierwszych wizytach w Gardnie, szefowa stacji Mieczysława Kobylińska wiedziała, że Delfin nie chce okazać postanowienia o sanitarnym dopuszczeniu do działalności. - Uczestniczyłem dopiero w późniejszych kontrolach, ale wiem na pewno, że już po pierwszej poinformowano drogą służbową kierownictwo stacji, że Delfin nie ma pozwolenia - mówi pracownik stacji. - Wiedział o tym doskonale kierownik Janusz Zaręba.
Tymczasem Zaręba, pełniący także funkcję rzecznika prasowego stacji, pisemnie poinformował nas po wybuchu afery, że sprawa dokumentów nie była znana kierownictwu aż do lipca. Pytany wczoraj, czy wiedział o sprawie w marcu, zasłania się teraz niepamięcią. Jeszcze mniej rozmowna jest Mieczysława Kobylińska. Na wszystkie nasze pytania odpowiadała tak samo: - postępowanie jest w toku.
Według naszego rozmówcy, kontrole w Delfinie były prowadzone rzetelnie i prawidłowo, a podczas każdej z nich proszono dyrektora o okazanie pozwolenia! Ten zawsze się jakoś się wymawiał. Dyrektor Grzegorz Wietek broni się twierdząc, że tylko raz inspektorzy chcieli widzieć dokument. - Nie pokazałem go, ponieważ nie mieli upoważnienia powiatowego inspektora do kontroli - mówi dyrektor. Nie wyjaśnia jednak, dlaczego po prostu nie okazał chęci współpracy.
Ustaliliśmy także, że nie jest prawdą, jakoby nie było decyzji, na podstawie których dyrektor Delfina powinien wykonywać poprawki sanitarne. Takie decyzje były przygotowywane, ale kierownictwo stacji nie nadawało im biegu. Pozostawiano więc Delfinowi tylko "zalecenia" poprawy, ale dyrektor stosował się do nich niechętnie, lub w ogóle.
Okazuje się, że dopiero kiedy stacja wojewódzka w Gdańsku zainteresowała się sprawą, fałszerstwo wyszło na jaw i podjęto w tej sprawie działania. Dlaczego? - Widocznie inspektor powiatowy uznała, że kontrole są potrzebne aby doprowadzić do stanu technicznego umożliwiającego uzyskanie pozwolenia - mówi inspektor wojewódzki Irena Orkiszewska. - Przyznaję jednak, że działania Słupska w sprawie Delfina odbywały się "do góry nogami".
Tą opinię podziela Paweł Policzkiewicz, z-ca Głównego Inspektora Sanitarnego, który zapewnia, że w przyszłym tygodniu kontrola w Słupsku zostanie zakończona.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza