Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Eurobasket 2009. Sensacja! Litwa upokorzona! Drugie zwycięstwo Polaków w ME. Polska - Litwa 86:75

Jarosław Stencel
Fot. Łukasz Capar
Drugi mecz i drugie zwycięstwo Polaków podczas mistrzostw Europy w koszykówce, Polska po świetnej grze pokonała Litwę 86:75. Emocje sięgały zenitu.
Wroclaw. Eurobasket 2009. Polska - Litwa 86:75

Polska - Litwa 86:75

Tabela grupy D

Tabela grupy D

1. Turcja 4 2-0 178:142
2. Polska 4 2-0 176:153
3. Litwa 2 0-2 151:170
4. Bułgaria 2 0-2 144:184

Kolejno: kraj, punkty, zwycięstwa-porażki, zdobyte:stracone

Grupa D - Wrocław

Polska - Litwa 86:75 (25:23, 17:9, 18:18, 26:25)

Polska: Roszyk 2, Szubarga 12 (2x3), Ignerski 16 (3), Logan 19 (2), Gortat 15, Lampe 22 (1).

Litwa: Mazutis 2, Maciulis 14 (2), D. Lavrinović 1, Delininkaitis 4, Jomantas 5, Kleiza 6, K. Lavrinović 3 (1), Jasaitis 21 (1), Petravicius 13, Javtokas 6.

Szybka koszykówka w wykonaniu Polaków i fatalnie wykorzystywane rzuty wolne przez Litwinów dały gospodarzom drugie zwycięstwo na EuroBaskecie.

Mecz z Litwą był nie tylko rywalizacją koszykarzy ale również kibiców. Wszystko dlatego, że nasi wschodni sąsiedzi stawili się we Wrocławiu w rekordowej liczbie. Polscy kibice byli pełni obaw czy rywale ich nie przekrzyczą. Pierwsze minuty jednak rozwiały wątpliwości. Kibice biało-czerwonych spisali się na medal, w znacznym stopniu przyczyniając się do kolejnego zwycięstwa naszej drużyny.

Spotkanie od samego początku układało się pomyśli gospodarzy, którzy zaskoczyli rywali swoimi błyskawicznymi kontrami. Po trzech minutach gry Polska prowadziła z Litwą 9:0. Akcje gospodarzy nakręcał Krzysztof Szubarga, który był niedościgniony w ataku. Litwini po pierwszym meczu odrobili zadanie domowe i skupili się na obronie Michała Ignerskiego, który był najlepszym zawodnikiem w wygranym spotkaniu z Bułgarią. Zapomnieli jednak, że w składzie reprezentacji Polski są jeszcze inni wartościowi koszykarze: Maciej Lampe i David Logan zdobywali kolejne punkty dla Polski.

Przewrót nastąpił kiedy na parkiecie pojawił się Marijonas Petravicius. Środkowy reprezentacji Litwy spowodował, że zespół wicemistrzów Europy błyskawicznie odrobił straty. Nawet mimo tego, że podobnie jak dzień wcześniej fatalnie rzucali rzuty wolne (1 celny na 8 wykonywanych do przerwy).

Jeszcze w pierwszej kwarcie Litwini wyszli na prowadzenie, jednak w następnych minutach Polacy szybko opanowali sytuację i wyszli na kilkupunktowe prowadzenie.

Prowadzenie uzyskane w pierwszej połowie, pozwoliło biało-czerwonym kontrolować spotkanie. Kolejne świetne spotkanie rozgrywał Marcin Gortat, który bardzo szybko miał już na swoim koncie double-double. Litwini próbowali kryć Polaków na całym boisku, jednak na niewiele się to zdało, gdyż doskonale nad piłką panował Szybarga z Koszarkiem.

Polacy grali bardzo urozmaiconą koszykówkę. Doskonale funkcjonowali koszykarze obwodowi, świetnie grali również wysocy gracze. Dwójkowe akcje Macieja Lampego z Marcinem Gortatem i Szymonem Szewczykiem wzbudzały zachwyt wypełnionej po brzegi Hali Stulecia.

Litwini do ostatnich minut nie tracili nadziei na odniesienia pierwszego zwycięstwa w EuroBaskecie. Ich zapał jednak ostudził Michał Ignerski, który podobnie jak w meczu z Bułgarią rozkręcał się w ostatniej kwarcie. Skrzydłowy reprezentacji Polski trafił trzy razy z rzędu zza linii 6,25 pozwalając Polsce odskoczyć rywalom na blisko dwadzieścia punktów.

Kilka minut przed końcem meczu gospodarze mieli problemy z przeprowadzeniem składnych akcji, ponieważ Litwini postawili wszystko na jedną kartę i ponownie kryli na całym boisku, czasami podwajając a nawet potrajając niskich zawodników naszej reprezentacji. Wszystko to spowodowało, że prowadzenie biało-czerwonych stopniało do ośmiu punktów.

W trudnych momentach Polacy jednak pokazali mądrość i spokój dowożąc zwycięstwo do końca. Polska pokonała Litwę 86:75.

Gortat: Awans jest pewny!

- Cieszymy się bardzo, że awans jest pewny. Jednak to, co działo się w czwartej kwarcie jest niedopuszczalne. Dzięki przewadze uzyskanej w pierwszych trzech kwartach udało nam się wygrać. Na koniec popełniliśmy wiele błędów, przede wszystkim były to zawahania w podaniach, nieuwaga, brak właściwej asekuracji przeciwnika, zapominaliśmy o obronnych schematach. Sukces zapewniła nam przede wszystkim walka na tablicach i duża skuteczność zawodników.

Jesteśmy dobrze przygotowani, ciężko pracowaliśmy na to zwycięstwo. Mamy swoją misję, chcemy wygrać mistrzostwa Europy - podsumował drugie spotkanie mistrzostw Marcin Gortat.

Źródło: pzkosz

Bułgaria - Turcja 66:94 (15:24, 13:29, 24:19, 14:22)

Bułgaria: D. Iwanow 2, K. Iwanow 4, Kostow 3 (1), Rowland 15 (1), Widenow 14, Georgiew 4, Angelow 5 (1), Ewtimow 3, Mladenow 4, Stojkow 12 (2).

Turcja: Yarangume 7 (1), Guler 14 (2), Ilyasova 16 (1), Erden 2, Tunceri 3 (1), Savas 10, Asik 10, Arslan 17 (5), Hersek 7 (1), Turkoglu 8.

Turcja kontynuuje zwycięską passe. Po zwycięstwie z Litwą, drugiego dnia EuroBasketu nie dała żadnych szans zespołowi Bułgarii, zwyciężając 94:66.

Bułgarzy tylko przez kilka minut pierwszej kwarty mieli nadzieje na zwycięstwo. Później ich nadzieje rozwiali Hedo Turkoglu i Ersan Ilyasova. Duet gwiazd reprezentacji Turcji podobnie jak w pierwszym meczu i tym razem był nie do zatrzymania dla rywali.

- Zależało nam na tym, żeby jak najszybciej przesądzić o losach tego spotkania. Dzięki temu niektórzy koszykarze mieli okazję odpocząć, a to dla nas bardzo ważne w perspektywie spotkania z Polską - wyjaśnił zdobywca 14 punktów, Sinan Guler.

W samej pierwszej połowie Ilyasova z Turkoglu zdobyli 24 punkty, a przewaga ich zespołu wynosiła 25. - Zagraliśmy bardzo źle w pierwszej połowie i później już nie mieliśmy szans się odbudować - komentował Pini Gershon, który myślami jest już przy meczu z Litwą, bo to spotkanie będzie ostatnią szansą na awans do kolejnej fazy turnieju.

Wysokie prowadzenie z pewnością ucieszyło trenera Turków, Bogdana Tanjevicia gdyż w drugiej połowie mógł dać odpocząć swoim podstawowym zawodnikom, przed środowym meczem z Polską, który jednocześnie będzie rywalizacją o pierwsze miejsce w grupie D.

Zmiennicy poczynali sobie niewiele gorzej. Kerem Tunceri z Enderem Arslanem napędzali kontrataki, których Bułgarzy nie byli w stanie powstrzymać. Ponadto Turcy grali na świetnym procencie. W całym spotkaniu trafili jedenaście razy za trzy punkty, oddając 25 rzutów.

W ostatniej kwarcie zrezygnowani Bułgarzy już całkowicie złożyli broń. - Szybko pogodziliśmy się z przegraną w tym meczu i dlatego staraliśmy się oszczędzać siły, ponieważ najważniejszy mecz czeka nas jutro z Litwą - komentował przybity Stefan Georgiew.

Bezlitośni Turcy nie mieli zamiaru oszczędzić rywali cały czas powiększając przewagę. Ostatecznie środowi rywale Polaków bez większych problemów wygrali różnicą 28 punktów. - Już zapominamy o tym spotkaniu i myślimy nad tym jak pokonać Polaków, aby wyjść z grupy na pierwszym miejscu i mieć sporą zaliczkę przed meczami w kolejnej fazie turnieju - mówił Nihat Izic, asystent trenera Bogdana Tanjevicia.

Środowe mecze odpowiedzą kto wygra grupę D EuroBasketu. Turcja zagra z Polską o pierwsze miejsce, a Bułgaria zmierzy się Litwą. - Jeśli przed turniejem zapytałby mnie ktoś czy wygramy z Litwą powiedziałbym - nie. Teraz kiedy będziemy walczyć z nimi o trzecie miejsce w grupie jestem pełen nadziei, że uda nam się to. Przed EuroBasketem Litwini byli postrzegani jako faworyt turnieju, teraz wszystko się zmieniło. Taki jest sport, wszystko jest możliwe - zakończył Gershon.

Żródło: pzkosz

Tabela grupy A

Tabela grupy A

1. Grecja 4 2-0 162:122
2. Chorwacja 3 1-1 154:155
3. Macedonia 3 1-1 136:165
4. Izrael 2 0-2 158:168

Kolejno: kraj, punkty, zwycięstwa-porażki, zdobyte:stracone

Grupa A - Poznań

Izrael - Macedonia 79:82 (19:17, 20:23, 16:20, 24:22)

Izrael: Mekel 1, Limonad 7 (1x3), Pnini 2, Halperin 20 (1), Burstein 25 (4), Eliyahu 12, Kozikaro 4, Green 5, Tamir 3 (1)

Macedonia: V. Stefanov 6, Sokołow 9, R. Stefanov 8 (2), V. Stojanovski 3 (1), Tasovski 5 (1), Gechevski 9 (2), Antić 19 (2), Massey 15 (1), Samardziski 8.

W pierwszym meczu drugiego dnia zmagań w grupie A naprzeciw siebie stanęły zespoły Izraela i B.J.R Macedonii - drużyny, które w swoich pierwszych spotkaniach musiały uznać wyższość rywali. Jedni i drudzy, aby myśleć o awansie do dalszej fazy turnieju, musieli wygrać.

Spotkanie bardzo dobrze rozpoczęli Macedończycy, którzy po trzech celnych trzypunktowych rzutach prowadzili 9:2 (dwa razy trafił Pero Antić). Izraelczycy byli wyraźnie zaskoczeni dyspozycją rzutową przeciwnika. Na szczęście mieli w swoim składzie Yotama Halperina, który chciał szybko zapomnieć o wczorajszym spotkaniu przeciwko Chorwatom. Udało mu się to znakomicie, bo już po 5 minutach miał na swoim koncie 10 punktów - dwa razy więcej niż w całym pierwszym meczu. Dzięki fantastycznej postawie lidera reprezentacji prowadzonej przez Zvi Sherfa Izraelczycy odzyskali inicjatywę i po pierwszej kwarcie prowadzili minimalnie 19:17.

W drugich 10 minutach Macedończycy swojej szansy na wygraną nadal szukali przede wszystkim w rzutach z dystansu. W 15 minucie spotkania po pięknej dwójkowej akcji Stefanov - Smardzinski zakończonej wsadem tego drugiego, gracze Jovicy Arsica prowadzili 30:26. Środkowy Żeleznika Belgrad na spółkę z Jeremiah Masseyem wykonywał świetną pracę pod koszami (9 zbiórek w sumie). Wśród Izraelczyków ciężar zdobywania punktów wzięli na siebie Burstein i wspomniany wcześniej Halperin, ale wobec skutecznej gry Macedończyków w ofensywie, na niewiele się to zdało. Do przerwy sensacyjnie prowadzili skazywani na porażkę gracze z Bałkanów - 40:39.

Druga połowa rozpoczęła się tak samo jak pierwsza - Izrael grał nieskutecznie i bojaźliwie w ataku, a Macedończycy punkty starali się zdobywać przede wszystkim zza linii 6.25m i kontrataków. Po jednym z nich wykończonych przez dobrze grającego Riste Stefanova, Macedonia prowadziła 43:50. W obronie ogromne problemy z powstrzymaniem Antica i Masseya mieli Green i Eliyahu. Ten ostatni nie grał tak skutecznie jak w pierwszym spotkaniu, co nie pozostało bez wpływu na jakość gry ofensywnej Izraelczyków. Macedonia kontrolowała mecz i stale utrzymywała około 7 punktową przewagę. Na uwagę zasługują dwie akcje Jeremiah Masseya z 27 minuty - najpierw zdobył punkty potężnym wsadem, a chwilę później celnie rzucił z ekwilibrystycznej pozycji udowadniając, że nadany mu przydomek "Air" nie jest przypadkowy. Izrael pozostawał w grze dzięki Bursteinowi i Halperinowi. Po 30 minutach, ku uciesze macedońskich kibiców zgromadzonych w poznańskiej Arenie, na tablicy widniał wynik 60:55.

Ostatnią część meczu ponownie lepiej rozpoczęli podopieczni Jovicy Antica. Trafieniem za trzy punkty i genialnym blokiem na Eliyahu popisał się Todor Gechevski. Izraelczycy starali się gonić rywali, ale gdy tylko zbliżali się na 4 punkty, Macedończycy błyskawicznie odpowiadali. Na niespełna 6 minut do końca spotkania ponownie trafił za 3 Gechevski (70:63). Czasu było coraz mniej, a Izraelczykom zwycięstwo uciekało z każdą chwilą coraz bardziej. Zvi Sherf zaryzykował i ustawił obronę na całym boisku, co szybko przyniosło efekty. Na 140 sekund do końca, po dwóch celnych osobistych bardzo skutecznego Tala Bursteina, przewaga Macedończyków stopniała do zaledwie 2 punktów (74:72). Izraelczycy nie zdołali jednak przechylić szali zwycięstwa na swoją korzyść, a o zwycięstwie przesądził Darko Sokolov, który najpierw przechwycił piłkę, a potem nie pomylił się na linii rzutów osobistych. Na koniec trafienie z 8 metrów dla Izraela zaliczył jeszcze Raviv Limonad, ale nie odebrało to wygranej zawodnikom z Bałkanów. Macedonia po bardzo emocjonującym spotkaniu pokonała Izrael 82:79.

Źródło: pzkosz

Grecja - Chorwacja 76:68 (20:15, 32:16, 13:16, 11:21)

Grecja: Kalampokis 2, Bourousis 19 (2), Zisis 9 (1), Spanoulis 11 (1), Calathes 3, Fotsis 5, Printezis 3 (1), Koufos 10, Perperoglou 10 (2), Schortsanitis 4.

Chorwacja: Ukić 15 (1), Kus 3, Popović 8 (2), Vujcić 13 (1), Rozić 6 (1), Planicić 8, Stojić 3 (1), Banić 5, Nicević 2, Kasun 5.

Mecz o prymat w grupie A zakończył się nadspodziewanie łatwym zwycięstwem Greków, którzy od drugiej kwarty w pełni kontrolowali spotkanie przeciwko Chorwatom. Bohaterem zwycięskiej drużyny był Ioannis Bourousis, zdobywca 19 punktów.

Bardzo twarda walka w obronie, bitwa o każdą piłkę. Tak w skrócie wyglądało pierwsze 10 minut spotkania. Chorwatów napędzał duet Ukić - Kasun, wśród Greków imponował niesamowity Ioannis Bourousis (12 pkt, 5/5 z gry w I kwarcie). Po okresie gry kosz za kosz, sygnał Grekom do ataku dali Zisis i Kalampokis, których seria celnych rzutów z dystansu pozwoliła na wypracowanie bezpiecznej, około 12 punktowej przewagi. Reprezentanci Hellady grali konsekwentnie i zespołowo.

Zagraliśmy całkiem nieźle, wyszliśmy skoncentrowani na to spotkanie. Popełniliśmy pod koniec kilka błędów, ale nasza postawa w pierwszej połowie bardzo mnie cieszyła - mówił zadowolony ze swoich zawodników trener Greków, Jonas Kazlauskas.

W 15 minucie, po trójce Printezisa, prowadzili różnicą aż 12 pkt. Fantastycznie spisywał się Bourousis. Jego niesamowicie efektowna zbiórka w ofensywie była ozdobą drugiej kwarty. Grecy systematycznie zwiększali prowadzenie grając zdecydowanie bardziej konsekwentnie w ataku od swoich przeciwników. Chorwatów starał się poderwać co prawda Ukić, ale jego wysiłki spełzły na niczym. Do przerwy prowadzeni przez Jonasa Kazluaskasa koszykarze prowadzili 52:31.

Wypracowana w pierwszej połowie przewaga pozwoliła nam na kontrolowanie gry w ostatnich dwóch kwartach. Pod koniec zrobiło się co prawda troszkę nerwowo, Chorwaci dogonili nas na kilka punktów, ale ostatecznie to my cieszyliśmy się ze zwycięstwa - skomentował poczynania swojej drużyny rozgrywający Nick Calathes.

Na początku drugiej połowy wydawało się, że Chorwaci są na dobrej drodze do zmniejszenia strat. Zaczęli lepiej bronić, co pozwoliło na grę z kontrataków.

Gra nie układała się po naszej myśli. Przegraliśmy, bo popełniliśmy zbyt dużo błędów w pierwszej połowie. Przewaga Greków była zbyt duża do odrobienia. Trzeba o jak najszybciej zapomnieć o tym spotkaniu i skoncentrować się na jutrzejszym meczu z Macedonią - przyznał Mario Kasun, środkowy Chorwacji.

W 24 minucie, gdy przewaga Greków stopniała "tylko" do 12 pkt, efektownym wsadem popisał się najlepszy na parkiecie Bourousis. Gdy chwilę później 4 przewinienie złapał Mario Kasun wiadomo było już kto będzie górą tego wieczoru. Grecy do samego końca kontrolowali spotkanie i chociaż na niespełna 2 minuty przed ostatnim gwizdkiem sędziego Chorwaci zbliżyli się nawet na 6 pkt, nikt nie mógł już zabrać zwycięstwa Mistrzom Europy z 2005 roku. Ostatecznie zwyciężyli 76:68.

Gratuluję Grekom zwycięstwa, zagrali świetnie w pierwszej połowie. Przegrywając po pierwszej połowie ponad 20 punktami ciężko wygrać spotkanie, szczególnie z takim rywalem jak Grecy - podsumował wyraźnie niezadowolony z postawy swoich zawodników, szkoleniowiec reprezentacji Chorwacji, Jasmin Repesa.

Wiedziieliśmy, że gra przeciwko Chorwatom będzie trudna. Być może na początku podstawowi gracze zagrali zbyt intensywnie, co w drugiej połowie sprawiło nam trochę kłopotów. Naszym problemem, który musimy szybko naprawić, jest ustabilizowanie tempa gry - powiedział po meczu trener Jonas Kazlauskas.

Źródło: pzkosz

Tabela grupy B

Tabela grupy B

1. Francja 4 2-0 130:116
2. Rosja 3 1-1 154:144
3. Niemcy 3 1-1 141:143
4. Łotwa 2 0-2 119:141

Kolejno: kraj, punkty, zwycięstwa-porażki, zdobyte:stracone

Grupa B - Gdańsk

Niemcy - Rosja 76:73 (26:12, 19:19, 15:19, 16:23)

Niemcy: Steiger 7 (1), Schaffartzik 13 (3), Schulze 9 (1), Ohlbrecht 9, Hamann 5, Greene 4, Femerling 4, Benzing 6 (1), Jagla 19 (1).

Rosja: Kurbanow 6 (1), Bykow 11, Fridzon 6 (1), Mc Carty 12 (1), Sokołow 3, Monia 10 (2), Ponkraszow 12, Zozulin 6 (2), Mozgow 7.

Młoda reprezentacja Niemiec znowu pokazała zęba. W meczu z broniącymi tytułu mistrzów Europy Rosjanami wygrała 76:73.

Spotkanie zaczęło się od dużej nieporadności pod koszem Sokolova i kontrataków Niemców. Center Rosjan dwukrotnie został zablokowany, popełnił błąd kroków i nie złapał jednej prostej piłki - został więc po niecałych trzech minutach zmieniony przez Mozgowa. Temu z kolei szybko odgwizdano dwa faule (po dwudziestu minutach gry miał już ich na koncie 4), co utrudniło ustawienie drużyny Davidowi Blattowi. Rosjanie nienajlepiej wykonywali wolne, przez co tracili okazje na łatwą zdobycz punktową. Zupełnie nie trafiali rzutów dwupunktowych, a pod koszami odbijali się tylko od Femerlinga i Jagli. Niemcy z rzutów wolnych się nie mylili, przez co skutecznie powiększali swoją przewagę w pierwszej kwarcie. Dużo polotu do gry Niemców wprowadził Heiko Schaffarzik, który wchodząc z ławki tylko w pierwszej części meczu rzucił 10 punktów, w tym nieprawdopodobną trójkę wraz z kończącą kwartę syreną.

Po kilku minutach drugiej kwarty i rzucie za trzy Staigera Niemcy prowadzili nawet 33:17. Rosjanie nadal nie radzili sobie w obronie pod koszami, co skrupulatnie starali się wykorzystywać ich rywale. Świetnie grający poprzedniego dnia przeciwko Łotwie Bykov w meczu z Niemcami był cieniem samego siebie. To między innymi przez jego słabą postawę Rosja w pierwszej połowie trafiła zaledwie 6 rzutów z gry.

Bykov obudził się zaraz po przerwie. Cztery kolejne akcje były jego udziałem - zdobył 6 punktów, a mógł dołożyć jeszcze 2 z rzutów wolnych. Trójką odpowiedział jednak na to Jagla, dzięki czemu prowadzenie Niemców nadal było bezpieczne. Na 15 minut przed końcem spotkania sytuacja Rosjan pod koszem była już dramatyczna. Po 5 faulach z boiska zszedł Mozgow, a Sokolov wyraźnie nie miał swojego dnia i trener Blatt nawet nie eksperymentował z wprowadzaniem go na boisko. Niemcy nie wykorzystywali jednak tej przewagi i dawali się wyszaleć Bykovowi i Zozulinowi, który trafił dwie ważne trójki. Rosja zbliżały się na 5 punktów, ale nie na długo. Dwie akcje Svena Schultze, 5 punktów i zawodnicy Blatta znaleźli się w punkcie wyjścia.

Dziesięciopunktowe prowadzenie Niemiec przed ostatnią kwartą nie przestraszyło Rosjan. Problemem mógł być 5 faul Monyi na cztery minuty do końca i jego zejście z boiska, ale pojawił się na nim Nikita Kurbanov. Szybko rzucił pięć punktów, czym zniwelował prowadzenie Niemiec do trzech punktów. Podopieczni Dirka Bauermanna stanęli przed podobnym zadaniem jak w meczu z Francją - nie przegrać meczu w trzech ostatnich minutach. Gdy Rosjanie po celnym rzucie wolnym Kurbanova zbliżyli się na jeden punkt, obudził się znowu Schaffartzik i rzucił bardzo ważną trójkę. Wynik 71:67 wzbudzał jeszcze w Rosji nadzieję. Tę ostatecznie odebrał rzut zza linii 6,25 m Robina Benziga. Rosjanie próbowali jeszcze wejść pod kosz, gdzie byli faulowani, ale znowu źle rzucali wolne. Niemcy wyciągnęli wnioski z wczorajszej porażki z Francją i przy odrobinie szczęścia udało im się pokonać urzędujących jeszcze mistrzów Europy.

Źródło: pzkosz

Łotwa - Francja 51:60 (8:13, 13:3, 16:25, 14:19)

Łotwa: Skele 4, Blums 7 (1), Valters 3, Kambala 18, Stalbergs 1, Janicenoks 12 (2), Biedrins 6.

Francja: Batum 7, Parker 23 (1), Bokolo 1, Pietrus 2, De Colo 9 (3), Diaw 6 (2), Traore 12.

Łotwa przegrała swoje drugie spotkanie na EuroBaskecie, ulegając tym razem reprezentacji Francji 51:60. Nawet zwycięstwo w ostatnim meczu nad Niemcami nie musi dać Łotyszom awansu do kolejnej rundy mistrzostw.

Fatalną skuteczność w pierwszej kwarcie zaprezentowały obie ekipy Łotwy i Francji. Na bohatera wyrastał Ali Traore, który świetnie wykorzystywał podania od swoich kolegów pod koszem. Zdobył aż 9 z 13 punktów zdobytych w inaugurującej części spotkania przez swoją drużynę.

Łotwa trafiła wtedy tylko trzy rzuty z gry na czternaście prób. Nie wynikało to jednak z wyjątkowej obrony Francji, a ze słabszej dyspozycji strzelców m.in. Janicenoksa. Nawet gra na "dwie wieże" u Łotyszy nie zdawała rezultatu.

Przez pierwsze 4 minuty drugiej części spotkania sytuacja się nie zmieniała. Żadna ze stron w tym czasie nie potrafiła zdobyć punktu! Na parkiecie panował chaos, a trener Collet próbował zmieniać grę przez zmianę rozgrywającego, ale ani Parker, ani De Colo czy Jeanneau nie mogli uspokoić gry.

Gubił się Turiaf, będąc w wyraźnie słabszej dyspozycji niż dzień wcześniej. Sygnał do ataku dał Kambala, zdobywając w drugiej kwarcie 8 punktów i wyprowadzając Łotyszy na prowadzenie.

Obydwie ekipy przez całą pierwszą połowę nie oddały ani jednego celnego rzutu zza linii 6,25 m. O dezorganizacji i braku skupienia świadczy także wynik pokazywany w tym czasie na tablicach - 21:16.

Traore już w drugiej minucie 3 kwarty popełnił 4 faul i trener Collet musiał wpuścić z powrotem na boisko Turiafa. W międzyczasie rozbudził się w drużynie Kemzury Janicenoks zdobywając w krótkim czasie 8 punktów dla swojej drużyny, co dawało sześciopunktową przewagę Łotwie.

W końcówce trzeciej kwarty dobrze zza łuku zaczęli trafiać Francuzi i po czterech trójkach autorstwa Diawa i De Colo to "trójkolorowi" wyszli na prowadzenie 41:37. Obrońcy Łotwy zostawiali Francuzów na czystych pozycjach, a ci doskonale wykorzystywali tę sytuację.

Ostatnie dziesięć minut to bitwa kosz za kosz o zwycięstwo. Na początku brylowali Blums i Batum, punkty dorzucał także Tony Parker. Łotysze mało grali przez swoich środkowych, Kambale i Biedrinsa, skupiając się bardziej, podobnie jak Francuzi, na ataku graczami obwodowymi.

Przy wyniku 51:56 Łotwa nie mogła w trzech kolejnych akcjach zebrać piłki po niecelnych rzutach "trójkolorowych". Straciła przez to dużo czasu i szansę na zwycięstwo. Sytuację próbował ratować jeszcze Kambala, ale nie udało mu się trafić spod kosza. Za trzy rzucali Valters i Janicenoks, ale równie niecelnie.

Ostatnie trafienia należały do Parkera, który pewnie wykonywał rzuty wolne i zakończył spotkanie z 23 punktami i 3 asystami. 20 zbiórek Biedrinsa nie wystarczyło, aby Łotwa mogła odnieść zwycięstwo w tym spotkaniu. Tymczasem Francja może cieszyć się z awansu do kolejnej rundy.

Źródło: pzkosz

Tabela grupy C

Tabela grupy C

1. Słowenia 4 2-0 152:128
2. Hiszpania 3 1-1 141:142
3. Serbia 3 1-1 135:137
4. Wielka Brytania 2 0-2 135:156

Kolejno: kraj, punkty, zwycięstwa-porażki, zdobyte:stracone

Grupa C - Warszawa

Słowenia - Serbia 80:69 (22:15, 17:14, 21:15, 20:25)

Słowenia: Laković 16 (3), Udrih 5 (1), Brezec 4, Smodis 4, Nachbar 17 (3), Dragić 16 (1), Golemac 4, E.Lorbek 14 (1).

Serbia: Tepić 6 (1), Teodosić 14 (2), Paunić 7 (1), Bjelica 8 (1), Marković 2, Tripković 7 (1), Raduljica 4, Krstić 2, Perović 9, Velicković 6 (1), Macvan 4.

Reprezentację Serbii najwyraźniej dużo zdrowia i energii kosztował zwycięski mecz przeciwko Hiszpanii na inaugurację turnieju, bowiem rywalizując ze Słowenią była tylko tłem siebie z poniedziałkowego spotkania. Słoweńcy grali za to koszykówkę skuteczną w ataku i agresywną w obronie, co przełożyło się na zwycięstwo 80:69.

Bardzo dobre zawody rozegrał skrzydłowy słoweńskiej kadry, Bostjan Nachbar. Koszykarz Efesu Pilsen Stambuł trafiał z bardzo dobrą skutecznością (7/9 z gry), co dało mu 17 punktów, a także zapisał na swoim koncie dziewięć zbiórek i dwie asysty. Wtórował mu także Goran Dragić, autor 16 punktów.

Po stronie Serbii rozczarował przede wszystkim Nenad Krstić. Bohater meczu przeciwko Hiszpanii prezentował się bardzo, trafiając tylko jeden z pięciu wykonywanych rzutów z gry. Cała reprezentacja Serbii grała na koszmarnej skuteczności. Po trzech kwartach mieli 17 celnych na 49 wykonywanych rzutów.

Słowenia rozpoczęła to spotkanie od mocnego uderzenia. W nieco ponad dwie minuty zawodnicy tego zespołu trafili trzy razy z dystansu (dwa razy Laković i raz Nachbar), a do tego skuteczny pod koszem był Erazem Lorbek i było 13:3 dla drużyny trenera Jure Zdovca.

Serbowie otrząsnęli się jednak z początkowego marazmu i zaczęli odrabiać straty. Przede wszystkim poprawili swoją skuteczność, która w początkowych fazach meczu była ich bolączką. Po celnych rzutach podkoszowych serbskiego zespołu było tylko 18:15 dla Słowenii.

Dla Słoweńców był to jednak jedyny słabszy moment w tym meczu. Wraz z rozpoczęciem drugiej kwarty ponownie zaczęli budować swoją przewagę. Zacieśnili obronę i po tym jak Goran Dragić zdobył osiem punktów w tym fragmencie meczu prowadzili już 33:19. Serbowie natomiast odczuwali brak Nenada Krsticia, który z dwoma faulami siedział na ławce, a gdy przebywał na boisku grał po prostu słabo.

Nieoceniony dla Jure Zdovca był także Bostjan Nachbar. Skrzydłowy słoweńskiej kadry nie miał problemów z umieszczaniem piłki w koszu i w samej tylko pierwszej połowie rzucił 10 punktów, trafiając cztery z pięciu wykonywanych rzutów.

Po przerwie Słoweńcy wyszli na parkiet niezwykle zmotywowani. Wespół z dobrą obroną, szła także dobra skuteczność, co dało im prowadzanie 47:30 w 23 minucie meczu, a później 56:38 na trzy minuty przed końcem trzeciej kwarty.

To było już zdecydowanie za wiele, dla słaniających się po parkiecie Serbów, którzy tego meczu nie zaliczą do udanych. W czwartej kwarcie próbowali gonić, jednak bez żadnych efektów.

Źródło: pzkosz

Hiszpania - Wielka Brytania 84:76 (25:15, 19:20, 22:21, 18:20)

Hiszpania: P.Gasol 27 (2), Fernandez 13 (3), Rubio 5, Navarro 10 (2), Claver 12 (2), Reyes 4, M.Gasol 8, Mumbru 5 (1).

Wielka Brytania: Hart 15 (4), Achara 7, Lenzly 14 (4), Mensah-Bonsu 6, Sullivan 6, Archibald 4, Freeland 10 (1), Reinking 10 (1), Boyd 4.

Mistrzowie świata, Hiszpanie, wygrali pierwszy mecz na EuroBaskecie w Polsce. Po wyrównanym meczu pokonali Wielką Brytanię 84:76.

Wielka Brytania postawiła trudne warunki reprezentacji Hiszpanii, jednak faworyzowani mistrzowie świata obronili się i w decydujących momentach meczu zachowali więcej zimnej krwi, wygrywając ostatecznie 84:76. Nie był to jednak udany mecz w wykonaniu drużyny z Półwyspu Iberyjskiego, ale pierwszy wygrany na polskim turnieju.

Świetny mecz, jak na mistrza NBA przystało, rozegrał Pau Gasol, który w całym spotkaniu zdobył 27 punktów oraz zapisał na swoim koncie 11 zbiórek, trafiając przy okazji siedem z ośmiu wykonywanych rzutów z gry.

Dobry mecz rozegrał także Rudy Fernandez, dla którego było to pierwsze spotkanie na EuroBaskecie. Hiszpan zdobył 13 punktów, trafiają trzy rzuty z dystansu. Na uwagę zasługuje także występ Victora Clavera, autora 12 punktów i czterech zbiórek.

Reprezentacja Hiszpanii na początku prezentowała się tak, jakby chciała zmazać plamę z meczu przeciwko Serbii. Po czterech minutach gry koszykarze Sergio Scariolo prowadzili już 12:0, grając przy tym szybko i skutecznie. Brytyjczycy natomiast nie mogli znaleźć żadnej metody na sforsowanie obrony rywali.

- W tym meczu czuliśmy się znacznie lepiej, niż przeciwko Serbii. Wielu naszych zawodników wczoraj leczyło jeszcze drobne kontuzje. Przeciwko Wielkiej Brytanii wyglądało to już znacznie lepiej - przekonywał trener Hiszpanów, Sergio Scariolo.

Hiszpanie całkowicie dominowali na parkiecie, prowadząc z Wielką Brytanią 19:5 na trzy minut przed końcem pierwszej kwarty. Koszykarze z wysp opierali swoje akcje na indywidualnych popisach, natomiast ich rywale grali kombinacyjnie, kończąc wiele zagrań punktami.

Drużyna trenera Chrisa Fincha próbowała powrócić do gry w drugiej kwarcie. Sporo piłek kierowanych było do Joela Freelanda, który nadspodziewanie dobrze radził sobie z Felipe Reyesem. Brytyjczyk zdobył osiem punktów i jego zespół przegrywał tylko 26:32.

Jednak, gdy tylko brytyjscy koszykarze zbliżali się do faworyzowanej drużyny Hiszpanii, ta momentalnie oddawała kilka celnych rzutów, szczególnie autorstwa Pau Gasola i Victora Clavera i ponownie odskakiwała na ponad 10 punktów.

W drugiej połowie mistrzowie świata prezentowali się na parkiecie tak, jakby nie było w nich kompletnie sportowej złości. Grali ospale i bez większej mobilizacji, co spowodowało, że dwie minuty po rozpoczęciu drugiej kwarty wygrywali tylko 66:62.

Wielka Brytania nabrała jeszcze wiatru w żagle, kiedy Jarrett Hart i Mike Lenzly dwukrotnie trafili z dystansu i ich zespół po raz pierwszy wyszedł na prowadzenie 68:66 na sześć i pół minuty przed końcem meczu.

- Mieliśmy bardzo dobry początek spotkania, później trochę straciliśmy kontrolę na boisku. To był bardzo skomplikowany mecz - tłumaczył rzucający Hiszpanii, Juan Carlos Navarro.

Na trzy minuty przed ostatnim gwizdkiem również zza linii 6,25 centymetrów trafił jednak Pau Gasol, dzięki czemu Hiszpanie powrócili na prowadzenie 74:73. Sam Gasol miał już na swoim koncie 24 punkty i dziewięć zbiórek, będąc zdecydowanie najlepszym koszykarzem swojego zespołu. Po tym ciosie Brytyjczycy już się nie podnieśli i przegrali 76:84.

- Pracowaliśmy bardzo ciężko, staraliśmy się jak mogliśmy, ale w ostatnich minutach nie daliśmy rady. Jestem bardzo zawiedzony - powiedział zawodnik Wielkiej Brytanii, Mike Lenzly.

Źródło: pzkosz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza